Komorowska zachwyca
"Mimo wszystko" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Piotr Siła w Lokalnej.
"Mimo wszystko" [na zdjęciu scena z przedstawienia] - to tytuł przedstawienia granego od niedawna w Teatrze Współczesnym, na Scenie w Baraku. To także życiowa dewiza bohaterki przedstawienia legendarnej aktorki francuskiej przełomu XIX i XX wieku, Sary Bernhardt, w którą w przedstawieniu wciela się Maja Komorowska.
Stara i niepełnosprawna aktorka zwana niegdyś przez wielbicieli boską, teraz będąca u schyłku życia, przesiaduje w dużym ratanowym fotelu na tarasie swego domu i z pomocą służącego i sekretarza Pitou (Wiesław Komasa) próbuje spisać wspomnienia. Ze strzępów wyłuskanych z pamięci powstaje historia wielkiej aktorki, o burzliwym, niezwykle barwnym i niesamowitym życiu. Razem z Pitou, Sara odgrywa swoje największe role teatralne, a także epizody z własnego, pełnego ekscesów życia. Mimo, iż w sztuce gra dwoje aktorów, Komasa jest tylko tłem dla Komorowskiej, narzędziem, za pomocą którego tworzy ona teatr. Komorowska jest teatrem, jest rdzeniem przedstawienia, wypełnia je po brzegi od pierwszej do ostatniej minuty. Siedząca nieruchomo prawie przez całe przedstawienie w centralnym punkcie sceny aktorka robi swoisty rozrachunek z tym wszystkim, co przeminęło. Tu teatr miesza się z rzeczywistością, role wielkich dramaturgów z życiem bohaterki, i w tym wszystkim Komorowska - majestatyczna, wrażliwa, piękna, zabawna, stara aktorka, która słowami dramatu zdaje się przekazywać nam prawdy dotyczące spraw najważniejszych, dotyczące także swojego życia, starości i umierania oraz przeszłej sławy i popularności.
Szedłem na przedstawienie pełen obaw o to, czy Komorowska podoła, czy zagra? Moje obawy były bezpodstawne. Maja Komorowska osiągnęła w tej sztuce prawdziwe wyżyny sztuki aktorskiej, udowadniając, że wciąż i na nowo jest wielką aktorką. Sztuka kanadyjskiego dramaturga Johna Murrella w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza zachwyca.