"Kordian" i "Sękacz" (fragm.)
Każda nowa inscenizacja "Kordiana" Słowackiego, podobnie jak każda nowa realizacja drugiego arcydramatu narodowego - "Wesela" Wyspiańskiego, jest nie tylko wydarzeniem teatralnym, wpisana jest bowiem - i przez reżysera i przez naszą świadomość - w kontekst aktualnej współczesności. Porównawcza analiza dwudziestu kilku powojennych inscenizacji "Kordiana", to nie tylko bogate i pasjonujące tworzywo dla prac magisterskich czy doktorskich; to również w jakiejś mierze nasza najnowsza historia, przezierająca przez tę inscenizację.
W Warszawie każda była znacząca i każda inna: przekazująca niemal pełny tekst, ostra, nonkonformistyczna - Erwina Axera (wspólnie z Jerzym Kreczmarem w Teatrze Narodowym z 1956 roku), wyrastająca z ówczesnej sytuacji wewnątrz politycznej, dwie kolejne inscenizacje Dejmka w Narodowym (1965 i 1967), który spojrzał na "Kordiana" poprzez "Przygotowanie", pokazane jako ostra, pełna gorzkiej ironii szopka polityczna, co zbliżyło tego "Kordiana" do "Wesela" (druga inscenizacja, łącząc elementy pamfletu politycznego z dramatem narodowym). Równie znacząca i kontrowersyjna (co jest oczywiste) była "antyromantyczna" inscenizacja Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Powszechnym z r. 1970.
Jaka jest obecna inscenizacja Erwina Axera w Teatrze Współczesnym. Swe zamierzenia wyłożył reżyser w programie teatralnym: "Zainteresowanie skupiliśmy tym razem przede wszystkim na wątkach biograficznych i psychologicznych poematu (...), na życiu duchowym i biografii bohatera, (...) Dziś interesuje nas (...) motyw hamletyczny Kordiana i związany z nim materiał aktorski".
Potrzebny jest do tego aktor dojrzały w pełni, o bogatym "wnętrzu", umiejący posługiwać się w sposób zdyscyplinowany i celowy środkami ekspresji aktorskiej. Wojciech Wysocki jest cały "na zewnątrz", gra jego, to przede wszystkim popis recytatorski, zaś całe (lub prawie całe) przedstawienie, to głównie prezentacja poezji Słowackiego, to jego 4-godzinny wieczór poetycki. Jednak nawet najgenialniejsza poezja przy tak sporej dawce potrafi znużyć. Axer gra niemal pełny tekst nie wyłączając bajki starego Grzegorza (wzruszający w tej roli Henryk Borowski) - o Jasiu co psom szył buty, przeważnie opuszczanej, bo nie wnoszącej żadnych kreacyjnych elementów do dramatu, określił tylko dość znacznie "Przygotowanie", zgodnie z założoną koncepcją. Rozbudował też rolę Trzeciej Osoby Prologu (Ryszard Peryt), powierzając jej bardzo częste (nękające, przeważnie zbędne) wejścia z didascaliami, co rozbija spoistość przedstawienia, zwłaszcza drugiej jego części.
Powiało wielkim teatrem romantycznym w scenie pierwszej (inscenizowane fragmenty "wprowadzenia"), powiało dobrym teatrem w jednej z końcowym scen starcia Wielkiego Księcia Konstantego (nieco uproszczona ale czysto przekazana postać, grana "na chrypie" przez Mieczysława Czechowicza) z Carem (jedna z najlepszych kreacji Czesława Wołłejki.) A "między" tymi scenami - trzy półgodziny podawania tekstu poetyckiego w scenerii i poetyce teatru rapsodycznego.
OGLĄDAJĄC omawiane przedstawienie można by sądzić, że lansowane ostatnio pozytywistyczne hasło "Polak potrafi" przekreśliło już na zawsze przewijający się przez naszą historię ostatnich trzech wieków "problem niemożności", kreacyjny problem polskiej dramaturgii właśnie od "Kordiana" po Gombrowicza i Mrożka, problem który nie tak jeszcze dawno rozpalał dyskusję i polemiczne namiętności naszych publicystów. I że ważniejsze dlatego są w "Kordianie" elementy biografii i psychologii bohatera. Ale przecież cała część pierwsza - sceny z Laurą, w James Parku, z Wiolettą - na dobrą sprawę niczego nie wnoszą do biografii Kordiana z kulminacyjnych dla dramatu narodowego scen w podziemiach katedry, raczej zaciemniają tę biografię (Dejmek zrezygnował z nich w drugiej inscenizacji). Te sceny są zresztą - obok wspomnianej sceny Cara z Wielkim Księciem - najlepsze w przedstawieniu.