Artykuły

Anarchia się zapuściła, terroryści są zmęczeni

"Koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni" w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Premiera w Starym Teatrze w Krakowie. Jan Klata sięga po prozę Josepha Conrada i pokazuje, co się dzieje, gdy rewolucja dostaje się w ręce amatorów. Kiedyś światem rządziły rewolucyjne spiski, a dziś?

Narodowy Stary Teatr w Krakowie, "Koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni" , reżyseria, opracowanie tekstu, opracowanie muzyczne: Jan Klata, opracowanie tekstu i dramaturgia: Sebastian Majewski, projekcje: Michał Januszaniec, reżyseria światła: Justyna Łagowska, choreografia: Maćko Prusak, premiera 1 października

"Sterowane z zagranicy spiski przeciwko głowie państwa" to nie tylko liczman, który powraca w języku kampanii przedwyborczej. To także relikt przeszłości, o którym Jan Klata i Sebastian Majewski opowiadają z nostalgią w spektaklu "Koprofagi, czyli znienawidzeni, ale niezbędni" według dwóch powieści Josepha Conrada ("W oczach Zachodu" i "Tajny agent").

Twórcy przedstawienia organizują widzom sentymentalną podróż w czasy, gdy prawdopodobne były jeszcze podejrzenia, że za wszystkimi wydarzeniami na dziejowej scenie czają się ukryte siły. I gdy z przekonaniem oglądaliśmy filmowe widowiska, w których zatroskani "rzecznicy słusznej sprawy" mogli w razie potrzeby wysłać Jamesa Bonda, by obalił dowolny rząd czy syndykat albo rozpętał trzecią wojnę światową.

U Jana Klaty "nieznani sprawcy" to wyrwani z zakurzonych bibliotek studenci idealiści jak Razumow (Juliusz Chrząstowski) bądź podtatusiali drobnomieszczanie jak Verloc (Krzysztof Globisz). Ich anarchistyczne czyny są nieprofesjonalne, ich zaangażowanie w sprawę - wątpliwe. Mają jednak przynajmniej jakichś mocodawców czy kanapowe stowarzyszenia, które formułują wobec nich oczekiwania, instruują i - w razie potrzeby - karzą.

Naiwny Razumow w części według "W oczach Zachodu" liczy jeszcze na stare dobre uwikłanie polityków w ciemne sprawki. Gdy w jego mieszkaniu zjawia się terrorysta Haldin (Zbigniew W. Kaleta), który zabił ministra, Razumow, zamiast udać się do komisariatu, bez wahania rusza po poradę do Księcia K. (Jerzy Grałek). Gdy "konspirator mimo woli" już wyda mordercę policji, przekona się, że żadne lobby nie ochroni go przed zemstą. Gdzieś jednak jakiś solidny układ być musi.

Zegarmistrz Verloc z "Tajnego agenta" także wydaje się częścią poważniejszej sitwy. Ktoś go mobilizuje, ktoś wzywa do dbałości o formę, ktoś wreszcie zleca mu wysadzenie symbolicznego południka 0, czyli królewskiego obserwatorium w Greenwich. Szybko wyjdzie jednak na jaw, jak mizerna to organizacja.

Jan Klata pokazuje, że świat, w którym można było mieć nadzieję, że przynajmniej "ktoś za tym wszystkim stoi", to bajka z przeszłości. Dużą scenę Starego Teatru Klata zmienił w wehikuł czasu. Nad artystami zawisł olbrzymi mechanizm staroświeckiego zegarka kopertowego. Te olbrzymie trybiki wydają się wszystkim precyzyjnie sterować, pilnować z góry ustalonego biegu wydarzeń. Zamachowiec Haldin przybywa do Razumowa w stroju Zwiastującego Archanioła z jakiejś zabytkowej szopki. Z przestworzy odzywa się gromkie "Alleluja!". Zapłodnienie ideą anarchii dokonuje się za przyzwoleniem niebios. W tle przez cały spektakl przewijają się czarno-białe obrazy z XIX - i XX-wiecznych filmów przyrodniczych, medycznych i eksperymentalnych. Ci, którzy chcą wierzyć w manichejski obraz świata, w którym dobro walczy ze złem za pomocą spisków i agentów, są jak lunatycy próbujący wejść do starego filmu.

W spektaklu Klaty czuć tęsknotę za taką prostą, melodramatyczną rzeczywistością. Dziś spiski nie są już dziełem sił zła ani wstydliwą tajemnicą dyplomatów usiłujących bez rozgłosu usuwać niebezpieczeństwa i utrzymywać świat w równowadze. Nad masakrami nikt już nie panuje, a największych zbrodni dokonują szaleńcy pokroju Andersa Breivika czy anarcho-prymitywiści, jak legendarny "Unabomber" (siedzący dziś w więzieniu Amerykanin Theodore John Kaczynski). Spektakularne akcje, które mają wstrząsnąć sumieniami obywateli, bywają przeprowadzane nie tyle "z poduszczenia", co samozwańczo. Te irracjonalne emocje reżyser też momentami dopuszcza do głosu. Artyści wpadają w dygot przy ostrych dźwiękach "My Horse Likes You" grupy Bonaparte czy wciągającym, zapętlonym "Walking in the Rain" Flash & The Pan. Rzucając się między krańcami sceny, pozwalają, by muzyka potrząsała nimi jak owadami zamkniętymi w pudełku. Większość spektaklu poddana jest jednak precyzyjnej partyturze i niezawodnym operowym konstrukcjom.

Mechanizm zegarka-świata jeszcze działa, klasyczna opera przebija się jeszcze przez indiepunkowe brzmienia. Równoważnie, którymi zastawiona jest scena, dają jeszcze oparcie słabnącym lub wpadającym w popłoch aktorom. Ale szaleństwo jest w natarciu. Wyciszony, pozbawiony widowiskowości spektakl Jana Klaty przed nim przestrzega.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji