Artykuły

Wywiad z Damianem Aleksander odtwórcą roli Chrisa i Johna

Uczucia jakie wywołuje "Miss Saigon" i treść jaką zawiera opisywano na wiele różnych sposobów. Jak Ty byś nazwał to czym "Miss Saigon" jest dla Ciebie?

Damian: Przede wszystkim "Miss Saigon" dała mi możliwość spotkania z atmosferą tamtego okresu, który w Polsce był znany jedynie zza "żelaznej kurtyny". "Miss Saigon" to też obraz najbardziej romantycznej, werterowskiej miłości, która dotknęła dwoje wrażliwych ludzi, ale przez okoliczności w jakich się zrodziła nie miała szansy na przetrwanie. Ukazuje również - na tle zdarzeń wojennych - perypetie ludzi wrzuconych w wir krwawej, tragicznej rzeczywistości.

Grałeś w tym spektaklu dwie role, które bardzo wpływają na kształt całego przedstawienia, jedną z nich była rola Chrisa, drugą rola Johna, która z nich jest Tobie bliższa, z którą się bardziej utożsamiasz?

Damian: Są to diametralnie różne role i nie można ich w żaden sposób porównywać. Chris jest zagubiony i bardzo wrażliwy, lecz nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, a także za dalszy los Kim, którą w sobie rozkochał, a później skazał na bardzo niepewną przyszłość mimo iż odwzajemniał jej uczucie. John z kolei jest bodajże najbardziej pozytywną postacią w spektaklu. Uczy się na swoich błędach, a lekcję, którą była wojna bierze głęboko do serca i próbuje naprawić wyrządzone zło. Odnajduję w sobie cechy obydwu postaci, myślę, że są mi one jednakowo bliskie nie tylko na scenie. W życiu jestem czasami wrażliwym, zagubionym Chrisem, a momentami bywam wielkodusznym i zdecydowanym Johnem.

"Miss Saigon" nie była Twoim debiutem scenicznym. Wcześniej grałeś główne role, m.in. W "Księdze Dżungli" i w "Wichrowych Wzgórzach". Czym te przedstawienia się od siebie różnią, jak przygotowywałeś się do "Miss Saigon"?

Damian: Tak naprawdę "Miss Saigon" była moim pierwszym spotkaniem z dramatem ujętym w formie musicalu. Poprzednie produkcje, w których brałem udział, miały zupełnie inny charakter, rządziły się innymi prawami. Przy pracy nad "Miss Saigon" miałem okazję naprawdę użyć umiejętności wyniesionych ze szkoły aktorskiej. Na początku budowania obydwu ról starałem się stworzyć szkielet - wzajemne relacje na scenie, zależności, logiczne zrozumienie zdarzeń. Istotna w całym procesie tworzenia postaci była muzyka, która kierowała emocjami, sugerowała zdarzenia i decydowała o charakterze danej sceny. Najtrudniejsze okazało się powściąganie narastających emocji, tak aby nie przybrały formy groteski aby nie stały się zbyt przerysowane i śmieszne. Nie ułatwiał tego fakt, że wszystkie partie w tym musicalu są śpiewane, tak więc śpiew musiał stać się naturalną formą ekspresji, przedłużeniem mowy, a wręcz tak jakby mowa nie istniała i można było jedynie śpiewać. Dlatego też w każdej chwili pracy nad obydwiema rolami ważna była koncentracja i skupienie.

Jak wspominasz pracę nad pierwszą taką polską superprodukcją. Czy fakt, że oczekiwania były ogromne, nie tylko co do samego spektaklu, ale i Ciebie jako młodego aktora szybko zyskującego popularność, wywoływał presję?

Damian: Praca na tak wielkim projektem nie była dla mnie nowością. Wcześniej brałem udział w "Nędznikach" w Teatrze Muzycznym w Gdyni, więc siłą rzeczy oczekiwałem od "Miss Saigon" bardzo wysokiego poziomu i nie zawiodłem się. Nie mogę mówić o presji, bo jej nie odczuwałem. Moja kariera dopiero nabierała rozpędu (równolegle z pracą nad "Miss Saigon" kręciłem serial "Zostać Miss). Po przejściu castingów bardzo cieszyłem się na myśl o pracy w Teatrze Roma, gdyż tak jak wtedy, tak i teraz zdaję sobie sprawę , że ludzie zaangażowani przy "Grease" , "Miss Saigon", obecnie również przy "Kotach" przecierają nowy szlak dla teatru musicalowego w Polsce. Wszyscy biorący udział w próbach podchodzili do powstającego spektaklu bardzo emocjonalnie, stąd czasami wynikały spory, które jednakże były owocne i przynosiły niespodziewane rozwiązania. Pracowaliśmy bardzo intensywnie, z dużym poświęceniem i zaangażowaniem.

Długo po polskiej prapremierze miałeś okazję zobaczyć ten spektakl siedząc na widowni w Warszawie, zarówno jak i w Londynie. Odczułeś pewne różnice?

Damian: Niewątpliwie tak - polska wersja jest znacznie wyrazistsza emocjonalnie. Sam łapałem się na tym, mimo iż niejednokrotnie grałem i oglądałem "Miss Saigon", że przy pewnych scenach ogarniał mnie dreszcz emocji i nie mogłem powstrzymać wzruszenia. Nie zdarzyło mi się to oglądając londyńską wersję. Pomimo nowocześniejszych rozwiązań technicznych, londyńska wersja nie poruszyła mnie tak, jak ta nasza. Duża różnicę odczułem również od strony muzycznej - u nas, może nie zawsze perfekcyjna, ale żywa orkiestra nadawała niepowtarzalną atmosferę. W Londynie poprzez użycie mniejszej ilości instrumentów zastąpionych efektami dźwiękowymi, muzyka jest czystsza, ale zarazem mniej wyrazista.

I ostatnie pytanie: Co czujesz wiedząc, że "Miss Saigon" nie będzie już grana w Teatrze Roma?

Damian: "Miss Saigon" była jednym z najważniejszych etapów w mojej karierze. Mam nadzieję, że nie "umrze", a pragnienie publiczności aby nadal ją oglądać pozwoli ją przywrócić. Więc oznacza to moje przywiązanie do niej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji