Artykuły

Smutna konfrontacja. Miesiąc na wsi

Adam Hanuszkiewicz postanowił powtórzyć niegdysiejszy sukces i wystawił "Miesiąc na wsi" Turgieniewa - legendarne przedstawienie sprzed ponad dwudziestu lat, jedno z najlepszych w jogo dorobku. Nie wchodzi się jednak dwa razy do tej samej rzeki... Przedstawienie w Małym miało realistyczne dekoracje (prawdziwa trawa, woda, żywe psy) i liryczny nastrój. Zachwycało finezyjnie prowadzonym dialogiem, komizm miesza się z dramatyzmem uczuć miłosnych, uderzała prawda psychologicznych przeżyć.

Dziś reżyser dyrektoruje na innej scenie i prowadzi inny zespół. Konfrontacja tego, co zapamiętane z tym, co się dzieje na scenie, nie wypada dla Nowego korzystnie. Historia wytwornej damy Natalii i jej wychowanka Wiery, zakochanych w młodym nauczycielu Bielajewie, z początku prowadzona "po bożemu", przeradza się na koniec w niezamierzoną groteskę. Magdalena Cwenówna jako Natalia znów gównie prezentuje korzystnie uwydatniające figurę kostiumy. Jerzy Karaszkiewcz jako doktor Szpigielski dialoguje wprawdzie, ale wyłącznie przez rampę z publicznością, nie dostrzegając partnerów: Pełna życia Edyta Jungowska - Wieroczka (ubrana dla kontrastu jak siódme dziecko stróża) oraz niezły Artur Sokołowski jako Bielajew, po wzruszającej scenie wyznań popadają w histerię, prowadzeni przez Hanuszkiewicza w stronę wulgarnych, konwulsyjnych spazmów! Niestosowna przesada, grube przerysowania odbierają świetnemu tekstowi wszelki wdzięk i każą się śmiać w momentach, gdzie raczej przystoi zaduma. Reżyser nie dowierza aktorom, każąc im ilustrować gestem każde słowo. Ładne nastrojowe światło fioletowego wieczoru nad kwitnącym owocowym sadem (dekoracja Mariusza Chwedczuka) staje się tłem dla jakiegoś balu manekinów. Wbrew XIX-wiecznej obyczajowości, postaci wciąż wchodzą w fizyczny kontakt rodem z zupełnie innej parafii. A przecież są tu dobre sceny - monolog Natalii o surowym wychowaniu w ojcowskim domu, pełne nieświadomego erotyzmu, wpół dziecięce zaloty Wieroczki wobec Bielajewa, szczerze zabawne - głównie dzięki tekstowi w przekładzie Pawła Hertza - oświadczyny doktora, który spowiada się wybrance ze swoich wad. Po co jednak ten gaz do dechy, ta koszmarna dosłowność, te krzyki, gdy wystarczyłby szept? Dobry smak na tej wsi nie mieszka. I sytuacji nie ratują nawet dwa duże psy, których gra jest bez zarzutu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji