Artykuły

Według Wyspiańskiego

"Wyzwolenie" Wyspiańskiego ma dość już długą historię sceniczną. Niemal każda inscenizacja tego dramatu wywoływała dyskusje. A wprowadzenie go na scenę jest trudne podwójnie. Ze względu na oryginalność i śmiałość jego formy oraz ciężar zawartych w nim myśli, a także ze względu na znaczenie tego dramatu dla teatru polskiego i literatury polskiej, tradycję.

Właściwie zawsze, lub prawie zawsze, inscenizacje klasyki polskiej wywołują burzliwe dyskusje. Z reguły padają w nich pytania o to, jak dalece inscenizator ma prawo ingerować w tekst klasyka i które z jego zabiegów rzeczywiście wydobywają z tekstu treści ponadczasowe, bliskie nam, a które są tylko "uaktualnianiem" czynionym na siłę. I - jedni są rzecznikami całkowitej zgodności z tym, co autor napisał, inni - dopuszczają zmiany pod warunkiem, że inscenizacja pozostaje w zgodzie z treścią, ideą, duchem utworu.

Mamy oto kolejną inscenizację "Wyzwolenia". Wprawdzie jest to inscenizacja według Wyspiańskiego, co z góry sygnalizuje jej odejście od tekstu autora, ale właśnie przez to wywołać może dyskusję tym gorętszą.

Po "Wyzwolenie" sięgnął teatr "Adekwatny". Już sam ten fakt wzbudzić może zdziwienie widzów, którzy ów teatr znają: jego nieliczny zespół, małą - praktycznie bez sceny - salę w Stołecznym Domu Kultury Nauczyciela, jego skromniutkie możliwości techniczne. "Wyzwolenie" bez tłumu aktorów, bez wieloplanowej rzeczywistości scenicznej, bez "strojenia narodowej sceny"? A no - tak.

Autorzy scenariusza i reżyserii tego spektaklu - Magda Teresa Wójcik i Henryk Boukołowski stworzyli spektakl ledwie godzinny wykorzystując w nim jedynie niewielkie fragmenty aktów I i III oraz obszerny fragment aktu III "Wyzwolenia". Przy czym obeszli się z tekstem Wyspiańskiego bezpardonowo: poprzestawiali całe jego partie, zachowali niemal koncepcję muzy (Magda Teresa Wójcik), lecz niektóre jej kwestie włożyli w usta aktorów (Iwona Urbańska, Cezary Kapliński i Tadeusz Wieczorek) wymienionych w programie jako Maski I, II i III, a znów Konradowi (Henryk Boukołowski) kazali mówić nawet i fragmenty pięknych, wierszowanych didaskalii będących odautorskim komentarzem.

Czy mieli prawo? Zadawanie tego pytania jest teraz bez sensu bo - już się stało. Spytajmy więc raczej o efekty. Otóż, powstał spektakl zaskakujący, spójny, uwypuklający te zdania Wyspiańskiego, które tyczą spraw najbardziej nas, Polaków - wówczas i dziś - obchodzących, najbardziej dla nas żywotnych. Więcej - powstał spektakl kameralny, aktorzy oddaleni od widzów na odległość ręki, w kostiumie, który jak kostium nie wygląda, zdają się być chwilami dyskutantami, co wstali z krzeseł, by podjąć narodowe kwestie.

W spektaklu tym aktorstwo, gest, ruch, rekwizyt, kostium, scenografia, muzyka, są elementami teatralnego języka całkowicie podporządkowanymi słowu. I przede wszystkim liczy się w nim słowo. W efekcie więc spektakl w "Adekwatnym" ma atmosferę niebywałą. I mało kiedy ogląda się na widowni tak wielkie skupienie, jakie na premierze tego "Wyzwolenia" według Wyspiańskiego można było dostrzec. To skupienie wywołała z pewnością atmosfera przedstawienia, wywołał Wyspiański. Lecz może było ono w równym stopniu wynikiem naszej potrzeby uczestniczenia w takich dysputach jak ta, w której Konrad wadzi się już to z sobą, już to z reprezentantami stanowisk odmiennych niż jego - a w sprawach o największym ciężarze.

Być może spektakl w "Adekwatnym" stanie się kolejnym powodem teoretycznych rozważań o prawach inscenizatorów, o nietykalności klasyków. Jeśli nie - tym lepiej. Ale, że wywoła gorące rozmowy widzów o tym co w "Adekwatnym" zobaczyli, a przede wszystkim usłyszeli - to pewne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji