Artykuły

Wielka groteska Słowackiego

"Nieboska" u Swinarskiego rozgrywała się w jednym miejscu - w kościele, tak samo cały jego "Fantazy" dzieje się w salonie Respektów. I tak samo ten salon nie jest tylko dosłownym miejscem akcji, jest ramą, w której mieści się wszystko. I dąb Wernyhory, i dom Idalii, i cmentarz. W wielkiej komnacie ze ścian pokrytych freskami odłazi tynk. Na gzymsach leżą pęczki cebuli, ze szpar wyglądają słomiane wiechcie. Wśród starych pięknych mebli i "narodowych pamiątek" stoją worki z jabłkami i sianem. Ubóstwo miesza się z resztkami i pozorami dawnej świetności. Z tyłu zamyka scenę, a raczej otwiera ją i rozsuwa daleko w głąb, horyzont pełen powietrza.

Biały horyzont, zrobiony nie z płótna, ale ze światła, przecięty szarą, smutną linią wołyńskiego krajobrazu. Pomiędzy worki z warzywem i empirowe mebelki wbiega kura. Obszarpany, niechlujny, żujący wciąż jakąś strawę Kajetan wygania kurę i popędza zgiętych, okrytych łachmanami chłopów wynoszących worki.

W tym salonie wołyńskim z roku 1841 zjawia się Fantazy, ubrany według ówczesnej mody londyńskiej, z lokami nad czołem, niedbały, swobodny i zamyślony zarazem.

Respektowa aranżuje przyjęcie na cześć światowego gościa. Wydaje dyspozycje żującemu bez przerwy Kajetanowi, wśród opadających tynków i pęczków cebul rządzą inscenizację na wzór Puław i Arkadii. Wprawdzie popsuła się rura w kaskadzie a śpiewak Dubyna pojechał do dyczowa po arak, ale stary Anton będzie łowił ryby i chłopięta zasiądą pleść koszyki. Scena pod dębem Wernyhory zgadza się we wszystkich szczegółach z zamierzeniami Respektowej. Na środku stoi ogromny, prawdziwy, rosochaty pień, wkoło kępy suchej wikliny i krzaków; chłopięta plotą koszyki, Anton łowi ryby, zjawia się nawet Dubyna i usiłuje zaśpiewać pieśń Padurry, ale po powrocie z wyprawy po arak jest kompletnie pijany. Mimo wtrętów pijanego Dubyny i interwencji żującego Kajetana cała scena pod dębem rozegrana jest delikatnie i precyzyjnie, zgodnie z cudownie namotaną przez Słowackiego pajęczyną złośliwości, sentymentów i dowcipu. Szermierce słownej przy nalewaniu herbaty - przypominającej zawiłości logiczno-gramatyczne Norwida - i tyradzie Fantazego towarzyszy oczywiście przez cały czas Idalia. Za suchym krzakiem, na tle horyzontu widać tylko jej sylwetkę, nie widać twarzy, ani nawet dłoni. Na ośmieszający ją monolog Fantazego odpowiada Idalia jedynie ruchami, podnosi się nieco wyżej, kołysze na boki, ale na chwilę jej majacząca za krzakiem sylwetka staje się najważniejszą postacią. W niej skupia się prosty molierowski niemal komizm tej sytuacji.

Wśród idyllicznego w zamierzeniach Respektowej krajobrazu spotyka się Stelka z Janem. Jan jest zarośnięty, niechlujny, ubrany w kożuch wełną na wierzch, na plecach ma kołczan, a u pasa manierkę z gorzałką. Stelka nie może wziąć od niego pierścionka, bo trzyma na ręku obrzydliwego pieska - "ministra policji" z ogromną biało-czerwoną kokardą. Wzgardzony Jan siada na ziemi, wypija zawartość manierki i wyje jak wilk swoją pieśń tęsknoty.

Scena następuje za sceną, przy szybkich zmianach, jak zawsze u Swinarskiego. Intrygi, rozmowy z nieco rozchełstanym Majorem, przekomarzania Fantazego z Rzecznickim, trochę nijaka scena z Dianną, porwanie Rzecznickiej - Fantazy zrywa ze ściany myśliwską trąbkę i wybiega. I jeszcze rozmowa biednego Rzecznickiego z Idalią, szybko rozegrane dialogi w jej zasnutym czarnymi muślinami domu i wszystko szybko zmierza do kulminacyjnej sceny na cmentarzu.

Ta wspaniała scena, w której wszyscy bohaterowie dramatu błądzą wśród nocy między grobami jak duchy - amatorzy grzybobrania z "Pana Tadeusza", widziani oczyma Hrabiego - jest przecież jedną z najwspanialszych kulminacji dramatycznych w naszej literaturze. Wszystkie wątki zawiązują się tu - i rozwiązują - ostatecznie: i amerykański pojedynek Fantazego z Majorem, i romans z Idalią, i farsowy motyw Rzecznickich, i romantyczny wątek uczuciowy między Janem a Dianną.

Horyzont teraz jest ciemny, tylko w głębi świeci się witrażowe okienko kaplicy. Chłopi wynoszą z cmentarza worki. Potykając się o te zgrzebne worki z sianem i o groby prowadzi Fantazy pomiędzy krzyżami Idalię. Następuje ostateczne spotęgowanie romantycznego błazeństwa, odgrywanego na cudzy i własny użytek - najważniejsza inscenizacja owego "teatru", o którym mówi z pogardą Jan. Ale Fantazy jest świadom tej błazenady, mówi do Idalii: "Patrz, jakich komików wydaje Polska... aż do grobu śmieszą!" I doskonale zdaje sobie sprawę Swinarski, że w Fantazym wszyscy, absolutnie wszyscy grają w tym polskim romantycznym teatrze, wszędzie podszytym przez Słowackiego śmiesznością. I już tutaj, przy zgasłym horyzoncie, nad grobami pokrytymi sianem - jeszcze przed wielkim zakończeniem ze śmiercią Majora, które wyjaśni wszystko - odkrywa się wewnętrzna treść tej inscenizacji, potwierdza się jej logiczny sens.

Wbrew pozorom Swinarski nic do tekstu Słowackiego nie dodał. Nic specjalnego na użytek spektaklu nie wymyślił. Po prostu zagrał Fantazego w całkowitej zgodzie z tekstem. Trzymał się dokładnie wskazówek z tekstu głównego, a także, niepewnych co prawda, didaskaliów. Biały horyzont oświetlony jest po raz pierwszy w Polsce przez Skarżyńskich metodą przejętą od Strehlera, trudno to jednak nazwać zapożyczeniem. Poza tym wszystko jest ze Słowackiego: trąbka, którą zrywa ze ściany Fantazy, piesek Stelki, Dubyna, Idalia wyglądająca zza krzaka, Jan topiący frasunek w gorzałce i próchniejące, rozpadające się splendory siedziby Respektów, opisane w rozmowie Hrabiny z Kajetanem. Nawet chłopi snujący się po scenie, nie urodzili się, tak jak w "Dyndale u Planchona tylko z brechtowskiej tradycji i nie są też natrętnym, teraz dodanym społecznym wydźwiękiem, lecz mają swoje uzasadnienie w tekście dramatu. Ze Słowackiego i tylko ze Słowackiego, którego wspaniale potrafił Swinarski przeczytać, wywodzi się cały niezwykły klimat tego przedstawienia. Jest ono wzniosłe i śmieszne, gorzkie i słodkie, tragiczne i komiczne zarazem, jak współczesny dramat z XX wieku, który dopiero teraz potrafił dorównać pod tym względem Słowackiemu.

Wiadomo przecież, że Fantazy jest przedziwnym zjawiskiem w naszej literaturze. Upadają wobec niego właściwie wszystkie prosto i logicznie układające się periodyzacje i klasyfikacje polskiej dramaturgii, opartej od stu lat na schemacie walki z romantyzmem i ciągłych do niego powrotów. W "Fantazym" zawarty jest cały, zdawałoby się dopiero dzisiaj utwierdzony, komentarz historyczny i społeczny do dziejów Polski po klęsce powstania listopadowego; i jest równocześnie daleko naprzód wybiegająca, piekielnie ironiczna, bolesna analiza reprezentatywnej warstwy narodu - wówczas szlachty, a później - inteligencji.

Grany przez Pszoniaka Fantazy nie jest tylko stereotypowym "byronistą", przedstawicielem jednego z "dwu romantyzmów", kabotynem i snobem. Nie jest też jedynie zakłamanym ale pełnym wdzięku i melancholii romantycznym kochankiem i dandysem, z niesmakiem taplającym się w wołyńskim błocie, a jednocześnie załatwiającym niezbyt czysty małżeński interes, z którego zresztą, za porywem serca - rezygnuje. W tym Fantazym jest coś więcej. Coś co wymaga dodatkowego komentarza. Komentarz zaś jest zawarty w listach z tamtych lat: "Scheda kuryłowiecka w powiecie uszyckim - dusz 2364, w mohylewskim - dusz 1646, razem - dusz 4010. Ta scheda oszacowana rub. srebr. 589632, czyli prawie 4 miliony..." - i dalej: "...śród nudy tutejszej, jakie czasem zdarzają się obrazy rozdzierające duszę. Np. wracasz bryczką z folwarku jakiego, oddalonego od domu - księżyc pierwszej kwadrze wschodzi, z drugiej strony chmury jesienne, czarne - przed Tobą piasków równina, pędzisz, a tu spod płotu jęk, spojrzysz, a pod płotem klęczy wychudła kobieta, z dzieckiem u piersi w łachmanach, a mróz bierze, śród zmierzchu jak widmo stąpa do Ciebie. Tyś bryczkę zatrzymała, widmo klęka pod kołami i jęczy: "Nima z cego, nima z cego żyć, a na pańscyznę pędzą, męcą, dręcą, egzekwują miłosierdzia trochę, jaśnie oświecony". A obok Ciebie siedzi Twój komisarz i powiada Ci, jak jednej dasz, to wszyscy przylecą..."

Oczywiście nie warto znowu odgrzebywać prymitywnej, dawno już skompromitowanej tezy, że Fantazy jest po prostu karykaturą Krasińskiego, którego listy z Podola zostały tu zacytowane. A jednak właśnie te listy jak i inne, w których Krasiński opisuje, ta samo jak Rzecznicki, lecące za koniem prze Kampanię Rzymską lucciole, są najlepszym komentarzem do postaci Fantazego. Takiego jakiego gra Pszoniak. Fantazego, który jest nie tylko "byronistą" i nie tylko jest od innych bohaterów dramatu o niebo inteligentniejszy, ale który - jedyny - rozumie zarówno własne jak i cudze błazeństwo - smutną komedię graną przez "polskich grafów" pod okiem mądrego choć prostego Rosjanina, na tle snujących się z workami "dusz". Takiego Fantazego zagrać jest bardzo trudno. Nie można zbudować roli na jednym tonie - ironii, albo sentymentu, albo wdzięku czy melancholii. Taki Fantazy musi być romantykiem z pozy i sylwetki i bardzo polskim bohaterem - inteligentnym i bezsilnym wobec innych i wobec samego siebie. To, że Pszoniak dał sobie radę z rolą Fantazego, która okazała się nie tylko popisowa i efektowna, ale przede wszystkim bardzo złożona i trudna, świadczy, że jest aktorem niemałej miary. Że umie rezygnować z popisu, z deklamacji, na korzyść wewnętrznej kompozycji postaci.

Tyleż co Fantazy ma do wygrania Idalia. I tak samo jak Fantazy Pszoniaka - Idalia Dubrawskiej o wiele przewyższa w spektaklu Swinarskiego inne postacie. Jest śmieszna i ośmieszona kostiumem z cudacznie upiętymi włosami. Jest śmieszna, kiedy podryguje za krzakiem, ale jest piękna i w scenie z Rzecznickim wspaniale dumna. I ta rola nie została zagrana na jednym tonie, i w niej, tak samo jak Pszoniak w Fantazym, pokazała Dubrawska całą ambiwalencję, całą tragikomiczną dwuznaczną jednolitość dramatu. Zresztą w diabelskie koło groteski Słowackiego wplątani są wszyscy: świetnie grana przez Polony przemądrzała Stelka, Respektowie (Niwińska i Wesołowski), Kajetan (bardzo dobry Bińczycki) i oczywiście Rzecznicki ładnie grany przez Sądeckiego. Kręci się w nim też Jan (Bednarz). Jan - bohater i więzień sybirski - jak inni, zmuszony do uczestnictwa w teatrze romantycznego błazeństwa. Chociaż wyśmiewa pozę Idalii, sam jest też uwikłany w tragiczną i śmieszną sytuację, zmuszony wciąż do odgrywania roli narodowego bohatera; nie może być sobą - zwyczajnym człowiekiem, który zalewa robaka i któremu wyć się chce nad własnym losem. Najmniej może wykorzystana została rola Dianny (Barbara Bosak) nadmiernie uproszczona, w celowo zresztą przyjętej konwencji "polskiej dziewicy". Fabisiak gra Majora zbyt serio, dobry jest w pierwszych scenach, kiedy pozostaje po prostu rubasznym wojakiem, potem nie dorasta trochę do roli. Popis Majora to wielka i arcytrudna scena finałowa. Scena, w której musi przez kilka minut gadać i umierać jak w operze. Fabisiak za dużo umiera, a za mało wygrywa wspaniałe powiedzonka o "milionistach" i "polskich grafach". A przecież zakończenie Fantazego, to - dzięki Majorowi - nie tylko melodramatyczny finał, ale także wspaniałe narodziny i śmierć świetnie naszkicowanej postaci - liberała i carskiego sołdata, człowieka, który godzien jest "pocałunku w serce" i chytrego łapownika. Major z finału niepodobny jest do jowialnego staruszka z salonu Respektów; jest postacią, którą mógłby w kilka lat później opisać Dostojewski. Fabisiak niestety gra cały czas bardziej tego pierwszego Majora.

W zakończeniu dramatu, niezależnie od ironicznie pojętej przez Słowackiego konwencji happy endu, wszystko zresztą chyba odejście Fantazego, który nie tylko przeżył rozczarowanie wobec własnej romantycznej pozy i błazeństwa, ale ucieka też od rozgrywającej się na jego oczach tragicznej polskiej komedii, gdzie duma, podłość i szlachetność miesza się w jedno. Po odejściu Fantazego komedia trwa nadal. Smutny i śmieszny taniec a la polonaise zostaje odtańczony do końca. Major umarł. Jan i Dianna podają sobie ręce, Idalia patrzy w dal, Respektowie przeglądają czeki oddane im przez Majora, chłopi stoją z tyłu zgięci pod swoimi workami. Ta niema scena, to już może zbyt natrętny, ale w pełni uprawniony komentarz.

Przedstawienie jest świetne, choć gubią się w nim dwie sprawy naprawdę ważne: wspaniały wiersz, źle na ogół mówiony i oba skontrastowane ze sobą wątki miłosne - Idalii i Fantazego - Jana i Dianny. Ale może dopiero w tym przedstawieniu widać dokładnie, że Fantazy najlepiej chyba z całego romantyzmu rymuje się z naszą epoką, która za główną sztukę ostatnich lat obrała sobie "Tango". I co więcej, widać też, że w końcu pierwszej połowy XIX stulecia potrzebne były nie tylko "Dziady" i "Kordian", ale jeszcze bardziej Fantazy. Ten pierwszy dramat o przedziwnym tańcu upokorzonej dumy, szlachetności i poniżenia, który musieli tańczyć Polacy przez tyle lat. Słowacki nie pisał komedii, ale świetnie rozumiał, że śmiech potrzebny jest polskiej literaturze i wiedział, że musi to być śmiech zaprawiony goryczą i opartą na mądrym dystansie do świata ironią, która wyprowadza Fantazego poza obłupujący się ze starego tynku zaścianek fałszywego salonu Respektów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji