Artykuły

Werther cierpi w Warszawie

Opera Narodowa wystawiła "Werthera" Masseneta - liryczny dramat, pe­łen przepięknych monologów z jedną słynną arią Werthera i półgodzinnym dramatycznym finałowym duetem umie­rającego bohatera z Charlottą, przyczy­ną jego samobójczej śmierci. Reżyse­rował podziwiany przed laty tancerz Gerard Wilk, niestety bezradny w klu­czowych scenach kameralnych, które nie wiedzieć dlaczego rozgrywają się w monumentalnej dekoracji (Jean Jaque Le Corre) nie mającej nic wspólne­go z muzyką ani romantyzmem akcji. Dyrygował, preferując liryzm, gość z Francji - Jean Pierre Marty.

Warszawską Charlottą jest urocza Stefania Kałuża. Tym bardziej rozumie­my rozpacz Werthera - stracił śliczną kobietę z pięknym głosem i talentem aktorskim. Równie pięknie wypada śpiew Izabelli Kłosińskiej w roli młod­szej siostry Charlotty. Gdybyż jeszcze re­żyser - chcąc zapewne uwiarygodnić jej młodociany wiek - nie kazał jej bez sensu podskakiwać... W roli Wert­hera występuje gość z Francji -- Ge­rard Garino. Charakteryzuje go pięknie brzmiący w średnicy tenor (z kłopotami w górnych rejestrach) i, niestety, niedo­statki aktorskie. Adam Kruszewski (ba­ryton) w roli Alberta może się nato­miast poszczycić głosem o prawdziwie miodowej barwie... Choć wyliczyłem sporo niedostatków, w sumie spektakl dobry i zapewne będzie się podobał warszawskiej publiczności, lubiącej tra­giczne historie miłosne z liryczną mu­zyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji