Artykuły

Smutna, szara rzeczywistość

"Geza-Dzieciak" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Kalina Zalewska w portalu Wirtu@lna stolica.

To już kolejne spotkanie węgierskiego dramaturga i reżysera Zbigniewa Brzozy, który najpierw zrealizował sztukę Janosa Haya jako dyplom aktorów łódzkiej Szkoły Filmowej, a potem w Teatrze TV.

Spotkanie udane, choć zdawałoby się pozbawione ryzyka, bo spektakl TV obsypany został pochwałami, a obsada w Studio jest niemal identyczna jak w realizacji telewizyjnej. Warto jednak wprowadzić do repertuaru teatralnego tak dobry tekst jak ten, tym bardziej, że wyraża on tęsknoty i obawy mieszkańców naszej części Europy. Traf chciał, że zaledwie dziesięć dni wcześniej, w mieszczącym się naprzeciwko Teatrze Dramatycznym, odbyła się premiera współczesnej czeskiej komedii. Może to przypadek, ale może znak czasów, który każe wracać do naszych środkowoeuropejskich korzeni?

Marcin Jarnuszkiewicz zbudował na scenie smutną, szarą rzeczywistość, ze stojącą na środku krzywą latarnią, pod którą bohaterzy sztuki czekają co rano na autobus. Kto jednak wyciągnie z tego wniosek, że czasem akcji spektaklu są lata pięćdziesiąte, bedzie w błędzie. Sztuka Haya powstała w 2001 roku i opisuje współczesną węgierską prowincję. Wszyscy jej bohaterzy pracują u Niemca, za nędzne grosze. Wszyscy noszą te same, pękające w szwach ze starości, kostiumy, a jeśli komuś zdarzy się, w przypływie wielkoduszności, zniszczyć własną koszulę, obywa się bez niej do końca spektaklu.

Bohaterzy wyrażają się prostym językiem, a niektóre kwestie, wyraźny leitmotyw ich życia, powracają kilka razy, niczym zdarta, dobrze znana płyta: jeden z powodów, dzięki którym spektakl ma swój klimat i rytm. Autor potrafił nasycić międzyludzkie relacje silnymi emocjami. Proste życie okazuje się bogate właśnie dzięki uczuciom, jakie łączą ludzi zepchniętych na margines egzystencji.

Cała sztuka zawiązana została wokół osoby dorastającego chłopaka, który cierpi na autyzm, autor jednak obdarzył uwagą także pozostałe postaci, dzięki czemu "Geza-dzieciak" jest portretem społeczności. To ważne, bo zarówno hollywódzkie filmy, jak i sztuki teatralne poświęcone sprawnym inaczej, koncentrują się zazwyczaj wokół głównego bohatera i usiłują zmusić do wzruszenia. Tutaj, jeśli ogarnia nas przejęcie, dotyczy ono wszystkich postaci.

Wojciech Zieliński bardzo przekonująco gra swojego bohatera, ale Agnieszka Grochowska, ze swoją onieśmielającą bezbronnością, wydaje się jego żeńskim odpowiednikiem. Świetną rolę tworzy Dorota Pomykała, bardzo kobieca matka Gezy, która mimo nieefektownego kostiumu przyciąga uwagę od pierwszych scen spektaklu. Poruszający są Andrzej Mastalerz i Sławomir Orzechowski, i to zarówno wtedy, kiedy walczą o miejsce pod latarnią, jak i podczas rozmów w knajpie, kiedy lodówka myli im się z żoną. Śmieszni i tragiczni zarazem.

W tym spektaklu pada deszcz, a na scenę wjeżdża prawdziwy autobus, taki, jakim podróżuje się jeszcze dziś w niektórych zakątkach środkowej Europy. Warto zobaczyć, jak bladym świtem bohaterzy wymyślają kierowcy od najgorszych, kiedy jak zwykle spóźnia się z przyjazdem.

Na zdjęciu: Wojciech Zieliński w "Gezie-Dzieciaku".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji