Artykuły

Umowa z córką

Z JANEM PESZKIEM spotkaliśmy się w jego naturalnym środowisku, czyli na zapleczu teatru i to w dodatku Teatru Starego w Krakowie. Natężenie wartości artystycznych w tych zacnych murach trochę powstrzymało naszą wrodzoną skłonność do figlowania... - piszą Marcin Świetlicki i Grzegorz Dyduch.

Czy mógłby Pan wyobrazić sobie aktorkę, która wcieliłaby się w którąś z Pańskich ról, np. w dramatach Schaeffera?

- Wystawiacie mnie na okropny test. Na przykład to jest Maja Komorowska. Z całą pewnością mogłaby to zagrać aktorka instrumentalna, nawet młoda, Maria Peszek.

Czy łatwiej wychowuje się syna aktora, czy córkę aktorkę? I które z nich ma większy kompleks ojca?

- Tak teraz się ułożyło w naszych stosunkach z synem, że bardzo się uspokoiliśmy. Po bardzo burzliwych przejściach. Zrozumiałem, że popełniłem wiele gaf, na których naprawianie czasem jest za późno. On zawsze był o wiele dojrzalszy ode mnie. Ja po prostu jestem taki w gorącej wodzie kąpany, jakiś taki dupek jestem. Aktorzyna. A on potrafił zadać ból tak głęboki i tak silny, jak nigdy by nie mogła tego zrobić córka. Na córkę zawsze w którymś momencie musiałem spojrzeć jak na kobietę. Wychowuje się zawsze człowieka, a nie aktora. Ja po prostu na niego patrzę jak na poważnego faceta. Natomiast córka jest zupełnie innym typem. To są przeciwne bieguny. Wiem, że Marysia bardzo mnie akceptuje dzięki temu, że istnieje między nami jakaś umowa. Między Błażejem i mną jej nie ma. Między kobietą a mężczyzną zawsze jest.

Czy Pan próbował dzieci przed aktorstwem ostrzegać?

- Niech robią, co chcą. Ale to pułapka, bo aktorstwo ma co najmniej dwie strony. W domu dzieci nigdy nie były świadkami stresu. Często widywały mnie zadowolonego i pozytywnie oceniającego to, co robię. Mogły zostać oszukane, ale kiedy już dokonały wyboru, to miały po 18 lat i wiedziały swoje. Na pewno nigdy nie namawiałem, ale też nie wzbraniałem. Wiedziałem, że w tej przygodzie można mieć bardzo dużo satysfakcji, nie zamieniając gęby na tyłek.

Działy kultury w pismach kobiecych opisują przeważnie życie prywatne gwiazd. Co Pan miałby do zaoferowania z tego punktu widzenia? Może jakąś niebanalną dewiację?

- Moja odpowiedź będzie beznadziejna. Te wszystkie wzorce tak mnie okropnie nie obchodzą... Chyba nie mam do zaoferowania niczego takiego, bo to, co mam, chyba jest staromodne i nudne. Jestem wbrew obiegowej opinii leniwy, lubię długo i powoli, niepospiesznie i młodzieńczo - czy to może być niekonwencjonalne zboczenie? (tu dwie pary naszych oczu wyobraźni ujrzały okładkę któregoś z zacnych warszawskich tabloidów, na której Jan Peszek wyznaje: "Jestem najpowolniejszym kochankiem światu". Podzieliliśmy się tą wizjią z naszym rozmówcą..,)

- Najpowolniejszy kochanek świata... To dotyczy wielu dziedzin. Niekoniecznie seksu. Jestem hedonistą, uwielbiam dobry alkohol. Bywam banalny... No, to się absolutnie nie sprzeda. Podejrzewam, że jestem sentymentalny. Na pewno nie jestem macho, ale strasznie wymagający. Posuwam się czasem do przemocy, ale psychicznej. Z całą pewnością nie jestem damskim bokserem.

Wobec tego czy byłby Pan uprzejmy podać swoją typologię kobiet?

- Tak jak istnieją głupi mężczyźni, tak są i kobiety głupie. Uważam jednak, że nie można bez nich żyć, że jesteśmy na nie skazani. A jednocześnie jest to stan jakiejś ciągłej walki międzypłciowej i ten stan walki uwielbiam. Nie dlatego, że mam jakieś sadomasochistyczne skłonności, tylko po prostu bardzo lubię walkę jako taką. Walka między kobietą a mężczyzną istnieje, ponieważ to są żywioły nie do pogodzenia. Lubię kobiety, które są pełne kobiecości, które nie są pruderyjne, są tolerancyjne, uwielbiają mężczyzn, są zmysłowe. Nie lubię infantylności, nie lubię, kiedy kierują się jakimiś zasadami. Lubię ludzi wolnych. Z domu wyniosłem okropną nietolerancję dla ubezwłasnowolnienia. To dotyczy wszystkich płci.

Czy kobieta opowiada się po stronie sztuki wysokiej? Czy raczej jej potrzeby zaspokaja kultura masowa?

- Kobieta, którą mam na myśli, na pewno jest po stronie kultury wysokiej, choć świat, w którym żyjemy, ten termin spostponował. Przez fakt masowości i upowszechnienia pewnych modeli dawniej niedostępnych czy terenów zagwarantowanych dla elit niektóre kobiety stały się fantomami. To nie są kobiety z wysokiej kultury, tylko ją idealnie imitują. Bardzo jestem wyczulony na to, co autentyczne.

Kobiety są główną widownią telenowel. Ale czy rzeczywiście w telenowelach i wszystkich pokrewnych gatunkach, które są osią kultury masowej, nie ma szans, żeby przemycić wyższą wartość artystyczną?

- Uważam, że się nie da. Im bardziej sztuka przylega do życia, tym bardziej wulgarne tworzy produkty. Wszystkie gatunki, o których panowie wspomnieli, są tylko naśladownictwem życia. I w tym punkcie nie ma mowy o jakimkolwiek wysiłku w stronę sztuki. To może być fantastycznie, profesjonalnie i pseudoartystycznie fotografowane, opowiadane, konstruowane, ale modele zachowań nie podlegają kreacji, a to jest podstawowy nośnik w sztuce. To, że kobiety uwielbiają seriale, oznacza po prostu, że się z tym "żyćkiem" identyfikują. Znajdują problemy, co do których chciałyby, żeby były ich problemami. Taka kalkomania.

Czy środowisko teatralne to rodzina?

- Mam pewien rodzaj nonszalancji w stosunku do środowiska. Niestety, na dodatek często to podkreślam i często się dziwię, jak mówią: to rodzina. Jaka rodzina? Rodzinę to ja mam. Środowisko to nie jest rodzina, to rzeka pełna piranii

JAN PESZEK, urodzony w 1944 r. w Polsce. Aktor polski. Grywał w wielu regionach świata (nawet w języku staroperskim przed cesarzową Iranu). Obecnie na ukończeniu ma rolę prof. Kleina w "Auto da fe" Canettiego w reż. P. Miśkiewicza |(Teatr Stary, Kraków). Ojciec dwojga aktorów polskich.

Na zdjęciu: Jan Peszek z córką Marią Peszek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji