Artykuły

Bydgoszcz. Żużel na scenie

Jan Klata reżyseruje w Teatrze Polskim "Szwoleżerów", sztukę Artura Pałygi o żużlowcach. Jutro premiera.

O żużlu zwykło się w Polsce mówić, że w przeciwieństwie do piłki nożnej nie gromadzi na stadionach kiboli, tylko rodziny, które w atmosferze weekendowego pikniku oglądają zawody.

- No, to chyba nazbyt idylliczna wizja - ucina Jan Klata, który jest pomysłodawcą spektaklu.

Dramaturg Artur Pałyga, pisząc sztukę, oparł się na wielogodzinnych wywiadach przeprowadzonych przez Beatę Zamlewską-Pałygę z zawodnikami, ich dziewczynami, żonami i działaczami

- Wcześniej nie interesowałem się żużlem, dlatego zaskoczyła mnie liczba samobójstw, których w ostatnich latach zdarzyło się tym środowisku wiele, i to wśród ludzi młodych - mówi Pałyga.

Gladiatorzy

Robert Dados, mistrz świata, podejmował samobójczą próbę trzy razy. Uratował go mechanik, potem żona. Wstrząsająca jest determinacja w dążeniu do śmierci. Za trzecim razem powiesił się daleko od miejsca zamieszkania - w wiejskiej stodole rodziców. Rafał Kurmański zaciskał pętlę, opierając się z całych sił na klamce hotelowego pokoju. Łukasz Romanek, mistrz Europy juniorów, zawisł w garażu. Pytanie, dlaczego zawodnicy targają się na swoje życie, stało się kluczowe dla autora sztuki.

- Żużlowcy to zazwyczaj chłopcy z małych miasteczek i wsi - mówi dramaturg. - W dzieciństwie jeździli wokół sklepu spożywczego na komarku. Zauważyli, że to działa na piękne dziewczyny, potem kupowali większe i szybsze maszyny, mieli więcej pięknych i odważnych kobiet, a w końcu rzucali szkołę i szli do klubu.

Zarabiają w nich duże pieniądze: około dziesięciu sportowców ponad milion złotych rocznie. Do tego dochodzą honoraria z zagranicznych lig, od Rosji po Wielką Brytanię, a także za reklamy. Za mały napis na kombinezonie w miejscu, gdzie jest obojczyk, kasuje się 10 tysięcy złotych.

- Każdy znany żużlowiec ma mnóstwo wielbicieli, czuje się jak młody bóg - mówi Pałyga. - Ale presja jest ogromna. Zawodnicy czują indywidualną odpowiedzialność za wynik - przed klubem, sponsorami i kibicami. Kontrakt zakłada, że po meczu mają obowiązek podejść do nich, porozmawiać i uścisnąć dłoń.

Ale gdy wyniki są gorsze, fani wyszydzają dawnego ulubieńca, lżą go, co oznacza rodzaj zawodowej śmierci. W pewnym sensie polskie żużlowe areny przypominają rzymskie - z gladiatorami.

- Dlatego w Polsce jeździ się najostrzej, a krew wisi w powietrzu - kontynuuje dramaturg. - Tym bardziej byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, ilu kibiców, artystów i ludzi mediów przyciąga żużel.

Jest też problem wypadków.

- Wszyscy wcześniej czy później muszą "zaliczyć dzwona", czyli przeżyć upadek lub zderzyć się z bandą - mówi Jan Klata. - To oznacza gips, wózek inwalidzki albo trumnę. Taki jest los żużlowca.

- Jeden z działaczy powiedział: nieważne, jak jeżdżą przed wypadkiem, tylko jak dają sobie radę po wypadku. Jeżeli zaczynają się bać i zwalniają na wirażu - wypadają z gry. Żużlowcy nie chcieli mówić o strachu i wywieranej na nich presji. Starają się o tym nie myśleć. Tomasz Gollob, nasz mistrz świata, mimo poważnego wypadku jeździ dalej bez cienia strachu, ale nie wszyscy są silni tak jak on - zauważa Artur Pałyga.

Jan Klata nie ukrywa, że zaintrygowało go coś więcej niż niebezpieczne życie zawodników.

- Nie interesował nas reportaż ani realizm, tylko metafora, która może mieć znaczenie także dla tych, którzy nigdy nie byli na meczu - mówi reżyser. - Jesteśmy największą światową potęgą żużlową, mamy mistrza świata i najlepszą ligę, najbogatsze kluby, tymczasem żużel łączy się ze skrajnym zawadiactwem, ryzykanctwem. Dlatego warto się zastanowić, co takiego jest w Polakach, że chętnie całymi rodzinami przychodzą zobaczyć najlepszych na świecie zawodników - żywe torpedy jeżdżące z prędkością 120 km na maszynach, które nie mają hamulców. Nieprzypadkowo spektakl nosi tytuł "Szwoleżerowie". Konie się zmieniają, Polacy nie.

Kamikadze

W tle jest szarża pod Somosierrą, ale i katastrofa smoleńska.

- Podejmowanie ryzyka to fantazja debeściaków, która często oznacza brak wyobraźni i zdolności przewidywania konsekwencji - mówi Jan Klata. - Artur zbudował tekst wokół postaci żużlowego mistrza, który zrobił karierę, wyłączając hamulce bezpieczeństwa swojej wyobraźni, jednak z czasem zaczyna myśleć o przyszłości. To początek końca.

"Tak to świadomość czyni nas tchórzami" - puentuje ironicznie swoją wypowiedź reżyser, cytując szekspirowskiego Hamleta.

Zapytałem Jana Klatę, czy Polacy są w stanie się zmienić, przejść na pozycje zdroworozsądkowe.

- Nie wiem, czy to możliwe i potrzebne. Może są inne narody od zdrowego rozsądku? Może my się do niczego innego nie nadajemy? Istnieją przecież siły polityczne i kilku literatów, którzy uważają, że powinniśmy kultywować ogródek braku wyobraźni, bo naszym powołaniem jest pięknie zginąć. Mój stosunek do tej kwestii jest ambiwalentny. Jestem bowiem przeciwnikiem bezrefleksyjnego podziwiania innych i wchodzenia w cudzą skórę, jeśli bierze się to z kompleksów. Optymalny byłby rodzaj takiej modernizacji, jaką przeprowadzili Japończycy. Po latach izolacji wysłali swoich szpiegów do wszystkich światowych potęg i wzięli od nich to, co najlepsze, zachowując jednocześnie własną specyfikę. Nie wiem, czy coś takiego teraz jest w Polsce możliwe.

Japończykom się udało, chociaż ich narodowi bohaterowie, czyli kamikadze, byli ze śmiercią za pan brat jeszcze bardziej niż nasi szwoleżerowie.

- Na pewno polski wiatr ma coś wspólnego z japońskim boskim wiatrem - komentuje Jan Klata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji