Artykuły

Był człowiekiem niezależnym

Jeżeli można tak powiedzieć - był stałym elementem kulturalnego pejzażu Trójmiasta. Wydawał się wieczny - niemal jak instytucja. I niezbędny ze swoimi sądami. Jego odejście jest czymś, co autentycznie zasmuca. Odchodzi pokolenie powojennych gdańszczan, którzy tyle zdziałali dla naszej kultury na Pomorzu, w Gdańsku, Sopocie, Gdyni, na Kaszubach - Tadeusza Skutnika wspomina Paweł Huelle w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Pogrzeb Tadeusza Skutnika, naszego wieloletniego redakcyjnego kolegi, odbędzie się dzisiaj o godzinie 12 na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku. Msza święta w intencji Zmarłego zostanie odprawiona o godzinie 10 w kościele Świętego Jana w Gdańsku, ul. Świętojańska 50.

Paweł Huelle wspomina Tadeusza Skutnika:

Kiedy poznałem Tadeusza Skutnika? Pod koniec lat osiemdziesiątych prowadziłem tak zwaną mówioną gazetę. Nazywała się "Punkty mówione" i była - wedle mojego pomysłu - zapożyczeniem od kolegów z Krakowa. Z ich opozycyjnego "Na Głosu". Tak jak gdański "Punkt" (znakomite czasopismo) zostało zlikwidowane przez towarzyszy generałów, tak krakowski "Na Głos" uległ likwidacji. Ale u dominikanów krakowskich raz w miesiącu zbierała się śmietanka pisarzy, dziennikarzy, krytyków - by - przed zgromadzoną publicznością czytać swoje teksty. Idea gazety mówionej, w której miałem zaszczyt wystąpić w Krakowie - szybko została zaakceptowana w Gdańsku. Na tak zwanej "górce" przy kościele Świętego Mikołaja. Oficjalnie patronował nam ojciec Józef Puciłowski - ówczesny duszpasterz środowisk twórczych. Pozwalał na wszystko, niczego nie cenzurował. Wbrew temu, co mówiła wówczas szeptana ubecka propaganda, nie płaciliśmy żadnych honorariów. Dzięki hojności dominikanów oraz ich wydawnictwa W Drodze każdy z występujących autorów mógł sobie wybrać jedną z książek przez nich wydaną - właśnie jako honorarium. W prowadzeniu gazety partnerował mi wówczas Stanisław Esden-Tempski - o ile nie wyjeżdżał wówczas do USA.

Wtedy poznałem Tadeusza. Jak w każdej przyzwoitej gazecie literackiej, potrzebny był felieton. Na zakończenie numeru. Tadeusz Skutnik wszedł w tę rolę znakomicie. Publiczność kochała jego sardoniczne, dowcipne komentarze. Szyderstwa na temat upadającego systemu, w którym - przypomnijmy to - kolejne gnioty Jana Dobraczyńskiego osiągały podniebne nakłady, podczas gdy lista pisarzy niedrukowanych czy niewznawianych - rosła. Tadeusz miał swój styl. Każdy felieton rozpoczynał arcypoważnie, by umiejętnie dozować słuchaczom dawkę absurdu, humoru. Bywało, że po niektórych - arcytrafnych sformułowaniach - słuchacze nie mogli się uspokoić, ich śmiech był chyba najlepszą zapłatą dla Autora.

Potem przyszły czasy przemian - "Dziennik Bałtycki" przechodził rozmaite rewolucje - wcale moim zdaniem nie najlepsze, ale Tadeusz wciąż w tej gazecie pisał. Interesowały go przede wszystkim literatura i sztuki plastyczne. Nie zawsze się z nim zgadzałem, ale nigdy nie zauważyłem w jego publicystyce tandety, ulegania modzie, mimikry, kłamstwa. Był człowiekiem niezależnym - choć w każdym systemie - jest to bardzo trudne. Bardzo. Rzadko się spotykaliśmy. Tadeusz nie był typem młodopolskiego dziennikarza - birbanta. Przychodził na wystawy czy promocje książek i znikał, zanim bankiet osiągał apogeum. Właściwie niewiele o nim - poza tekstami - wiedziałem.

Bywając u Świętego Jana na niedzielnych mszach, widziałem go - skupionego, pogrążonego w modlitwie, przystępującego do Komunii. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale sądzę, że jego wiara była wysokiej próby. Choć nigdy się z tym nie afiszował, nie narzucał. Jeżeli można tak powiedzieć - był stałym elementem kulturalnego pejzażu Trójmiasta. Wydawał się wieczny - niemal jak instytucja. I niezbędny ze swoimi sądami. Jego odejście jest czymś, co autentycznie zasmuca. Odchodzi pokolenie powojennych gdańszczan, którzy tyle zdziałali dla naszej kultury na Pomorzu, w Gdańsku, Sopocie, Gdyni, na Kaszubach. Tadeusz Skutnik ma w tym swój wybitny udział - podobnie jak Lech Bądkowski czy Zbigniew Żakiewicz. W naszej podróży przez życie zbrakło nam niespodziewanie znakomitego kolegi. Musimy iść dalej, ale niech nas obliguje szlachetny obowiązek pamięci. To jest niezbędna cząstka naszej kultury. Samego życia - z którego - niestety - nie da się wyłączyć przypadków tak niespodziewanej, przedwczesnej śmierci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji