Artykuły

Czarownice na Grenlandii

Na swych schadzkach, bankietach, Najświętszą Pannę ciężko bluźnią. Imię, rzeczy święte, jako to soli i słów poświęcających Ciało Chrystusowe, na złe zażywają. Mszą św. czartu akkomodują, jemuż się sublimittują nigdy nie adorować Najświętszego Sakramentu, obraz i kości świętych szarpać, deptać, pluć, krzyż, sól, zioła święcone nieuczciwie traktować - relacjonował ksiądz Benedykt Chmielowski poczynania czarownic zlatujących się na Łysą Górę.

W "Czarownicach z Salem" młode dziewczyny spotykają się w lesie. W blasku ognia tańczą do ekstatycznej muzyki, piją kapiącą krew z kury, obnażają się w zmysłowym gęści oddającym duszę diabłu. Jedna z czarownic, Abigail nie robi tego bezinteresownie. W zamian za pakt z czartem, chce dostać ukochanego, który o niej zapomniał i wrócił do żony.

To jedna z najbardziej efektownych scen jakie znalazły się już na początku przedstawienia Barbary Sass "Czarownice z Salem". Jej ekscytujący rytm mógł stać się zapowiedzią pełnego niepohamowanych namiętności spektaklu. Niestety, tylko mógł, gdyż w miarę rozwoju akcji odnosiłam wrażenie, iż ponętne czarownice znalazły się przez przypadek w samym środku arktycznej zimy, a nie w miasteczku, którym rządzi zbiorowa histeria.

Dramat Arthur Millera jest opowieścią o nietolerancji, o tym jak ludzka zazdrość i chora wyobraźnia może doprowadzić do tragedii. Zraniona w swej miłości Abigail, a na dodatek zagrożona posądzeniem o konszachty z siłami nieczystymi, namawia przyjaciółki do oskarżenia mieszkańców Salem o czary. Szczególnie zależy jej na zgładzeniu pani Proctor, żony ukochanego Johna, który "dla lubieżności i rozkoszy mizernej, za żywota jeszcze spółkował z czarownicą, dobrowolnie sobie nieszczęsny potępienia torując gościniec" - jak donosił w XVII wieku Jakub Kazimierz Haur. Jednak sytuacja wymyka się rąk Abigail (Marta Waldera), a Proctor trafia na szubienicę.

Ta historia uczuć, rozpalonych zmysłów, namiętności, na które nie działają racjonalne argumenty, powinna wstrząsnąć, spowodować dreszcze, które przebiegałyby po widowni. Nic jednak takiego się nie dzieje, gdyż aktorzy grają jak nie przymierzając zmarznięci Eskimosi. Nawet małżeństwo (Bożena Adamek, Mariusz Wojciechowski), w którym budzi się po latach wspólnego życia prawdziwa miłość, zachowuje wobec siebie chłód, nie spotykany nawet w sądowych salach podczas rozwodu. Zamiast emocji, w przedstawieniu Barbary Sass mamy kilka pięknych wizualnie, poetycki scen, do których przyczynili się bez wątpienia: scenograf Grzegorz Małecki i kompozytor Michał Lorenc.

Jedyną postacią, która coś naprawdę przeżywa, jest Błażej Wójcik jako pełen wątpliwości i sprzecznych uczuć pastor, sprowadzony do Salem w celu zbadania diabelskiej sprawki. To jednak trochą za mało, gdy ma się do czynienia z córami diabła, które "pokłoniwszy się czartu, śpiewając pieśni wszeteczne, a zgasiwszy świece z czartami i mężczyznami spółkując, bankiety swoje benedykują, wyzwalając Belzebuba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji