Artykuły

Bunt i rezygnacja

Od momentu kiedy w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu odbyła się polska prapremiera "Nie do obrony" minęło dziesięć lat. W trakcie owego dziesięciolecia utwór Johna Osborne'a wystawiło u nas jeszcze kilka innych teatrów, w kinach szedł film angielski "nakręcony" w oparciu o "Nie do obrony" a ostatnio ze sztuką Osborne'a mieliśmy okazję obcować raz jeszcze, bo w reżyserii Gruzy trafiła na ekrany telewizji.

"Nie do obrony", z uwagi na swą dramaturgiczną konstrukcję, zawsze może stanowić okazję dla aktorskiego popisu. Stwarza ją rola Billa Maitlanda, która w zasadzie, mimo że bohater Osborne'n wchodzi w kontakt również z innymi ludźmi, jest głównie rozmowa Maitlanda z samym sobą - jest jego wielkim wewnętrznym monologiem. I szansę tę w przedstawieniu telewizyjnym starano się wykorzystać przede wszystkim. W spektaklu Gruzy głównego bohatera utworu Osborne'a grał Wojciech Pszoniak, a poprzez kilka zabiegów reżysersko-inscenizacyjnych - takich jak chociażby odpowiednie skreślenia w tekście, najazdy kamer na twarz Pszoniaka, rozgrywanie całej akcji w okratowanej biurowej klatce - postać Maitlanda wyeksponowano jeszcze bardziej niż ma to miejsce w samej sztuce. Co opłaciło się zresztą na pewno, ponieważ Pszoniak jest rzeczywiście bardzo dobrym aktorem. Więc psychologiczne rozwibrowanie Maitlanda, rozkojarzenie i jego wewnętrzne frustracie pokazał w sposób ekspresywny i żywiołowy, lecz nie pozbawiony jednoczesnego zdyscyplinowania i technicznej wirtuozerii.

Ale "Nie do obrony" warto też było zaprezentować w telewizji także z innych powodów. Z uwagi na ciągle aktualną problematykę tej sztuki, na zawartą w niej krytykę mieszczańskiej stabilizacji i konsumpcyjnego sposobu życia.

Bill Maitland nie potrafi przystosować się do otoczenia. Irytuje go "(....) koło straconej konsumpcji i produkcji bez końca", drażni cywilizacja, w której ideały społeczne sprowadzi się do haseł w rodzaju "(...) pół samochodu na głowę mieszkańca". Jest przegrany, gdyż jest przedstawicielem "klas średnich" i doskonale pasują doń słowa wypowiedziane o przedstawicielu tych klas przez znakomitego amerykańskiego socjologa C. Wrighta Millsa w jednym z rozdziałów "Białych kołnierzyków". Mills pisze o owym przedstawicielu, że "Zniewalają go siły, nad którymi nie panuje, popychają go do udziału w ruchach, których nie rozumie, wikłają w sytuacje, w których jest najbardziej bezradnym uczestnikiem. Jest bohaterem jako ofiara, jako nic nie znacząca istota, zaledwie przedmiot, a nigdy podmiot działania (...)". Nic tu dodać, nic ująć. Takim człowiekiem jest właśnie Bill Maitland.

W wymierzonej przeciw mieszczańskiej Anglii sztuce Osborne'a "Miłość i gniew", główny bohater utworu był młodym buntownikiem. W "Nie do obrony" wydoroślał i stał się człowiekiem przegranym i zrezygnowanym. Ale rezygnacja nie uczyniła go szczęśliwym. Postawiła tylko w sytuacji bezwyjściowej, w której straciwszy dawne buntownicze ideały nie może już ani skutecznie czemukolwiek się przeciwstawić, ani też nie ma czego bronić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji