Artykuły

W Bagateli Masłowską wystawiono bez polotu

"Między nami dobrze jest" w reż. Andrzeja Majczaka w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Polsce Gazecie Krakowskiej.

"Między nami dobrze jest" to ważny dziś tekst. Krakowska inscenizacja jest jednak nieudana.

Nie jest dobrze między nami. Przykład najnowszej premiery w "Bagateli" pokazuje, że nawet najlepsza literatura nie ocali spektaklu, kiedy reżyser nie ma nic ciekawego do powiedzenia.

Trudno w tym przypadku abstrahować od polskiej prapremiery dramatu Doroty Masłowskiej w reżyserii Grzegorza Jarzyny. W warszawskim przedstawieniu udało się idealnie zniuansować to, co w prozie Masłowskiej było lingwistycznym popisem, ale także uniwersalną opowieścią o polskiej historii, o martwych czasach żywiących się pamięcią wsteczną...

Masłowska kilka lat temu napisała dramat, który niemal natychmiast okrzyknięto nową "Kartoteką". Nie oceniam tego typu porównań. Każdy ma prawo odkryć własnego Różewicza. Nawet jeżeli będzie to Różewicz przez zaprzeczenie. Uważam jednak, że Dorota Masłowska nie potrzebuje tego typu porównawczych szuflad. Działa na własną rękę. W "Między nami dobrze jest" z impetem, czasami z żalem, często z furią, daje opis współczesnej Warszawy i Polski, w której odbijają się echa ruin czasu przeszłego, zasieki, barykady, komuna i różańce krzywd.

W wielkim pokoju, który jak u Różewicza, staje się nad-mieszkaniem i nad-domem, mieszkają duchy różnych pokoleń. Czasami wydają się realne, często widmowe. To chochoły, na jakie nas stać. Ludzie bez wyrazu, trochę prymitywni, trochę wulgarni, najczęściej wzruszający.

Stara babcia (Maria Zającówna-Radwan) na wózku inwalidzkim zatrzymała się w czasie wojny. Drugiej światowej, pierwszej sercowej. Ma ciągle sukienkę w róże, podjada ptifiurki, chodzi w pantofelkach na wysokich obcasach. Aż tu grzmot, aż tu granat, skończył się świat. Rzeczywistość jej wnuczki, córki, sąsiadki, aktora, reżysera, prezenterki telewizyjnej jest wulgaryzacją tamtej poezji, języka, delikatności. Wszyscy oni żyją, NIE żyjąc.

A Masłowska świetnie wygrywa językowo to zaprzeczenie. To typowi Polacy. Śmieszni i smutni. Kupują w supermarketach, mają kompleksy, słuchają starych piosenek, mizdrzą się do kamery. Mówią o sobie: jesteśmy Europejczykami, a następnie słuchają radiowej audycji o tym, że Polska jest królową narodów. Co tam Francuzi z bagietkami, Włosi z pizzą itd. Mamy swoją pizzę, z Tesco.

W spektaklu w Bagateli żaden z tych poruszających dylematów nie został wiarygodnie wygrany. Przedstawienie przypomina dopiero wstępny szkic. Na tle wyjątkowo nieudanej scenografii - przypominającej wymiętolone, zużyte prześcieradło z wirującymi rondlami a la "Akademia

Pana Kleksa" - w znoju produkują się aktorzy. Każdy ma swoje pięć minut: biega, przytupuje i posapuje w rytm niestosownie dobranych elektronicznych beatów, ale w końcu nie wiadomo, w jakiej sprawie i w jakim celu trwa ta gonitwa. Po co te krzyki? Czy chodzi o obronę ludzi upodlonych przez nową rzeczywistość czy o szyderstwo? Neurotyczna feministka w krawacie oraz mizdrząca się prezenterka telewizyjna przypominają bardziej kukły pewnych postaw niż ich realne odbicie. To, że mimo wszystko patrzy się na te postacie z pewną przyjemnością, jest wyłącznie zasługą talentu aktorek-Urszuli Grabowskiej i Magdaleny Walach.

Przejmująca opowieść Masłowskiej o spróchniałych czasach, które nie zaczynają się i nie kończą, o polskości, która - używając terminologii Konwickiego - j est "wiecznym kompleksem", w inscenizacji Andrzeja Majczaka stała się średnio zabawnym, przeciętnie zainscenizowanym i kiepsko zagranym skeczem.

I jeżeli istnieje jakikolwiek powód, dla którego mimo wszystko warto wybrać się do Bagateli na ten spektakl, to jest nim wspaniały teatralny come-back Marii Zającówny-Radwan w roli babci. Kiedyś w legendarnych "Braciach Karamazow" Lupy Radwan jako pani Chochłakow woziła na wózku inwalidzkim ułomną, nadpobudliwą córeczkę Lise (Beata Fudalej). Teraz, po latach, sama zasiadła w wózku. Od postaci granej przez Radwan promieniuje świetlistość. Starsza pani wszystko wie, wszystko rozumie. Jej zagubienie jest rodzajem ucieczki na zamówienie. Do czasów kiedy kwiaty pachniały intensywniej, chłopcy kochali mocniej, a Wisła była jednym wielkim kąpieliskiem. Raj młodości jest zwycięstwem pamięci. To jedyna wygrana wojna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji