Artykuły

Zwykłe sprawy

Aleksander Gelman zna troski szarego człowieka. Zanim ujawnił się jako pisarz dramatyczny był ślusarzem i wojskowym, tokarzem i budowlanym. Nie są mu zatem obce problemy codzienności. Ani te wynikające z niezdrowych stosunków pracy ("Protokół pewnego zebrania"), ani te najzwyklejsze - osobiste, egzystencjalne,

W teatrze Hubnera na Pradze oglądamy od niedawna jedną z najnowszych sztuk wybitnego radzieckiego dramaturga. I tą przełożył Jerzy Koenig, z właściwym sobie wyczuciem rosyjskiego dialogu i żywego teatralnego słowa. "Ławeczkę" Gelmana zrealizował na Małej Scenie Teatru Powszechnego Maciej Wojtyszko. Lecz nie jest to bynajmniej żaden żart sceniczny, choć nieco przewrotny tytuł sztuki zapowiada przedstawienie lekkie, łatwe i przyjemne, a reżyser wyraźnie poluje na akcenty satyryczne, wydobywa je i eksponuje. Owszem, spektakl ogląda się z przyjemnością; ma dobry rytm i świetną obsadę. Ale przecież Gelmanowi chodziło tu o coś więcej niż tylko efektowny dialog sceniczny.

Tytułowa "ławeczka" nie jest też jedynym autorskim podstępem czyhającym na widza. W przedstawieniu Wojtyszki, w scenografii Wiesławy i Allana Starskich stoi ona sobie na scenie, brudna i odrapana, w towarzystwie obskurnego kosza na odpadki, w zaśmieconej parkowej alejce. Niezbyt oryginalna wydaje się również sytuacja wyjściowa, w której spacerująca o zmroku po parku robotnica zakładu pończoszniczego zalotnie prosi o ogień niemłodego już, podchmielonego podrywacza z miejskiej zajezdni autobusowej. Na podobny widok reagujemy na ogół wymownym wzruszeniem ramion. Ale czy zawsze prawidłowo oceniamy sytuację? A może taka banalna scenka uliczna kryje w sobie jakieś ludzkie nieszczęście lub głębsze tęsknoty? Gelman proponuje nam właśnie przyjrzeć się bliżej takiemu przypadkowi, doszukując się w nim znamion prawdziwego dramatu.

Aktorzy nie maja łatwego zadania. Parkowy dialog dwojga życiowych rozbitków jest wielobarwny, często zmienia charakter. Skrzy się gwałtownymi spięciami, to znów przybiera nutę liryczną, ukrywa wzajemnie partnerów za murem piętrzących się słów, kłamstw i krętactw, by nagle obnażyć jedno lub drugie w wyniku kolejnej nieoczekiwanej wpadki. W tym dialogu, w sposobie prowadzenia go przez aktorów, kryje się cały sens sztuki, od niego zależy dramaturgia przedstawienia. Zarówno Janusz Gajos, jak i Joanna Żółkowska zdają sobie z tego sprawę.

On w roli parkowego Don Juana ma nieco lepszą sytuację niż jego sceniczna towarzyszka. Zarówno Gelman, jak i Wojtyszko wyraźniej widzą w tym utworze mężczyznę. Nie oszczędzają go, ale więcej wykazują zrozumienia dla jego sztuczek - w końcu jest tu ofiarą nieudanego małżeństwa. A i Gajosowi nie zabrakło inwencji, by postać ubarwić i zjednać sympatię dla swojego bohatera. Ona jest w trudniejszym położeniu. Nie dość, że postawiona została w sztuce w dość niezręcznej sytuacji, to gra dziewczynę prostą, nieefektowną, zaborczą, podejrzliwą i histeryczną. A jednak znajduje w sobie dość ciepła, uroku i mądrości, aby uwiarygodnić nadzieje obojga na prawdziwe życiowe partnerstwo.

Bo jest to sztuka o ludziach samotnych, nieufnych, a nawet zakłamanych, bo nieszczęśliwych. O desperackim poszukiwaniu partnerstwa. Zwykłe ludzkie sprawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji