Artykuły

Reminiscencje: Od chóru po taniec

Pierwsze spektakle Krakowskich Reminiscencji Teatralnych omawia Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Niedziela z Krakowskimi Reminiscencjami Teatralnymi była bogata i różnorodna - jeżeli już szukać wspólnego mianownika czterech przedstawień, to byłoby nim balansowanie na granicy teatru.

Zobaczyliśmy bowiem "Chór kobiet" [na zdjęciu], czyli chór, który nie tyle śpiewa, ile skanduje, szepcze, krzyczy; "Dwóch w twoim domu" Teatru.doc, czyli próbę spektaklu dokumentalnego; "The Thrill of It All" Forced Enterteinment, wodewil doprowadzony do granic absurdu; "Le Sacre" grupy Dada von Bzdülow, teatr tańca poddający krytycznemu oglądowi teatr tańca.

"Chór kobiet", zgodnie z nazwą, jest chórem złożonym z dwudziestu kilku wyłonionych w castingu kobiet w różnym wieku, różnych zawodów i o różnych głosach. Pomysłodawczyni i dyrygentka chóru, Marta Górnicka, reżyserka i muzyk, nie starała się zunifikować osobowości chórzystek - przeciwnie, każda z kobiet jest indywidualnością. Choć chórzystki są świetnie zestrojone, zarówno głosami, jak i ruchem, ma się wrażenie, że to nie wynik tresury na próbach, ale potrzeby wspólnego wystąpienia w sprawie, która je wszystkie obchodzi. A o co im chodzi? O sytuację kobiet, mówiąc pokrótce. Od Halki, która usuwa się z życia uwodziciela, by mógł żyć w spokoju, poprzez Larę Croft i jej seksowne szorciki, po Antygonę, która przez swój czyn staje się obca. Kim jest kobieta, jak funkcjonuje w społeczeństwie i kulturze, jakim opresjom podlega, jakich przykazań słucha, jakim się sprzeciwia? Feministyczne the best of w tej formie zyskało nową siłę; energia płynąca ze sceny udzieliła się widzom, którzy spontanicznie poderwali się do owacji.

Moskiewski Teatr.doc pokazał nieukończony jeszcze spektakl oparty na historii poety Uadzimira Niaklajeu, który ośmielił się kandydować na prezydenta Białorusi. Reżim gładko sobie z nim poradził - Niaklajeu został pobity, porwany, w końcu osadzony w areszcie domowym, gdzie miał czekać na rozprawę. Scenariusz został oparty - jak zawsze w Teatrze.doc - na zapisach rozmów z uczestnikami zdarzeń. Oglądaliśmy próbę (aktorzy zaglądali do egzemplarzy), ale właściwie był to gotowy spektakl, skromna forma dobrze się przysłużyła tematowi. Na malutkiej scenie Teatru Nowego sytuacja wyjściowa - w małym mieszkaniu z państwem Niaklajeu zamieszkało dwóch kagiebistów - zagęściła się dosłownie, fizycznie. Na paru krzesłach, na tle planu mieszkania rozgrywał się - komiczny chwilami - dramat. Grzecznie zmieniający buty na kapcie agenci, walka energicznej pani Niaklajeu o to, co będzie się oglądać w telewizji - mecz czy serial, próba tworzenia męskiego frontu przeciwko niepokornej kobiecie bawiły jak komedia obyczajowa. Ale spektakl nie tracił powagi, temat wolności - poczynając od wolności wyborów, kończąc na możliwości wytarcia się we własny ręcznik we własnym domu - wybrzmiał mocno.

Brytyjski zespół Tima Etchellsa Forced Enterteinment zaprosił do zupełnie innego, choć również opresyjnego świata. Na kolorową scenę ze sztucznymi palmami, na której w rytm japońskiego popu (trudno znaleźć równie kiczowatą muzykę) panie w platynowych perukach i krótkich sukieneczkach oraz panowie w perukach czarnych ze wszystkich sił generowali rozrywkę. Pragnęli, byśmy stali się jedną wielką rodziną, byśmy wszyscy przeżyli wyjątkowy wieczór. Rozrywkowe konwencje były rozciągane do granic absurdu, a nawet je ochoczo przekraczały. Dzięki przesterowanym mikrofonom wszystkie panie szczebiotały głosikami kaczora Donalda, panowie zaś uwodzili namiętnym basem. Wysiłek włożony w dostarczenie nam szampańskiej rozrywki był tak wielki, że prowadził chwilami (z biegiem spektaklu coraz częstszymi) do wybuchu agresji - coraz to ktoś był tłuczony przez kolegów w kącie sceny.

Nie była to satyra na programy rozrywkowe; Forced Enterteinment zajęli się podstawową sytuacją teatralną: występem, koniecznością dostarczenia atrakcji ludziom, którzy zasiedli na widowni. I zrobili to z dużym wdziękiem.

Na koniec wystąpił zespół Dada von Bzdülow z "Le sacre", spektaklem podejmującym dyskusję z mitem założycielskim tańca współczesnego, czyli "Świętem wiosny" Strawińskiego i Niżyńskiego. Muzykę Strawińskiego zastąpiły kompozycje Mikołaja Trzaski, z choreografii Niżyńskiego zostały ledwie fragmenty tańca Wybranej. Zespół zaproponował rodzaj taneczno-słownego eseju; punktem wyjścia są tutaj listy Strawińskiego i Nikołaja Roericha (autora libretta "Święta wiosny"), z których wynika, że istniała właściwa wersja baletu, różna od tej, którą znamy. Listy są sfingowane; mamy odnieść wrażenie, że to, co oglądamy, to właśnie owa pierwotna wersja. Ale może nie, bo muzyka Trzaski niewiele ma przecież wspólnego z muzyką Strawińskiego. Budując wielopiętrowy komentarz do "Święta wiosny", twórcy spektaklu niezbyt postarali się o to, by trafił on również do widzów nieznających się na historii tańca, temacie ofiary czy rozwoju technik tanecznych. Pozostawało podziwianie tańca, a przecież - jak rozumiem - nie na tym miała się wyczerpywać przyjemność oglądania "Le sacre".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji