Kordiana nie było
ZAPOWIEDŹ premiery "Kordiana" w Teatrze Współczesnym prowokowała wiele pytań. I to nie tylko dlatego, że realizacja teatralna wielkiej dramaturgii romantycznej wciąż wywołuje dyskusje. Tym razem rzecz szła również i o osobę reżysera. Erwin Axer do pracy nad "Kordianem" wrócił po dwudziestu jeden latach. Oba spektakle dzielą więc różnorodne doświadczenia inscenizatorskie. Przedstawienie z 1956 r. wyznaczają znakomite nazwiska, m. in. Władysława Daszewskiego (scenografia), Tadeusza Łomnickiego (Kordian), Jana Kurnakowicza (Wielki Książę Konstanty).
Obecny spektakl stanowi więc rodzaj komentarza dla dotychczasowych poszukiwań Axera. Zauważmy, że pamięć tamtej inscenizacji, a przede wszystkim wspaniałych ról nie ułatwia nam odbioru. Sam reżyser tłumaczy w programie, że: "Zgodnie z nakazem i nastrojem chwili zainteresowania nasze koncentrowały się niemal wyłącznie na politycznej wymowie dzieła, na apologii nonkonformizmu wyrażonej w przesłaniu z "Lambra". Poemat traktowaliśmy jako wypowiedź publicystyczną, chwilami niemal plakatową. Wątki misteryjne traktowaliśmy jako wyraz postawy estetycznej młodego Słowackiego". A dziś?
Powiem od razu, że mimo ciekawych fragmentów nowy "Kordian" nuży. Axer wyeksponował fakt, że rezygnuje z zabudowy przestrzeni scenicznej. Bardzo ograniczone rekwizyty (scenografia - Ewa Starowieyska) są tylko elementem dopowiadającym akcję. Zamiast oglądać wpisane w dialogi rozległe płaszczyzny, które metaforyzują poszczególne wypowiedzi, słuchamy... tekstu didaskaliów. Otóż reżyser wprowadził narratora - III Osoba Prologu (Ryszard Peryt) - i właśnie on czyta pewne informacje odautorskie. Ascetyzmowi inscenizatorskiemu towarzyszy świadomość Axera, że rozmawia z widzem dobrze znającym tradycję tych widowisk, jakie kształtowały symboliczne odniesienia poruszonych w dramacie Słowackiego faktów. Dodatkowym atutem okazała się nawet niewdzięczna, płytka scena. Czarne kotary zacieśniają horyzont, a czasem i zaciemniają kontury sylwetek, postaci dramatu. Program notuje tu ważny przepis reżyserski: "Kiedy teatr koncentruje uwagę na życiu duchowym i biografii bohatera, staje oczywiście przed problemem "hamletycznym" Kordiana przed zagadnieniem nie spełnionego czynu. Nie interesowaliśmy się tą sprawą przed dwudziestu laty, nie była ważna ani dla Kreczmara i dla mnie, ani dla Łomnickiego, jak sądzę. Dziś interesuje ten motyw i związany z nim materiał aktorski".
Konsekwentnie zarysowany pomysł spektaklu został więc oparty na wypowiedziach Kordiana. Sposób przekazywania jego kwestii miał sygnalizować złożoną ideologię sztuki. Uwikłany w sprzeczności niemocy i czynu, praw społeczeństwa i jednostki miał Kordian już brzmieniem słowa kształtować wizję Polski. Axer, usuwając rozmaite typy teatralizacji tekstu, postanowił stworzyć przedstawienie prawie na marginesie bezpośredniego kontaktu ze sztuką, jaki daje lektura. Tylko że zabrakło Kordiana. I nie jest to zarzut pod adresem debiutanta, Wojciecha Wysockiego. Bo proponowany spektakl domagał się wybitnej roli, a nie deklamowanych (lepiej lub gorzej) wierszy. Właśnie dzięki doświadczonemu aktorstwu przedstawienie rozbijają kolejne sceny : opowieści Grzegorza (Henryk Borowski), monolog Laury (Maja Komorowska) i wreszcie dialog: Car (Czesław Wołłejko) - Wielki Książę Konstanty Mieczysław Czechowicz). Na tym tle zbladły rozterki niekochanego Kordiana (akt I), zabrakło tragicznego szyderstwa na audiencji u Papieża, nie było samooskarżenia i ofiary w monologu na Mont-Blanc. Pięknie wspomagają bohatera słowa, jakie wypowiada starzec (Władysław Krasnowiecki). Lecz chwilę potem deklamujący bohater zmienia hierarchię racji, które wnosi scena: Szpital wariatów (akt III). Współcześni badacze interpretują ten dialog: Kordian - Doktor (Jan Englert) jako monolog wewnętrzny. Tym razem została gorycz, bolesna drwina. (Sugestywne epizody: Pierwszy i Drugi Wariat - Józef Konieczny, Wiesław Michnikowski).
Szkoda, że nie sekundował im Kordian, walczący o wiarę i wielkość:
Łżesz, podły. Każdy człowiek, który się poświęca Za wolność - jest człowiekiem, nowym Boga tworem.
OGLĄDAMY spektakl, który raz po raz zachwyca wirtuozerią aktorstwa. Lecz role towarzyszące Kordianowi obnażają niedostatki tej interpretacji. A bez Kordiana "chwieje się" ciekawie projektowane przedstawienie.