Artykuły

W sferze ruchu i myśli

XV Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca w Lublinie podsumowuje Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.

15. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca przeszły już do historii. Nadszedł zatem czas na podsumowanie dziewięciu dni festiwalowych prezentacji. Jako że kolejne wieczory festiwalu relacjonowałem na bieżąco, czuję się zwolniony z obowiązku ponownego opisywania poszczególnych spektakli. Miast tego pokuszę się o kilka uwag natury ogólniejszej.

Przede wszystkim - poziom artystyczny. Tegoroczna, jubileuszowa odsłona Spotkań została zorganizowana pod hasłem "Osobowości" i nie była to czcza obietnica. Rzeczywiście zobaczyliśmy spektakle zrealizowane przez twórców wybitnych, z których kilkoro kształtuje wręcz oblicze europejskiego tańca współczesnego. A co jeszcze ważniejsze były to spektakle z niewielkimi tylko wyjątkami bardzo dobre lub przynajmniej dobre.

Bowiem jeśli nawet wobec niektórych miałem pewne zastrzeżenia, to dotyczyły one jedynie pojedynczych ich elementów, ale całości w żadnym razie nie dyskwalifikowały. A wśród nich nie brakowało realizacji wybitnych, jak "Q61" Ann Van den Broek, "Fiuk/Ukryci ludzie" Pala Frenaka czy "Świat jest pełen przeszkód: żadna z nich nie jest prawdziwa" Joe'go Altera. Oczekiwań nie zawiódł gdański Teatr Dada von Bzdülöw, którego spektakle zawsze należą do najlepszych i najciekawszych na Spotkaniach. Tym razem zobaczyliśmy "Caffe Latte" [na zdjęciu] - przedstawienie uwodzące humorem, klimatem znakomitej zabawy oraz błyskotliwością i ozdobione świetnymi partiami choreograficznymi w wykonaniu Katarzyny Chmielewskiej i Leszka Bzdyla. Na przypomnienie zasługują również: niełatwa, ale bardzo inspirująca realizacja Sanny Kekäläinen "Bestia - Książka w pomarańczowym namiocie" oraz dwie piękne miniatury białoruskiego Dance Theatre Gallery.

W gronie tych najlepszych realizacji z pewnością lokują się również spektakle zespołów lubelskich. Zarówno "gracerunners" Lubelskiego Teatru Tańca, jak i "Cokolwiek stanie się" Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej łączyły oryginalną myśl choreograficzną ze świetnym wykonaniem i pokazały, jak wielki jest potencjał naszych artystów. A ten drugi był nadzwyczaj efektownym powrotem - po kilkuletnim milczeniu - Hanny Strzemieckiej do pracy twórczej. Mam nadzieję, że nie był to powrót jednorazowy, okazjonalny, lecz otwarcie nowego etapu w jej działalności artystycznej.

Jedyną łyżeczką dziegciu był dla mnie występ Karola Tymińskiego - narcystyczny i podszyty ekshibicjonizmem. Nie lubię bowiem takiego teatru, w którym głównym, a często jedynym przedmiotem uwagi jest sam twórca, bo dla mnie nic z tego nie wynika. Z drugiej jednak strony - nie ma co udawać, że teatru takiego nie ma. Zatem pokazanie go w programie festiwalu - na szczęście w małej dawce - było być może zasadne.

Jubileuszowe Spotkania miały być w założeniu podsumowaniem dotychczasowych edycji i ten zamiar udało się zrealizować. Ale jednocześnie była to w pewnym sensie kontynuacja trzech poprzednich, "tematycznych" odsłon festiwalu. Tym razem zobaczyliśmy wcale pokaźny blok realizacji inspirowanych filozofią i psychologią bądź wkraczających w jakiś sposób na ich obszar. I nie chodzi mi tylko o przykład najbardziej ewidentny, czyli spektakl Witolda Jurewicza "Czy filozof może mówić o tańcu?". (W "Kurierze" akurat jest to pytanie retoryczne, albowiem obok piszącego te słowa, o Spotkaniach przez lata pisywał również Andrzej Molik, podczas kilku edycji - Teresa Dras, a jednego roku - gościnnie - Mirosław Haponiuk; wszyscy po studiach właśnie filozoficznych). Była przecież bowiem realizacja Sanny Kekäläinen, korzystającej z intelektualnego instrumentarium Jacquesa Derridy; nawiązujący do Jungowskiej psychologii spektakl kompanii Pala Frenaka czy lokujące się na pograniczu filozofii kultury i socjologii przedstawienie włoskiej Compagnia Zappala Danza. Były także takie, które - choć pozbawione tak wyraźnych wskazań - inspirowały do głębszej refleksji. Spektakl Hanny Strzemieckiej skłaniał do zastanowienia się nad ontologicznym statusem muzyki w spektaklu, zaś "gracerunners" LTT okazał się bardzo ciekawym przyczynkiem do zagadnienia psychologii twórczości.

Wreszcie na koniec - zainteresowanie publiczności. Przesadą byłoby stwierdzenie, że taniec współczesny stał się już dziedziną sztuki odbieraną masowo. Ale szczelnie wypełnione - niemałe przecież - widownie w Teatrze Muzycznym i Chatce Żaka świadczą o tym, iż nie jest tak niszowy, jak twierdzą niektórzy. Co dobrze wróży kolejnym odsłonom Spotkań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji