Artykuły

Warszawa. Włoska krew w operze

W sobotę w Operze Narodowej zadyryguje Carlo Montanaro, nowy dyrektor muzyczny tej instytucji. Będzie to pierwszy koncert symfoniczny pod jego batutą w Warszawie.

Wieść o tym, że włoski dyrygent zostanie szefem muzycznym Opery Narodowej, rozeszła się w maju, a w czerwcu została oficjalnie potwierdzona przez Waldemara Dąbrowskiego, dyrektora naczelnego warszawskiej sceny.

Po kwietniowej premierze "Turandot" w reżyserii Mariusza Trelińskiego, którą Włoch kierował, zyskał przychylność dyrekcji Teatru Wielkiego, jego muzyków oraz publiczności. Opera Pucciniego była dużą i złożoną produkcją - Montanaro nie tylko dyrygował orkiestrą w kanale i solistami na scenie, ale także chórem, który przez reżysera został rozlokowany na balkonach nad widownią oraz w głębi sceny. Poradził sobie znakomicie, zintegrował przedstawienie silną ręką, orkiestra teatralna dawno nie brzmiała tak świeżo i przekonująco. Na nominację nie trzeba było długo czekać. - To wszystko wydarzyło się bardzo szybko i kompletnie mnie zaskoczyło - przyznaje włoski kapelmistrz, który nigdy wcześniej nie kierował teatrem operowym.

- Potrzebna jest pewna wizja artystyczna, którą on posiada. Carlo uwiódł mnie tym, że widzi pracę z zespołem z dwóch perspektyw - pulpitu muzyka orkiestrowego i dyrygenta. Ma gorący temperament i precyzję - zachwala Waldemar Dąbrowski.

Carlo Montanaro żyje z muzyki, muzyką i dla muzyki. Pochodzi z Florencji, miasta, w którym narodziła się opera. To właśnie tu pod koniec XV wieku powstała Camerata Florencka, arystokratyczna grupa uczonych, którzy pragnęli wskrzesić idee starożytnego teatru muzycznego. We Florencji grano pierwsze opery "Daphne" i "Euridice" Jacopo Periego.

Urodził się w kilkupokoleniowej rodzinie muzyków. - Wychowałem się w teatrze operowym. Mój tata był śpiewakiem, mama grała na skrzypcach i altówce w orkiestrze, stale przebywałem z nimi. Byłem otoczony muzyką, na próbach, na przedstawieniach i w domu. Babcia była śpiewaczką, dziadek pianistą, kompozytorem, wykładał w Sienie. Nasz dom był stale pełen muzyki. Trudno mi powiedzieć, która z oper pierwsza wpadła mi w uszy - śmieje się Montanaro. - Gdy się zbierze czterech Włochów, robi się głośno i dużo się dzieje. Muzyka to ważna część naszej kultury. To kwestia temperamentu - dodaje.

Opera włoska - Bellini, Donizetti, Rossini, Verdi, Puccini - to jego świat. Także - jak podkreśla - opera francuska: "Don Kiszot", "Romeo i Julia", "Carmen", "Dialogi karmelitanek". W przyszłości chciałby zadyrygować Wagnerem. Nie chodzi jednak wyłącznie o operę, chciał zostać dyrygentem.

Wcześniej uczył się grać na fortepianie, później na skrzypcach. Przez dziewięć lat grał w zespole Orchestra del Maggio Musicale Fiorentino. Odkrył go Zubin Mehta, który stał się jego mentorem, i polecił do Hochschule für Musik w Wiedniu, do klasy dyrygentury. Nad jednym gestem potrafił pracować tydzień ze swoim japońskim profesorem Yugi Yuasą. Karierę dyrygencką rozpoczął we Włoszech (Mediolan, Werona, Rzym, Parma), po kolejnych zaproszeniach przychodziły następne: do Niemiec (Berlin, Monachium, Hamburg), Hiszpanii (Bilbao), Japonii (Tokio), Stanów Zjednoczonych (Denver), Izraela.

Właściwie cały czas jest w ruchu, przygotowuje po kilka produkcji jednocześnie. Gdy rozmawiałam z nim w połowie września, prowadził próby w Dreźnie do "Balu maskowego" i "Cyrulika sewilskiego". Zaraz potem szykowała się seria: Frankfurt, Seattle, Monachium, Tokio, Hamburg, Florencja z premierami innych oper i wznowieniami. Na początku października znalazł czas, żeby zadyrygować w Warszawie "Turandot" na rozpoczęcie sezonu.

Uczciwie przyznaje, że na rozpoczęty właśnie sezon artystyczny nie będzie miał znaczącego wpływu. Karty zostały rozdane, zanim objął stanowisko. O dalszej przyszłości na razie nie chce mówić. Z Warszawą ma współpracować trzy lata, ale z szansą na przedłużenie. W czerwcu zadyryguje "Traviatą", za rok nową premierą - "Manon Lescaut" Pucciniego.

- Trudno mi zliczyć koncerty, którymi dyryguję w ciągu roku, ale każdą wolną chwilę będę się starał poświęcić operze warszawskiej, którą jestem zachwycony - mówi Carlo Montanaro.

Podkreśla, że nie chce forsować swojego zdania, gdyż czasy dyrygentów dyktatorów już minęły, on stawia na koncyliacyjność. Chce współpracować z szefami opery, Mariuszem Trelińskim, Waldemarem Dąbrowskim i odpowiadającym za obsady Leszkiem Barwińskim, a przede wszystkim mieć dobry kontakt z orkiestrą, w której widzi duży potencjał. - Uważam, że można wiele osiągnąć, dając muzykom przykład własną pracą i zaangażowaniem. Trzeba być dobrym psychologiem. Jeśli każdego dnia na próbie i na koncercie daję z siebie sto procent, motywuję w ten sposób ludzi do wysiłku, z którego mogą czerpać satysfakcję - podkreśla.

Zamierza dyrygować także koncertami symfonicznymi i chóralnymi. W sobotę zadyryguje symfoniami: "Włoską" Mendelssohna i "Dziewiątą" Dvo aka oraz "Introdukcją i tematem z wariacjami" na klarnet i orkiestrę Rossiniego.

Sobota, 22 października, godz. 19, Teatr Wielki-Opera Narodowa, bilety: 25, 50, 85 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji