Artykuły

Ginący świat "Wiśniowego sadu"

Po raz pierwszy sztuka ta światła sceny ujrzała 70 lat temu. W Polsce wystawiono ją w dwa lata po moskiewskiej prapremierze. "Wiśniowy sad" należy do najbardziej znanych sztuk Antoniego Czechowa. Historia ziemiańskiej rodziny, która w wyniku przemian społecznych traci grunt pod nogami i musi zmienić podstawy swojej egzystencji, opowiedziana została przez wielkiego pisarza rosyjskiego w sposób, który nadał jej wymiar tragedii losu ludzkiego. Bo właśnie teraz, kiedy od czasu, w którym dzieje się akcja sztuki, minęło tyle dziesięcioleci, nabierać zaczyna znaczenia to, co w "Wiśniowym sadzie" jest traktatem o ludziach, o ich charakterach, o ich psychicznych właściwościach, natomiast mniej interesuje realna - jeśli można tak powiedzieć - osnowa przedstawionych zdarzeń.

Jest w tym utworze ponadczasowy wątek umierania starego świata, rozpadania się w świadomości bohaterów systemu wartości, wedle którego żyli, wedle którego odmierzali wszystkie swoje uczynki i postępowanie. Stają przed nowymi zjawiskami, przed przyszłością, której już nigdy nie zrozumieją.

Ten kryzys wartości rozpisany jest na różne głosy, każdy z mieszkańców ziemiańskiego domu to odrębna indywidualność, inny i charakter i umysłowość. Pisarz z niezwykłą subtelnością rysuje ludzkie sylwetki, pokazuje jak to w chwili zagrożenia odsłaniają się prawdziwe oblicza każdego z nich.

Z tego charakteru utworu wynikają dla teatru określone trudności i problemy. Zawsze sztuki Czechowa były probierzem dojrzałości artystycznej, wymagały aktorstwa najwyższej próby, mistrzowskiej reżyserii, budującej z delikatnego i subtelnego tworzywa tekstu harmonijny spektakl, oddający grę nastrojów i uczuć, prawdę o człowieku i jego egzystencji.

Oceniając spektakl "Wiśniowego sadu" w Teatrze Powszechnym trzeba o tym pamiętać i pozytywnie przyjąć ambicję zespołu zmierzenia się z Czechowem. Mieliśmy okazję obserwować, w jaki sposób aktorzy rozwiązują trudne i skomplikowane zadania, w jaki sposób narasta w tym, dziwnym zresztą, przedstawieniu nastrój jakiegoś niesamowitego przygnębienia, duszna i ciężka atmosfera rozkładu. Napisałem, że dziwne to przedstawienie, ponieważ trudne jest do przyjęcia, ma wiele pustych miejsc i nieoczekiwanych napięć, a przecież w końcu ujawnia jednolitą tonację, narzuca z dużą silą przygnębiającą atmosferę odchodzenia i umierania. Dla tego właśnie tonu, dla wstrząsającej ostatniej sceny z lokajem Firsem, w której to roli JANUSZ MAZANEK tworzy prawdziwą kreację, trzeba w ostatecznej scenie znaleźć odpowiednie miejsce.

W roli Raniewskiej, opromienionej twórczymi dokonaniami wielu aktorek polskiej sceny, oglądamy JADWIGĘ SIENNICKĄ. Trafnie pokazuje ona osobowość kobiety, która nie potrafi rozstać się ze swoimi przyzwyczajeniami, ze wszystkimi odruchami, które kształtowały się w rodzinnej tradycji, w warunkach dawnego dobrobytu, w ogóle w kulturze i obyczaju ziemiańskiego domu. Aktorka potrafiła jednocześnie pokazać oszczędnymi środkami owo "nieprzyjmowanie do wiadomości" tego, co się wokół Raniewskiej dzieje, tę grę, którą ona prowadzi, by zawarować sobie w nowej sytuacji prawo do poprzedniego stylu bycia. I pokazać złudzenie Raniewskiej, że to jest możliwe. W podobnej tonacji utrzymana jest rola Leonida w wykonaniu ZBIGNIEWA NIEWCZASA.

BOHDAN SOBIESIAK przedstawia Łopatina w zgodzie z intencją Czechowa. Owszem, jest przebiegłym kupcem, trzeźwo i realnie myślącym człowiekiem, postacią ulepioną z innej gliny niż właściciele wiśniowego sadu, jest w ich świecie intruzem, ale także człowiekiem przyzwoitym i wrażliwym. Aktor jakby podkreślał swoisty rodzaj pokory wobec domu Raniewskich, czy też może sentymentu i jednocześnie żalu, że nie potrafią oni zrozumieć nieuchronności swego losu. Jest to ważny moment, ponieważ uwydatnia się w tym ujęciu fakt, że dramat Raniewskich ma swoje źródło głębsze niż taka czy inna postawa ludzi, którzy po nich przyjdą.

Z ról epizodycznych, ale przecież ważnych, bo w poetyce Czechowa budujących ogólny klimat sztuki i wzbogacających o różne, odcienie galerię ludzkich postaci, wymieniłbym czechowowskiego w nastroju BRONISŁAWA WROCŁAWSKIEGO w roli studenta Trofimowa. Jeśli już mowa o tzw. drugim planie, to trzeba powiedzieć, że popełniono kilka błędów przez zbyt jaskrawą rodzajowość niektórych postaci, nazbyt zewnętrzną komediowość niektórych wątków. Zabrakło też chyba wyraźniejszej koncepcji dla postaci córek Raniewskich, przez co zarówno TERESA MAKARCZYK, jak i OLGA SITARSKA trochę się w tym spektaklu pogubiły nie potrafiąc w pełni odpowiedzieć, jakie było miejsce Ani i Warii u boku Lubow Andriejewnej i kim one same były wobec siebie.

Muszę szczerze przyznać, że scenografia i kostiumy cenionego i lubianego powszechnie profesora Wiktora Zina rozczarowały mnie bardzo, ich wywodząca się z symbolizmu koncepcja ("wyrastanie" ze ścian domu gałęzi drzew) i zbyt płaska architektura wnętrza nie bardzo przystawały do utworu Czechowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji