Artykuły

Wyspa na Wschodzie

"Miranda" w reż. Oskarasa Koršunovasa z Teatru Miejskiego w Wilnie na XV Festiwalu szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Miranda" - adaptacja "Burzy" Szekspira w reż. Oskarasa Koršunovasa - to przerażająca wizja człowieka zniszczonego przez totalitarny system, tracącego zmysły, zamkniętego w swoim własnym świecie

Jeżeli Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski ma w ogóle jakieś swoje "stałe" gwiazdy, to jedną z nich jest na pewno Oskaras Koršunovas. Litewski reżyser przywiózł parę lat temu do Trójmiasta "Romea i Julię"; na zeszłorocznym festiwalu pokazał świetnego "Hamleta" i oryginalny "Sen nocy letniej". Tymi produkcjami udowodnił, że jest twórcą sprawnym, precyzyjnym i inteligentnym, obdarzonym niesamowitą wyobraźnią przestrzenną i świetnie pracującym z aktorami, a jego interpretacje Szekspira zawsze są przemyślane.

Zatem jego "Miranda" - autorska wersja "Burzy" - przed rozpoczęciem tegorocznego festiwalu wskazywana była jako jedno z największych wydarzeń imprezy. Szczególnie, że ta jeszcze "ciepła" premiera jest dla Trójmiasta wyjątkowa: spektakl był współprodukowany przez gdański festiwal (oraz przez festiwal szekspirowski w węgierskim mieście Gyula).

Cała akcja "Mirandy" dzieje się w niedużym pokoju typowego mieszkania lat 80. (późnych 70.?) w jednym z krajów Bloku Wschodniego. Główny element scenografii to szeroka meblościanka na wysoki połysk; prócz tego widzimy staroświeckie radio i telefon, śnieżący czarno-biały telewizor (z transmisją "Jeziora łabędziego" Piotra Czajkowskiego, jak się na koniec okazuje - wybraną nieprzypadkowo), wysłużony fotel i stół. Pośrodku mamy rozsuwane przeszklone drzwi, za którymi widzimy fragment korytarza (jak się później możemy domyślić - prowadzącego do kuchni, łazienki i sypialni). Wiemy od razu, że to mieszkanie intelektualisty: każdy skrawek pokoju przywalony dosłownie jest książkami; piętrzą się one na wszystkich półkach oraz na podłodze.

Co zaskakujące, spektakl zaczyna się jak kameralny dramat rodzinny. Rozpisany został on tylko na dwoje aktorów: podstarzały mężczyzna wychowuje niepełnosprawną córkę. W pewnej chwili zaczynają czytać "Burzę" Szekspira. Mężczyzna (Povilas Budrys) staje się Prosperem, a jego córka (Airida Gintautaite) - tytułową Mirandą. I gdy wydaje się już, że ta odwołująca się do epoki komunizmu metafora nie wytrzyma natłoku szekspirowskich wydarzeń i nowych postaci, reżyser kończy spektakl mocnym akcentem, spajającym wszystko z powrotem w spójną całość (Koršunovas wplata jeszcze w tekst finału fragmenty z "Makbeta" i "Króla Leara").

Imponująca jest przy tym łatwość, z jaką reżyserowi "Mirandy" udaje się z malutkiego mieszkania stworzyć iluzję magicznej wyspy Prospera. Korzysta przy tym przede wszystkim z nagranego dźwięku i zmian oświetlenia, niezwykle pomysłowo ogrywając zwyczaje przedmioty: biały szum odbierany przez radio staje się szumem morza, a domowy wiatraczek rozpętuje prawdziwą burzę.

Koršunovas daleko jednak odszedł od tradycji prezentowania "Burzy" jako magicznej komedii, choć w spektaklu świetnie poprowadzonych scen humorystycznych nie brakuje. Jego Prospero jest człowiekiem zniszczonym przez system; zgnojonym, bezsilnym, nękanym chorobą alkoholową (trudno tu nie dopatrzyć się wątku autobiograficznego - Litwin otwarcie mówi o sobie jako o niepijącym alkoholiku), niepanującym nad mrocznymi seksualnymi instynktami.

"Miranda" to przerażająca wizja człowieka tracącego zmysły, zamkniętego (dosłownie i w przenośni) w swoim własnym świecie. I choć Koršunovas w paru momentach umieszcza drobne aluzje do historii Litwy, to łatwo sobie wyobrazić w miejscu jego Prospera nieakceptowanych przez reżim intelektualistów, wykładowców akademickich czy artystów z innych republik radzieckich, Polski, Czechosłowacji czy Jugosławii. Wydaje się, że totalna i bezkompromisowa wizja mogła powstać wyłącznie w umyśle osoby, która sama przeżyła przynajmniej kilka lat w systemie komunistycznym.

Wizja ta nie miałaby szans realizacji, gdyby nie brawurowe, jednak nie przeszarżowane aktorstwo. Budrys i Gintautaite w pierwszych fragmentach "Mirandy" tworzą spójne, przekonujące portrety psychologiczne bohaterów, by później gładko i efektownie wcielać się w kolejne postacie szekspirowskiej fabuły. Na pewno spora w tym zasługa świetnie prowadzącego aktorów reżysera, jednak kreacje Litwinów są jednymi z najlepszych - jeżeli nie najlepszymi - na tym festiwalu.

Koršunovasowi udała się rzecz niesamowita: korzystając z kameralnych środków i sztuki Szekspira, stworzył nie tylko wyśmienite przedstawienie, ale także dojmujący i porażająco trafny obraz reżimu komunistycznego. Obraz, jaki w ostatnich dwóch dekadach w polskim teatrze (pomimo licznych prób, m.in. w dokudramach Teatru TV czy w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy) się nie pojawił.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji