"Martwa królowa"
Dobrze się stało, iż Teatr TV sięgnął wreszcie po utwór wybitnego, a nie znanego przecież publiczności telewizyjnej, francuskiego dramaturga. Reżyser - J. Kreczmar, potraktował "Martwą królową" z dużym pietyzmem, co wyraziło się w doskonałej obsadzie i dbałości o brzmienie tekstu dramatu. Jacek Woszczerowicz dał nam jeszcze jędną świetną kreację. Role uosabiające konflikt władzy i sumienia, są jakby dla niego stworzone, stąd zresztą chyba i największy sukces Woszczerowicza w latach ostatnich związany jest z "Ryszardem III". Postać króla Ferrante, choć pobrzmiewają w niej czasami podobne nuty, co w wielkim dramacie Szekspira, została jednak potraktowana przez artystę zupełnie odmiennie, bardziej "miękko" i przez to może nawet bardziej drastycznie.
Świetną partnerką Woszczerowicza, w roli dla siebie przecież niezbyt typowej, była Aleksandra śląska, co jeszcze raz potwierdziło szeroką skalę jej możliwości. Zawiódł nieco Władysław Kowalski, aktor o dużej wszak inteligencji i wyrobieniu. Chyba ta rola wyraźnie mu nie leżała.
Przedstawieniu, utrzymanemu precyzyjnie w tonie i nastroju, zdecydowanie" zabrakło pointy. Momentami raziła też nieco zbytnia koturnowość, rozgrywanie niektórych partii spektaklu w konwencji bliższej scenie teatralnej, niż telewizyjnej, jakaś statyka, brak owej ruchliwości kamery, która zwykle penetruje i wyławia dla widza najważniejsze szczegóły widowiska. Może było to celowe zamierzenie, a może po prostu - niedopatrzenie? Trudno o jednoznaczną opinię. Mankamenty te jednak nie zaważyły na ogólnym wrażeniu. Otrzymaliśmy spektakl bogaty w prawdę o człowieku, nakłaniający do przemyśleń, niosący w sobie garść niekłamanych wzruszeń.