Artykuły

Taniec życia i jego potrójna ofiara

"Święto wiosny" w choreogr. Wacława Niżyńskiego, Emanuela Gata i Maurice'a Bejarta w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Piszą Hanna i Andrzej Milewscy w Hi Fi i Muzyka.

Kiedy ćwierć wieku temu Millicent Hodson relacjonowała swoją pracę nad rekonstrukcją oryginalnej choreografii "Święta wiosny", zatytułowała książkę "Nijinsky's Crime against Grace" ("Zbrodnia popełniona przez Niżyńskiego przeciwko gracji"). Taka opinia panowała w świecie kultury po paryskiej premierze baletu Strawińskiego w 1913 roku.

idzowie gwizdali, tupali, niemal skakali sobie do gardeł. Irytowała ich głośna, silnie zrytmizowana muzyka o nieprzyjemnych dla ucha współbrzmieniach, ale chyba jeszcze bardziej byli zbulwersowani tym, co zaprezentowali tancerze. Zamiast piruetów baletnic w zwiewnych spódniczkach, zamiast wdzięcznych kroczków na puentach baletek - kanciaste ruchy grup tancerzy w łapciach, stopy stawiane na piętach i palce stóp skierowane do wewnątrz - wbrew prawidłom klasycznych pozycji baletowych. Autorem tej choreografii był Wacław Niżyński, Polak, wówczas 24-letni solista-gwiazdor kompanii Baletów Rosyjskich. I chociaż później powstało około dwustu choreografii "Święta wiosny", ta pierwsza obrosła legendą, czemu sprzyjał fakt, że zaginęła partytura z notacją, a zapis filmowy baletu nie istniał.

Odnaleziona po latach partytura potwierdziła wersję odtworzoną przez Hodson na postawie rozmów z asystentką Niżyńskiego. Mężowi Hodson, Kennethowi Archerowi, udało się zrekonstruować oryginalną scenografię i kostiumy autorstwa Nikołaja Roericha (również współautora libretta). Wskrzeszona pierwotna wersja od 1987 roku odnosi sukcesy na scenach świata, budząc zachwyt organiczną jednością wizji muzycznej, plastycznej i tanecznej. Tak też jest w stołecznym Teatrze Wielkim Anno Domini 2011.

Wirujące kręgi Prasłowian, w transowych rytmach czczących przesilenie wiosenne, oddających cześć mądrości przodków i surowym prawom natury, żywe barwy wzorów na lnianych giezłach - wszystko to zdaje się wyrastać z muzyki Strawińskiego, a każdy gest i krok sprawiają wrażenie kinetycznego symbolu danej nuty. Po zobaczeniu wstrząsającej inscenizacji widza ogarnia zwątpienie, czy można z tej muzyki

wysnuć coś innego, a zarazem cos równie sugestywnego, poruszającego i ciekawego.

"Święto wiosny" trwa 40 minut, więc nie wystarcza do zapełnienia teatralnego wieczoru. I oto autorzy warszawskiego spektaklu wpadli na pomysł, aby z opracowaniem Niżyńskiego zestawić jeszcze dwie cieszące się uznaniem choreografie: premierowe dla polskiej publiczności dzieło Mauricea Bejarta z 1959 i Emanuela Gata z 2004 roku. Dwie różne koncepcje techniki tańca i jego pokazywania. U Bejarta - ruchome rzeźby z grup ciał tancerzy, u Gata - pięć osób w strojach współczesnych, kwintet tancerzy to splatających się, to rozplatających w rozmaitych układach inspirowanych figurami salsy.

I znów - po każdym z baletów powstaje wrażenie, że tej muzyki nie sposób zatańczyć inaczej. Trzy różne historie o ofierze. O najsłabszej jednostce składanej przez grupę w darze magicznym siłom przyrody (choreografia Niżyńskiego); o kobiecie-ofierze losu, samotnej w parzystym tańcu życia (Gat); o mężczyźnie i kobiecie, składających sobie nawzajem ofiarę z samych siebie (Bejart). Trzy choreografie wymagające od wykonawców, oprócz perfekcji warsztatowej, żelaznej kondycji. Warszawscy tancerze przed premierą nie ukrywali, że stanęli przed najtrudniejszym wyzwaniem w dotychczasowej karierze - ale i wielką szansą pionierskich dokonań. Efekt jest znakomity: precyzja współdziałań w podzespołach, wycyzelowane szczegóły, zgrana współpraca między sceną i kanałem orkiestrowym.

W inscenizacji baletu tak skomplikowanego, tak trudnego rytmicznie jak "Święto wiosny" swoistym mistrzem ceremonii jest dyrygent. Od dokładności i czytelności jego gestów zależy wyrazisty kontur wykreowanych tańcem wizji, zaś ich nasycenie barwą emocji zależy od drugiego zespołowego organizmu - orkiestry. Łukasz Borowicz zapewniał, że trzykrotne zagranie tych samych dźwięków nie będzie nużące ani dla muzyków, ani dla słuchaczy. Muzyka zintegrowana z ruchem zyskuje za każdym razem inną wymowę, inną jakość. Tak rzeczywiście było. Instrumentaliści brzmieli świetnie zarówno w motorycznych, szalonych tutti, jak i w licznych solówkach instrumentów dętych; w "dzikim" forte i w - o wiele rzadszym - "naiwnym" piano.

Potrójnym "Świętem wiosny" Balet Narodowy pod kierunkiem Krzysztofa Pastora kończy udany sezon, który przyniósł też niezapomniane premiery "Kopciuszka" Prokofiewa oraz "I przejdą deszcze" do muzyki Góreckiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji