Artykuły

"Ja", czyli może nie my

"Ja" w reż. Wiktora Ryżakowa w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Andrzej Churski w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Teatr imienia Wilama Horzycy dał ważną premierę. Przedstawienie jest ekskluzywne, powstało bowiem na zamówienie toruńskiego teatru. Znane nazwiska Iwana Wyrypajewa i Wiktora Ryżakowa (autor i reżyser) gwarantują ponadlokalne zainteresowanie. Sukces pewny? Na pewno trzeba zobaczyć.

Czasem żałuję, że teatr to nie literatura, że nie mogę cofnąć się o kilka kartek, przeczytać ponownie. Może, gdybym mógł, odpowiedziałbym sobie na pytania, na które nie mam teraz odpowiedzi. Ale w teatrze trzeba by cofnąć czas. Pójście jeszcze raz na ten sam spektakl tylko trochę pomaga, bo przecież dzisiejsze przedstawienie będzie trochę inne niż to sprzed tygodnia.

Fantazja reżyserska

Ryżakow nazywał w przedpremierowych wywiadach "Ja" fantazją teatralną. I rzeczywiście: nie ma tu fabuły, nie ma konfliktu, nie ma pełnokrwistych postaci, nie ma akcji. Tekst został rozłożony na głosy piątki aktorów. Pojawiają się oni na scenie w porządku wyznaczonym raczej nie logiką tekstu, ale zmiennością nastrojów. Wykorzystują dzielącą scenę na pół ścianę drzwi, pojawiają się i znikają po kilku kwestiach, by błyskawicznie zjawić się ponownie, w innej sprawie, z innym tekstem i innym partnerem. Trochę to przypomina metodę szybkiego montażu filmowego, trochę jakieś niegdysiejsze techniki kabaretowe czy wręcz żywe obrazy, a wszystko szybko, w skrócie, żywo, by widz był przekonany, że uczestniczy w jakiejś inteligentnej grze.

O Bogu, życiu l teatrze

O czym ta gra? Na pewno o teatrze, tradycji, konwencjach. Na samym początku Jarosław Felczykowski mówi coś o rozumieniu Cze-chowa zaś na końcu z pozostawionego gdzieś w połowie spektaklu na krześle pudła odskakuje pokrywka i zapałają się urodzinowe świeczki. Z czechowowskich klimatów jest też początkowe zestrojenie głosów aktorów w pięknie brzmiący smętną nutą akord, z kolei niektóre dyskursy są jak wyjęte z Bułhakowa. Nic tu nie jest jednoznaczne, nic śmiertelnie serio, i jeśli nawet tekst brzmi poważnie, aktorom udaje się zbyt nachalne znaczenie neutralizować zabawnym lub ironicznym działaniem. I tak, żartem choć serio, mówi się tu jednym tchem o Bogu, miłości, zabawie, tajemnicy życia.

Słowo Rosja chyba w przedstawieniu nie pada, mowa za to o Irkucku i o Syberii, ale w tonacji łagodnej zimowej bajki. Irkucki kreml narysowany jest kredą na podłodze, Z nieba sypią się śnieżne konfetti, z butelki pije się mleko, na bielonych szybach pojawiają się motywy, jakie zwykliśmy rysować w zmarzniętych tramwajach i autobusach. My?

No my, ale całe przedstawienie Ryżakowa, począwszy od wyboru tekstów Wyrypajewa, a na doborze muzyki filmowej kończąc, jest manifestacją pojedynczego, indywidualnego spojrzenia - także na Rosję.

Świetny odbiór

Jeśli "Ja" ma jakieś przesłanie, to pewnie takie: nie ma wspólnego obrazu dzieciństwa, pierwszej miłości, atmosfery miasta, kraju, a zarazem można stworzyć sceny, w których każdy odnajdzie znajome obrazy nuty, klimaty, żarty, aluzje. Więc jeśli premierowa publiczność nagrodziła aktorów (i inscenizatorów) długotrwałą owacją, oznaczać to musi sukces. Bo owe wspólne tropy najwyraźniej zostały odnalezione.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji