Artykuły

Kabaretowy spektakl z widokiem na morze

"Słodkie lata 20., 30." w reż. Jana Szurmieja na Scenie Letniej Teatru Miejskiego w Gdyni. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Nowy sezon Sceny Letniej Teatru Miejskiego im. W. Gombrowicza w Gdyni otworzyła niezobowiązująca, sentymentalna i bardzo pogodna podróż do okresu dwudziestolecia międzywojennego. Musicalowo-kabaretowy spektakl "Słodkie lata 20., 30..." stworzył Jan Szurmiej, reżyser i scenarzysta

Choć rzeczywiście sentymentalna, nie jest to jednak propozycja tylko dla pokolenia babć i dziadków. Znakomicie wykonane i zinterpretowane utwory wpadają w ucho nawet krzywiącej się zwykle na taki "oldschool" młodzieży. "Słodkie lata..." są przede wszystkim kolejnym dowodem na to, że gdyńscy aktorzy - obojętne, czy z Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza, czy współpracujący z Teatrem Muzycznym im. D. Baduszkowej (w większości absolwenci tamtejszego Studium Wokalno-Aktorskiego), czy wreszcie adepci owego Studium, są świetnie przygotowani zarówno wokalnie, jak i tanecznie.

Z liczącej 26 osób obsady wszyscy bardzo dobrze radzą sobie zarówno z ułożonymi przez Szurmieja m.in. pod kultowe, frywolne jak na tamte czasy dźwięki charlestona i fokstrota układami choreograficznymi, jak i z wokalnym wykonaniem znanych polskich szlagierów. Szczególnie błyszczy znakomity Mariusz Żarnecki, którego charyzmę, talent wokalny, taneczny i komediowy najwyraźniej docenił reżyser spektaklu, powierzając mu wiodącą rolę w wielu scenach - m.in. w lekkich, dowcipnych, stylizowanych na występy choćby warszawskiego teatrzyku Qui Pro Quo przerywnikach, w których odgrywa rolę kłótliwego (oczywiście w sprawie pieniędzy) Żyda.

Partneruje mu w nich udanie, dysponujący pięknym, lekko chropowatym głosem i kabaretowym wyczuciem Krzysztof Stasierowski. Nie mniejszą uwagę przyciąga Bogdan Smagacki, celnie interpretując takie utwory jak: "Już taki jestem zimny drań" "Umówiłem się z nią na dziewiątą" Eugeniusza Bodo, oprawione charakterystycznym "wianuszkiem" pięknych dam. Wśród kobiet wokalnie wyróżniała się Agnieszka Babicz, świetnie wypadła też Elżbieta Mrozińska.

Wokalny talent wykonawców wspomagała nieskomplikowana, ale miła dla oka, jasna, przestrzenna scenografia, ukazująca kawałek mola, nabrzeża i rozstawionych na plaży drewnianych przebieralni, bardzo przyzwoite kostiumy i niezłe, czasem nawet zaskakujące aranżacje znanych utworów.

Rozpoczynający się przydługą "rozgrzewką" dla aktorów i widzów, w trakcie której ubrana w plażowe stroje z epoki młodzież udaje dobrą zabawę - odbijają plażową piłkę, grają w badmintona, flirtują, spektakl ma kilka dłużyzn i niedociągnięć. Jako całość jest jednak dobrze ułożony i bardzo poprawny. Kilka numerów zasługuje wręcz na miano popisowych: "Miłość ci wszystko wybaczy" Ordonówny i "Piękny żigolo" Faliszewskiego w wykonaniu niezastąpionej Doroty Lulki, "Brunetki, blondynki..." Kiepury znakomicie zaśpiewane (i zagrane) przez Jerzego Michalskiego czy piosenkę Zuli Pogorzelskiej "Ja się boję sama spać...", uroczo wykonaną przez zjawiskową Sylwię Różycką.

Piosenki, które weszły w skład "Słodkich lat..." właściwie "skazują na sukces" każde ich wykonanie. Chcemy czy nie, bez względu na gusta, poglądy czy wykształcenie, mimowolnie zaczynamy się "bujać" przy takich kawałkach jak "Czy pani mieszka sama" lub "W starym kinie" (po wykonaniu Beaty Buczek-Żarneckiej i Rafała Kowala wielu widzów ocierało z oka łezkę...).

Do lat 20. i 30. przylgnęło raczej określenie "szalone" niż słodkie, ale do realizacji Jana Szurmieja zdecydowanie bardziej pasuje to drugie określenie. Wszystko jest poprawne, swobodne, bez zadęcia na wielki show czy głębokie emocje. W końcu spektakl ten nie miał wywołać rewolucji, ale stanowić lekką letnią rozrywkę i jako taki spełnia swoje zadanie. Wiele gagów i żartów w nim użytych, choć nieco już przykurzonych, wciąż śmieszy i - choć tylko symbolicznie, umownie - przenosi nas jednak w klimat dwudziestolecia. Nie brakuje odniesień do tego, co w Polsce dla tego okresu charakterystyczne: budowa portu w Gdyni i rosnąca świetność "perły Bałtyku" - w tworzącej klamrę kompozycyjną piosence Jana Szurmieja "Białe miasto", rosnąca rola kina i początki kina dźwiękowego i ten kabaretowo-estradowy sznyt - nowe stroje, odsłaniające smukłe nogi pań "małe czarne" Coco Chanel, krótkie fryzurki, kapelusiki w kształcie hełmu, pióra, koronki, rękawiczki, meloniki, laseczki. "Słodkie lata 20., 30..." oddają też subtelnie specyficzny dla tamtych czasów klimat zabawy, która dawała szansę na odreagowanie trudnych lat I wojny światowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji