Operacja Bajka
Aspirant Mironiuk mieszał smętnie herbatę, kiedy do jego pokoju na parterze komendy przy ulicy Wilczej wpadł jak bomba podkomisarz Nawarko. - Wacek, zbieraj się, jest zgłoszenie ze Śródmieścia, facet prysnął z kasą z teatru Bajka - rzucił przełożony - pisze Roman Pawłowski w cotygodniowym felietonie w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
. Aspirantowi z wrażenia łyżeczka wysunęła się z ręki. Wydział do spraw przestępczości teatralnej, którym kierował, od miesięcy pogrążał się w marazmie. Ostatnią poważniejszą sprawę mieli w zeszłym roku: anonimowy informator doniósł, że jeden z aktorów Narodowego ma krew na rękach, ale wysłany na miejsce patrol ustalił, że podejrzany grał tylko Makbeta. Na co dzień odbierali głównie skargi na złą dykcję i wulgaryzmy, nic specjalnego, rutyna. Od wielkiego dzwonu zdarzała się golizna na scenie. Dlatego wiadomość o zniknięciu kasy w teatrze zelektryzowała aspiranta. Szybko spakował najpotrzebniejszy sprzęt: kajdanki, lupę, "Przewodnik Teatralny" Iskier i wybiegł z pokoju.
- Sprawa jest tajemnicza, bilety szły jak świeże bułeczki, mimo to mieli długi - relacjonował podkomisarz, kiedy służbowym daewoo na sygnale pędzili Marszałkowską. Drzwi do teatru były zamknięte na łańcuch i aspirant musiał użyć łomu. W środku panowała złowroga cisza. Ze ścian patrzyły na nich fotografie aktorów. Mironiukowi wydawało się, że Katarzyna Skrzynecka puszcza do niego oko, ale to tylko latarka odbiła się w szkle.
Przeszukali gabinet dyrektora, garderoby i toalety, ale poza paroma rozbieranymi zdjęciami z "Goło i wesoło" oraz zeszłorocznym biletem na "Sekstet" nie znaleźli nic podejrzanego. Dopiero na scenie czekała ich niespodzianka. Na sztankiecie wisiały dwa ciała w kostiumach teatralnych. Aspirant szybko przekartkował przewodnik.
- To Ania z Zielonego Wzgórza i Ferdynand Wspaniały. Poznałem po kokardzie i ogonie - zameldował przełożonemu.
- Koronkowa robota - wycedził przez zęby Nawarko i wyjął telefon. - Halo, kryminalny? Mamy tu dwa ciała. Tak, paragraf 348, zabójstwo bohatera teatralnego.
- Uśmiercił postaci literackie, żeby nie płacić tantiem... Drań... - wyszeptał aspirant.
- To jeszcze nic - odrzekł ponuro podkomisarz. - W zeszłym miesiącu w Radomiu reżyser z zimną krwią zamordował Hamleta. Tłumaczył się potem, że tak było w sztuce, ale nie z nami te numery.
Usiedli na proscenium, Nawarko wyjął paczkę westów. Przez chwilę palili w milczeniu, wpatrując się w puste rzędy foteli.
- Nigdy więcej nie pójdę na przedstawienie. Nawet na monodram - pokręcił głową aspirant.
Podkomisarz zaniósł się suchym kaszlem. Nagle w służbowym radiu zaskrzeczał głos dyspozytora: "07, zgłoś się! W Dramatycznym znów rozebrał się aktor. Wysyłam patrol". Policjanci wymienili krótkie spojrzenia. Wyglądało na to, że nieprędko wrócą do domu. Walka z teatralnym półświatkiem dopiero się zaczynała.