Artykuły

Lepiej to zagrać, niż powiedzieć

"Duety nieistniejące" Teatru Dada von Bzdülöw w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Duety nieistniejące" to najbardziej nierówny spektakl w najnowszym dorobku Teatru Dada von Bzdülöw. Dominuje tu niezwykle osobisty ton wypowiedzi, a wyśmienita muzyka Mikołaja Trzaski przyćmiewa nieśpieszne choreografie.

Każdy artysta - w mniejszym lub większym stopniu - w opowiada cały czas o sobie samym. To truizm. Jednak nieczęsto można spotkać tak osobiste wyznanie, jak najnowszy spektakl duetu Katarzyna Chmielewska i Leszek Bzdyl, który to momentami staje się wręcz bolesną i dosłowną wiwisekcją łączących ich od dwóch dekad więzi.

Ruch jest w "Duetach nieistniejących" subtelny, niespieszny, jakby tylko pośpiesznie naszkicowany. Konkretne układy chwilami bardzo przypominają te z "Caffe Latte" Dady. Jednak zupełnie inny jest ich wydźwięk. Ruchowi tancerzy towarzyszy świetna muzyka Mikołaja Trzaski - także powolna i przejmująca - oraz wizualizacje Macieja Salamona ze zdaniami autorstwa poety Grzegorza Kwiatkowskiego.

Całość układa się w fabularnie spójną opowieść o relacji kobiety i mężczyzny, których związek się rozpada. Mamy to sceny znudzenia codziennym byciem ze sobą, przemocy i agresji, rozstania i poszukiwań możliwości wypracowania nowej, już nie miłosnej relacji.

Prosta, ale efektowna i subtelna muzyka Mikołaja Trzaski staje się tu głównym wyznacznikiem rytmu i nastroju przedstawienia. Niespieszne choreografie zdają się odpowiadać na zadane tematy, dopełniają muzykę ruchem. Wyśmienity jest pomyśl, by muzyka była puszczana z odsłuchów stojących na scenie - taki zabieg sprawia, że kompozycje pochodzącego z Gdańska jazzmana (regularnie już współpracującego z Dadą) stają się w jeszcze większym stopniu aktorem widowiska, które oglądamy.

W żadnym spektaklu Teatru Dada von Bzdülöw w ostatniej dekadzie nie pojawiało się tyle słów, co w "Duetach Nieistniejących". Mamy tu - ułożone w dość logiczny ciąg - zdania Grzegorza Kwiatkowskiego oraz długi monolog... Mikołaja Trzaski, puszczony z taśmy. Opowiada on w nim o Chmielewskiej i Bzdylu, o ich związku. Oraz o związkach w ogóle. W efekcie taniec staje się w "Duetach nieistniejących" tylko jednym z elementów widowiska - obok słowa, muzyki i wizualizacji. Chwilami wydaje się wręcz, że stanowi on wyłącznie dość dosłowną ilustrację pozostałych.

Bo sama choreografia w przedstawianiu jest bardzo nierówna. Mamy fragmenty ciekawe - choć trudno o którymkolwiek z nich powiedzieć, że jest porywający - ale też sporo nużących. Nie sprawdza się w zamyśle mocny efekt, czyli obnażenie się aktora blisko widzów. Bo całe przedstawianie jest szczerym obnażeniem się dwójki tancerzy. Można próbować doszukiwać się w "Duetach Nieistniejących" przekazu uniwersalnego, nie umieszczonej w żadnym konkretnym czasie ani przestrzeni opowieści o kobiecie i mężczyźnie. Jednak na scenie widzimy przede wszystkim historię Chmielewskiej i Bzdyla, boleśnie i przejmująco osobistą.

We wspomnianym monologu Trzaski pojawia się zdanie kluczowe dla całego spektaklu. "Można to powiedzieć, ale lepiej to zagrać" - uważa muzyk. Nowa premiera Dady jest takim zagraniem przeszłości tancerzy. I elementy te przeważają nad ciekawą formą, interesującą choreografią czy efektownym konceptem całości. W "Duetach nieistniejących" brakuje przede wszystkim inteligentnego dystansu i subtelne ironii, które budowały wartość przedstawień Dady od wielu lat. I nie zmieniają tego nieliczne "lżejsze" sceny, jak chociażby solo Chmielewskiej przeglądającej się w wyimaginowanym lustrze.

Ale czy w ogóle można opowiedzieć swoją historię z ironią i dystansem? Może wtedy lepiej to po prostu powiedzieć, niż zagrać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji