Artykuły

Otwarty Kurort Kultury. Za rok robimy to znowu, bez prezydencji

Czy Otwarty Kurort Kultury - odbywający się w Sopocie kulturalny program związany z polską prezydencją w Unii Europejskiej był imprezą udaną? Czy będący jego fundamentem pomysł na prezentację sztuki w miejscach publicznych się sprawdził? Na te pytania odpowiadają ci, którzy przygotowywali kilka z przedsięwzięć, odbywających się w ramach tej imprezy.

Ida Bocian

współorganizatorka serii spektakli pod hasłem Out De Bicz!, grająca także duże role w kilku z nich

Przemysław Gulda: Jak przyjęliście pomysł grania waszych, dość przecież trudnych i wymagających skupienia, spektakli na ulicy?

Ida Bocian: Bardzo ostrożnie podchodziliśmy do tego pomysłu, baliśmy się, że będziemy grali w pustkę, że może przyjdzie kilku naszych znajomych. Nasze spektakle nie są przecież w żaden sposób dostosowane do grania w plenerze, nie ma w nich żadnych fajerwerków charakterystycznych dla teatru ulicznego. Szybko okazało się, że - na szczęście - nasze obawy były płonne. Najlepszym dowodem na to, że ten pomysł wypalił była sytuacja, która powtarzała się codziennie: na końcu spektaklu zawsze było więcej publiczności niż na początku. A więc udawało nam się przyciągnąć i zatrzymać przypadkowych widzów. Co więcej, niektórzy przychodzili nawet następnego dnia, żeby zobaczyć początek spektaklu, który ich ominął.

A jak wyglądał sam odbiór spektakli? Czy reakcje były pozytywne czy negatywne?

- Zdecydowanie przeważały te pozytywne, choć oczywiście zdarzały się sytuacje trudne: czasem ktoś przedrzeźniał nasze kwestie, padające na scenie, czasem ktoś próbował nas zakrzyczeć czy śmiać się głośno w zupełnie nieodpowiednich momentach, ale to były tylko epizody.

Gdyby była okazja, żeby ponownie grać spektakle w takiej przestrzeni, skorzystacie z niej?

- Bardzo chętnie. Rozmawiałyśmy z Ewą Ignaczak, współorganizatorką Out De Bicz!, na temat tego, żeby w przyszłym roku, już zupełnie niezależnie od prezydencji, wyjść z naszymi nowym spektaklami "w miasto". Może zabrzmi to trochę górnolotnie, ale ten projekt przywrócił nam wiarę w teatr.

Julia Porańska

w ramach projektu Off Centre, w bloku na Kamiennym Potoku organizowała warsztaty dla mieszkańców

Przemysław Gulda: Na czym dokładnie polegał twój projekt? Co oferowałaś mieszkańcom sopockiego bloku?

Julia Porańska: Był to przede wszystkim warsztat wykonywania galanterii domowymi sposobami - skupiłam się głównie na wyrobie eleganckich, choć jednocześnie zabawnych rękawiczek. Jednocześnie w mieszkaniu obok działała kawiarenka przygotowana przez designerów z grupy Low Budget: chłopcy najpierw zaprojektowali i wykonali kawiarniane meble, a potem piekli muffinki i częstowali nimi mieszkańców.

Jaki był oddźwięk tych pomysłów? Jakie było zainteresowanie mieszkańców bloku?

- Nasz projekt był pierwszym z kilku, które działy się w tym samym miejscu w kolejnych tygodniach. Jako, że byliśmy pierwsi, mieszkańcy podchodzili do nas z pewną rezerwą. Nie byli zbyt chętni do współuczestniczenia w naszych działaniach. Ale taki już los pionierów - kiedy wpadałam do mieszkania podczas trwania kolejnych projektów, widziałam wyraźnie, że mieszkańcy coraz bardziej oswajali się z obecnością artystów i byli coraz bardziej otwarci na ich propozycje.

Ale nawet wasze pionierskie działania cieszyły się pewną popularnością...

- Wolontariuszki bardzo pracowicie zapraszały do nas mieszkańców. I rzeczywiście, kilka pań zaangażowało się w wyrób rękawiczek, szczególnie urocza była grupa młodych chłopaków, która postanowiła zrobić rękawiczki dla swoich mam. Dużo więcej gości było w kawiarence. Wpadali tam zwłaszcza starsi mieszkańcy bloku, którzy potrafili zasiedzieć się dość długo i wspominać dawne czasy. Jedna z pań tak sobie upodobała wizyty w kawiarence, że wpadała tam codziennie, odwdzięczając się za muffinki kawałkami arbuza. Chętnie wróciłabym w to samo miejsce za jakiś czas z jakimś nowym projektem, wydaje mi się, że tym razem oddźwięk były dużo większy.

Honorata Martin

współorganizatorka projektu Swelina - Ekologiczny Pensjonat Kultury

Przemysław Gulda: Jak wyglądała wasza oferta w ramach Otwartego Kurortu Kultury? Co przygotowaliście dla widzów i jak te pomysły zostały przyjęte?

Honorata Martin: Nasza akcja dzieliła się wyraźnie na dwie części - jedna odbywała się w pracowni Swelina, druga - na plaży. Na tą pierwszą składały się przede wszystkim wystawy i prezentacje. Podczas jednego z dni trwania naszej akcji kolejne wernisaże odbywały się co godzinę. To przyciągnęło zadziwiająco dużą publiczność. Dużo więcej widzów pojawiło się natomiast na pikniku na plaży, który - mam wrażenie - udał się nam znakomicie. Strasznie baliśmy się o pogodę, bo deszcz zniweczyłby cały plan, na szczęście nie padało.

Na plaży pojawiło się sporo widzów. Jakie były ich reakcje?

- To prawda. Co więcej, choć było sporo naszych znajomych, większa część publiczności to były osoby, które trafiły tam przypadkowo. Bardzo pomogła lokalizacja naszego pikniku - odbywał się w miejscu, którym codziennie przechodzą setki ludzi. Wielu z nich interesowało się tym, co robiliśmy, podchodziło do nas, część zostawała na dłużej. Ludzie byli zainteresowani tym co robimy, zadawali nam pytania, inicjowali rozmowy. Naszą akcję od samego początku pilnie obserwowali też członkowie organizacji ekologicznych, którzy odwiedzali nas zarówno w pracowni, jak i na plaży.

Co cieszyło się największą popularnością?

- Świetnie wypadły koncerty, które odbywały się na plaży i w pobliskim lesie. Nawet mimo tego, że poszczególni wykonawcy nie grają muzyki popularnej, udało im się przyciągnąć sporą publiczność i stworzyć znakomity klimat.

Joanna Cichocka-Gula

wiceprezydent Sopotu, współpomysłodawczyni projektu Otwartego Kurortu Kultury

Z radością muszę stwierdzić, że reakcja na ten pomysł, zarówno ze strony mieszkańców Sopotu, turystów, artystów i mediów była bardzo ciepła. Oczywiście, pojawiały się jakieś pojedyncze głosy krytyczne, bo komuś nie podobał się taki czy inny projekt, ale zdecydowanie przeważały opinie bardzo pozytywne. I często powtarzał się ten sam postulat - ten projekt aż się prosi o kontynuację. I będziemy go kontynuować, już niezależnie od unijnej prezydencji. Zaczniemy już we wrześniu sporym przedsięwzięciem, opartym na podobnych założeniach - obecności sztuki w przestrzeni publicznej - przygotowywanym przez stowarzyszenie A Kuku Sztuka.

Świetne jest też to, że Otwarty Kurort Kultury zostawił w Sopocie trochę trwałych śladów - wszystko wskazuje na to, że kilka realizacji, które szczególnie spodobały się widzom, zostaną tam, gdzie były przez ostatni miesiąc. Swego rodzaju symbolem tego zjawiska będzie ławka-huśtawka na przystanku autobusowym naprzeciwko urzędu miasta, przygotowana przez grupę designerów Tabanda, prowadzimy właśnie rozmowy z autorami, żeby ich praca została w tym miejscu na dłużej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji