Artykuły

Tragedia miłosna

JEDEN z najbardziej znanych autorów amerykańskich zmarły przed siedmioma laty Eugeniusz 0'Neill jest we wszystkich swych sztukach twórcą mocnych sytuacji dramatycznych sięgających ambicjami do tragedii antycznej, a jednocześnie poetą i mistykiem. Sztuka, którą ujrzeliśmy obecnie na scenie Teatru Polskiego "Pożądanie w cieniu wiązów* w dobrym przekładzie Kazimierza Piotrowskiego, napisana przed laty przeszło czterdziestu stworzona została w epoce dojrzałości twórczej tego autora. Grana była zresztą w roku 1926 pod zmienionym tytułem "Żądza" na scenie lwowskiej z Leonią Barwińską w roli Abbie, Sosnowskim jako starym Cabotem i Żyteckim w roli młodego Ebena. Przed paroma laty weszła na ekrany jako film z Sophie Loren (Abbie) i Orsonem Wellesem (Cabot).

Sztuka ta, posiadająca wszystkie cechy charakterystyczne utworów O'Neilla sięga swą tragiczną dramatycznością chwilami aż do granic melodramatu grawitując nad jego przepaścią. Jest to Jeden z tych utworów, którego treść opowiedziana bez żadnych komentarzy do znudzenia przypomina straszliwe historie, mrożące krew w żyłach, sprzedawane w jaskrawych okładkach w budach jarmarcznych.

Od aktorów grających w tej sztuce zależy więc, czy spektakl nie spadnie w czyhającą nań przepaść melodramatu, czy siłą swego talentu, potrafią wydźwignąć tę tragedię starego człowieka i jego młodej żony na wyżyny artystyczne.

Na scenie Teatru Polskiego zobaczyliśmy dobrą robotę aktorską będącą ratunkiem dla sztuki. Reżyser Zawistowski nadał przedstawieniu jednolity ton umiaru, chroniącego przed wzlotami i upadkami melodramatu. Realistyczna sceneria Ottona Axera wprowadzała nastrój rzeczywistego życia codziennego.

Ale najważniejsi są tu oczywiście aktorzy.

Najeżoną, trudnościami rolą młodej Abbie wkraczającej w dom starego męża, gdzie oczekuje ją nienawiść, którą ona sama zmienia w pełną pożądań miłość, grała Nina Andrycz. Od wielu lat nie widzieliśmy tej aktorki w takiej właśnie roli, będącej połączeniem charakterystycznego obrazu rubasznej chłopskiej dziewczyny z głębokimi przeżyciami dramatycznymi. Nina Andrycz, którą oglądaliśmy dotychczas przeważnie w rolach władczyń lub wielkich dam, musiała się tu gruntownie przestawić, musiała zejść z koturnów i posadzek pałaców na proste, ubite chłopskie klepisko. W pierwszych scenach, gdy ukazuje się jako chciwa majątku starego męża pewna siebie, nieokrzesana dziewczyna, najwidoczniej walczy z trudnościami obowiązków charakterystycznej aktorki, ale w miarę, jak na plan pierwszy wysuwa się potężna, ogarniająca ją i młodego jej pasierba miłość, rośnie w oczach widza coraz bardziej. Końcowe sceny dramatyczne zagrała już tak, że zapomniało się o rafach melodramatu. Niezrozumiały pozornie czyn zabicia dziecka po to, by dowieść miłości ukochanemu mężczyźnie, stracił w jej interpretacji posmak mistycyzmu, którym niewątpliwie obdarzył go autor. Umiała pokazać cierpienie ponad miarę kobiety i tym zwyciężyła.

Bardzo interesującą nieprzerysowaną kreacją była rola starego Cabota - Władysława Hańczy. Zagrał pomysłowo zarówno scenę szalonej radości po urodzeniu małego dziedzica (świetny taniec na chrzcinach) jak i bezmierny ból w chwili, gdy otwierają mu się oczy na zdradę żony i syna.

Zygmunt Kęstowicz miał wiele swobody, wdzięku i naturalności w niełatwej roli młodego Ebena. Dwu starszych synów występujących w przydługiej ekspozycji sztuki grali z temperamentem i pewną dozą humoru Mariusz Dmochowski i Zygmunt Rzuchowski. Zwłaszcza scena opuszczania domu przez na wpół pijanych Chłopaków wypadła wyśmienicie.

Nawet drobniejsze role, jak Grajka (Tadeusz Kordrat) czy kpiącego z sytuacji wieśniaka (Tytus Dymek) grane były z dużym zacięciem.

Sztuka będzie miała niewątpliwie powodzenie przede wszystkim dzięki grze aktorów z Niną Andrycz na czele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji