Artykuły

Monodram z kontrabasem, Awangardowa tragedia i Wojna o wąsik

"Zemsta czerwonych bucików" Janusza Stolarskiego i "Ja, dyktator" Krystiana Wieczyńskiego na 26. Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora. Piszą Magdalena Koc i Małgorzata Ornowska w Informatorze Festiwalowym.

Monodram z kontrabasem

Krzesło, kontrabas i rzecz oczywista - jego właściciel, to całkowicie wystarczające komponenty monodramu, pozwalające widzowi wniknąć w świat artysty o szczególnym temperamencie. Janusz Stolarski w dosyć ekstrawagancki sposób zaprezentował egzystencję człowieka niezrozumianego przez całą otaczającą go rzeczywistość. W pierwszych chwilach przedstawienia aktor stosuje w grze scenicznej duże efekciarstwo - jest to jego świadomy chwyt teatralny. Posługując się metaforą czerwonych bucików, które rzuciły na niego urok, obnaża główne dylematy i przeciwności losu, z którymi zmaga się jego bohater. Bezsprzecznie mogę przyznać, że Janusz Stolarski jest w swojej grze zarazem bardzo oszczędny jak i bogaty. Za pomocą przerysowanych gestów, szalenie żywiołowego tempa wypowiedzi, szerokiej gamy brzmień głosu i śmieszności ukazuje muzyków pospolicie odtwarzających to, co najłatwiejsze. Pasja i energia, z jaką Janusz Stolarski prezentuje relacje międzyludzkie, w które jest uwikłany, jest ubarwiona rozmaitymi emocjami, począwszy od rozczarowania, przez poczucie porażki aż po frustrację i kompletną utratę nadziei. Język opowieści, potoczny i często wulgarny, trafia w sedno treści przekazywanych nam przez artystę.

Kluczowym momentem monodramu jest zakończenie Okazało się dla mnie dosyć emocjonujące, bowiem nagle te wszystkie historyjki życiowe przywołane przez artystę zostały w cieniu jego wspomnień i nadszedł moment, kiedy dostał szansę przełamania uroku czerwonych bucików. Może zaśpiewać to, co przyniosło mu radość i nadzieję na spełnienie jego artystycznej duszy. Zapada mrok i cisza...

Magdalena Koc

***

Awangardowa tragedia

"Twoja tragedia polega na tym, że jesteś awangardowy" - taki wyrok słyszy Dimitri, szukając pomocy u cyganki w zdjęciu z niego klątwy czerwonych bucików. Stolarski kreuje na scenie postać artysty, muzyka i aktora, który nie godzi się ze swoim losem i umierającymi marzeniami o sławie. Pierwsze minuty spektaklu mogą być trudną próbą dla widza, gdyż aktor mówi bardzo szybko. Zabieg ten ma na celu zaakcentowanie szaleństwa, jakie opanowało zdesperowanego artystę w obliczu braku dalszych możliwości rozwojowych w show biznesie. Dobra dykcja Stolarskiego rekompensuje trudności w uchwyceniu wszystkich partii tekstu.

Sam tekst jest błyskotliwy. Od początku partie monologowe bawią widownię wyszukanym ironicznym żartem. Stolarski gra dynamicznie, raz tyłem, innym razem przodem do widowni - zmienia perspektywę postrzegania postaci na scenie. Dwustronna marynarka pozwala mu na szybką przemianę wcielenia scenicznego. Brokatowy kostium nadaje śmieszność występom scenicznym Dimitria, a zarazem pokazuje smutną prawdę, że jego muzyka jest tak samo żałosna, jak strój w jakim się prezentuje. Charakteryzacja Stolarskiego została przemyślana bardzo dokładnie i właściwie wpasowuje się w ideę spektaklu - zniszczonych marzeń o sławie i brutalnej śmieszności rzeczywistości. Aktor gra z wielkim zaangażowaniem emocjonalnym swoją rolę, co pomaga widzowi zrozumieć uniesienia, jakie targają postacią Dimitria.

Ogromną rolę w sztuce odgrywa światło. Czerwony kolor sygnalizuje obłęd i paranoję dręczące bohatera. Oświetlenie reflektorowe przenosi muzyka na wesela, gdzie grywa dla pijanych ludzi, których nienawidzi z całego serca. Migające światła tworzą wokoło ruchliwą ulicę pełną samochodów. Jest to niewątpliwie wielka zaleta tego spektaklu.

Uboga scenografia pomaga skupić się na najcenniejszym elemencie przedstawienia - na zaangażowaniu aktorskim Stolarskiego. Nim spektakl dobiega końca aktor Teatru Studio w Warszawie jest już cały mokry. Zdecydowanie "dał z siebie wszystko" i zrobił to w sposób mistrzowski i godny uznania. Osobiście najbardziej urzekło mnie parodiowanie artystów piosenkarzy, aktorów i cyrkowców. Biorąc pod uwagę chichot widowni - scena ta nie tylko mi przypadła do gustu. Aktor nadaje osobowy charakter papierowemu szkieletowi, własnym dłoniom i kontrabasowi, co urozmaica technikę inscenizacji.

W finałowej scenie obudziła się we mnie nadzieja, że Dimitri zaśpiewa w końcu wolny od klątwy czerwonych bucików, lecz niestety sztuka się kończy. Bohater milknie tak, jak do tej pory bezdźwięcznie grał na kontrabasie.

Małgorzata Ornowska

***

Wojna o wąsik

Historia o Chaplinie i o nazistach, o artyście i o władzy, o dyktatorze politycznym i o dyktatorze sztuki, rysuje przed widzem strukturę zależności międzyludzkich w okresie II Wojny Światowej. Krystian Wieczyński mierzy się z bardzo trudnym zadaniem ukazania walki wewnętrznej głównego bohatera, jak i walki toczonej na tle politycznym. Jego Charlie kręci swój pierwszy film dźwiękowy i wie, że nie może milczeć, że jego słowa mogą stać się wołaniem o wolność.

Wieczyński wchodząc na scenę jest w pełni pochłonięty rolą, którą odgrywa. Nie zmienia tego nastawienia nawet przy oklaskach. Kłania się widowni w sposób charakterystyczny dla Charliego Chaplina: dostojnie uchyla melonik, który rysuje nam się w wyobraźni, dzięki profesjonalnie opanowanej pantomimie. Tak skonstruowany spektakl stanowi wyzwanie, gdyż na scenie aktor musi wcielać się momentami jednocześnie w dwie postaci z zachowaniem różnorodności ich fizjonomii. Raz wciela się w Charliego Chaplina, a raz staje się Hansem Mullerem - podwładnym Hitlera. Błyskawiczne modulowanie barwą głosu, niezwykle plastyczne operowanie mimiką twarzy i dynamiką ruchów sprawia, że widz zaczyna wierzyć w obecność więcej niż jednego aktora na scenie. Aktor prezentuje nie tylko ogromną dbałość o szczegóły w kreowaniu swojej postaci (subtelnie wprowadza gesty tak charakterystyczne dla Charliego Chaplina, jak pocieranie nogi o nogę, artystyczne ustawienie dłoni, ściągnięcie ust), ale również demonstruje widowni swoje umiejętności taneczne i zmysł rytmiczny. Tylko raz usterka w wypowiadanej kwestii aktora burzy perfekcyjnie dograną całość sceniczną ("Taka jest wodza [ zamiast "władza"- M.O.] naszego wodza" - Na ułamek sekundy Wieczyński waha się, czy poprawić błąd, lecz decyduje się nie powtarzać kwestii.).

Aktor nie pokazuje wszystkiego wprost. Zmusza widza do pobudzenia jego wyobraźni, wykorzystując technikę stepowania, mimu i nadawania rekwizytom scenicznym zupełnie nowych znaczeń (taśma filmowa staje się liną, wąsikiem).

Scena z próbą samobójczą w wannie szczególnie przykuła moją uwagę, gdyż gra aktorska pomysłowo współgra tam z delikatnym błękitnym światłem, które ułatwia wyobrażenie sobie tej dramatycznej, ale i podszytej farsą sytuacji. Operowanie światłem i przemieszczającym się źródłem dźwięku (z lewego głośnika na prawy) niejednokrotnie dodaje uroku prezentowanym scenom. Scenografia zachowuje niezbędny minimalizm. Retro mikrofon z czerwonym kablem pierwszy zdradza, w jakim okresie historycznym rozgrywać będą się wydarzenia prezentowane na scenie.

Nie udało mi się zrozumieć zasadności wykorzystania niektórych gestów scenicznych aktora. Zwłaszcza wtedy, gdy Charlie rozmawiał z Hansem, kręcąc się w fotelu. Jak również nie rozumiem, czemu służyło teatralne smarowanie ciała kremem - być może ponowne obejrzenie spektaklu pozwoliłoby mi lepiej zastanowić się nad tymi elementami sztuki.

Wieczyński opowiada historię "wojny o wąsik" - o ostatnią scenę do pierwszego filmu dźwiękowego Chaplina, ale również jest to historia walki o wolność w "sierocińcu z napisem Europa".

"Sława jest tu - tam jest otchłań" - pada ze sceny. Ten Charlie, na tej scenie, w wykonaniu Wieczyńskiego - zdecydowanie zasługuje na brawa i na chwilę sławy, o której marzy bohater tworząc swój pierwszy film dźwiękowy. Spektakl brutalnie obnaża nam realia show biznesu, gdzie aktor jest kuszony bogactwem, byle tylko sprzedał swoje własne umiejętności w służbie bezwzględnej polityki. "Po co zatykać usta, kiedy można je kupić" - kwituje bohater. Pomimo trudności stawianych artyście w trakcie swojej pracy nad filmem - Chaplin nie ulega presji. W swoim uporze zasłużył na odrobinę władzy w decydowaniu o kształcie filmu, który jest dla niego niezmiernie ważny. Charlie zwłaszcza zasługuje na władzę nad ostatnią jego sceną, bo przecież, jak stwierdził Hans "puenta jest najważniejsza".

Małgorzata Ornowska

Na zdjęciu: Janusz Stolarski w "Zemście czerwonych bucików"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji