Artykuły

Kino w teatrze

"W ZASADZIE jestem zadowolony" - powiedział reżyser Feliks Falk na wieczornym bankiecie rozpoczętym w chwilę po zakończeniu premierowego spektaklu "Śmierci komiwojażera" A. Millera wy stawionego w piątek, 24 bm. na scenie Teatru "Wybrzeże" w Gdańsku.

Jeszcze na dzień przed premierą, Feliks Falk przygotowujący to przedstawienie wraz z zespołem w niecałe dwa miesiące (czym najbardziej przerażony był Jerzy Łapiński - odtwórca głównej roli) miał kilka powodów do niepokoju. "Ten ostatni okres prób - powiedział reżyser - zawsze jest pełen nerwowości. Po pierwsze nie wiadomo do końca czy sztuka dotrze do publiczności, trafi w swój czas, czy aktorzy dobrze zagrają. Zawsze przed premierą ogarnia mnie niepokój z powodów czysto technicznych".

Jest po premierze. Świetlówki, które jeszcze podczas prób generalnych migotały w najbardziej napiętych momentach, w trakcie najważniejszego wieczoru nie zawiodły, zaś akustyk, wbrew obawom reżysera wchodził z muzyką we właściwej chwili,

Wprawdzie przed premierą Feliks Falk wzbraniał się przed oceną poszczególnych ról, ale zapowiedział trzy wybitne kreacje. W kuluarach, po zakończeniu przedstawienia dały się słyszeć przychylne, opinie i o całości spektaklu i o poszczególnych rolach. Falk chwalił Jerzego Łapińskiego, Wandę Neumann i Mirosława Bakę. Aktorzy komplementowali reżysera za osobowość określoną słowami "reżyser - człowiek" za filmową reżyserię w teatrze.

Przed premierowym spektaklem Feliks Falk kilkakrotnie zasadniał swój wybór "Śmierci komiwojażera" na kolejną inscenizację teatralną. Jego zdaniem sztuka Millera w tych czasach jest znacznie bliższa publiczności polskiej, która wreszcie sama zdążyła poznać smak i gorycz, dramatów głównego bohatera. Kiedyś tylko amerykańskiego, dziś bardziej swojskiego.

Wydaje się jednak, że publiczność nie do końca odczuła identyfikacje, z problemami amerykańskiego komiwojażera. Może dlatego, że na widowni zamiast postaci z trójmiejskiego świata polityki i biznesu, czy facetów goniących za pieniędzmi, karierą, etc. zasiadła inteligencja (średniej i starszej daty), której nawyk robienia majątku był i nadal jest obcy, a wynikający z braku zdobycia sukcesu stres nigdy nie zabił.

Elementami spektaklu, które należą do bardzo udanych jest muzyka J. K. Pawluśkiewicza oraz scenografia Łucji i Bruna Sobczaków, świetna zwłaszcza w drugim planie, gdzie umownie imituje bostońską architekturę.

Feliks Falk wprawdzie nie miał większych wątpliwości co do obsady głównych ról, bo skompletował ją z aktorów znanych mu wcześniej z filmu, ale trudno się zgodzić z tezą o kilku wybitnych kreacjach. Główna rola J. Łapińskiego na pozór nienaganna - nie porywa. Irytująca zaś jest W. Neumann w swoim melodramatyzmie, naiwności mimo wielu słów reżysera w jej obronie i ostatecznego argumentu - "ta rola jest tak napisana". Sądzę, że kontrowersyjny jest duet Mirosław Baka - Jarosław Tyrański, z których zwłaszcza pierwszy wykorzystywany jest od kilku sezonów do ról mniej lub bardziej grzecznych chłopców, podczas gdy już ubiegłoroczny film Andrzeja Barańskiego pt. "Nad rzeką, której nie ma" dowiódł, że minął czas, w którym M. Baka najlepiej wyglądał w tenisówkach i czapce z daszkiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji