Białystok. Opera przygotowuje się do nowego sezonu
Blisko sto osób z całej Polski wzięło udział w przesłuchaniach dla śpiewaków solistów, zorganizowanych w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Do inauguracji nowego - już operowego sezonu - instytucja ma jeszcze rok, ale już intensywnie przygotowuje się do rozbudowy składu wokalnego i instrumentalnego.
Kandydatów przesłuchiwała komisja pod przewodnictwem Mieczysława Dondajewskiego, niegdyś dyrektora muzycznego Teatru Wielkiego w Poznaniu. Wśród opiniujących umiejętności śpiewaków był też Dariusz Grabowski, profesor wokalistyki, ceniony pedagog z 25-letnim stażem (wykształcił już całe pokolenia śpiewaków) i 19-letnią praktyką śpiewaczą w teatrach operowych. Obecnie jest konsultantem wokalnym Opery i Filharmonii Podlaskiej.
Rozmowa z Dariuszem Grabowskim:
Monika Żmijewska: Jak wypadły przesłuchania?
Dariusz Grabowski: Jesteśmy po nich bardzo zbudowani. W tej blisko setce kandydatów znalazło się wielu naprawdę bardzo interesujących i utalentowanych artystów. Z tej grupy wyłoniliśmy około 15 wyjątkowych osób, które zostaną zaproszone do drugiego etapu przesłuchań już po Nowym Roku - w styczniu-lutym 2012 roku. Dostaną wtedy do zaśpiewania różne arie operowe, m.in. ze "Strasznego dworu", którym ma się rozpocząć nowy sezon. Chcemy sprawdzić ich umiejętności na nowym materiale.
A teraz kandydaci zmierzyli się z jakimi utworami?
- Soliści śpiewacy mogli przygotować 4-5 arii o zróżnicowanym stylu i charakterze. A kandydaci do chóru-solo, bo tacy też brali udział w przesłuchaniach, utwory chóralne Mozarta, Bacha i Verdiego. Chcieliśmy sprawdzić ich spektrum możliwości. Proponowali nam bardzo różny repertuar. Staraliśmy się, by nie czuli się jak na egzaminie. Pierwszy utwór, który mieli wykonać, wybierali sami, dopiero drugi śpiewali taki, jaki życzyła sobie komisja.
Po takich dwóch utworach wiadomo już, jaki poziom reprezentuje kandydat?
- Mam już tak długą praktykę pedagogiczną, że właściwie już po jednym utworze jestem zorientowany, jakie są możliwości wokalne śpiewającego. Ale zawsze zostawiam jeszcze pewien margines. Doświadczenie nauczyło mnie, że nie można kierować się pierwszym wrażeniem. Jestem wyważony w opiniach, nie poddaję się nastrojowi chwili. Poza tym pierwszy wybrany przez solistę utwór wcale nie musi - wbrew jego własnemu wyobrażeniu - oddawać w pełni jego umiejętności. To tylko subiektywny wybór. To, że podoba się wokaliście, nie znaczy, że tak naprawdę mówi całą prawdę o kandydacie.
Na przesłuchania zgłosiły się osoby z całej Polski. To głównie absolwenci wyższych szkół muzycznych?
- Zdarzały się osoby bez wyższego muzycznego wykształcenia, one akurat nie aspirowały do roli solistów chóru. Zgłosiły się osoby w różnym wieku. Tych najmłodszych, świeżo po studiach, akurat było mało. Najwięcej zjawiło się osób w wieku 28-35 lat, kilka lat po dyplomie. Sporo z nich podejmowało już działalność operową, kilku pracowało już jako soliści operowi teatrów muzycznych.
Komisja szukała konkretnych typów głosów?
- Nie chodziło o to, by znaleźć np. cztery soprany, jednego tenora i żadnego basu. Byliśmy otwarci po prostu na każdy talent. I jakoś tak się szczęśliwie złożyło, że w tej wybranej "piętnastce" - co do której wszyscy w komisji byliśmy spójni - znalazł się ktoś w każdej kategorii głosu. Wśród nich - białostoczanka Joanna Krasuska-Motulewicz, utalentowana mezzosopranistka, stypendystka marszałka, dysponująca wspaniałym mezzosopranem o pięknej barwie i niesamowitych możliwościach. Dodatkowo zaprosiliśmy jeszcze część osób na przyszłoroczne przesłuchania, bo są po prostu interesujące. Decyzję, czy niektóre z nich okażą się przydatne do chóru, zostawiliśmy prof. Violetcie Bieleckiej. Powstał taki nieformalny bank utalentowanych śpiewaków z każdym rodzajem głosu. Zawsze będzie można z nich skorzystać - nawet jeśli nie zostaną stałymi pracownikami Opery, mogą być jej współpracownikami.
