Artykuły

Niedopowiedziany "Pusty dom" Teatru Amareya

"Pusty dom" w reż. Agnieszki Kamińskiej Teatru Amareya z Gdańska podczas III Gdańskiego Festiwalu Tańca. Pisze Magdalena Hajdysz w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Pusty dom", najnowszy spektakl Teatru Amareya, to trudny orzech do zgryzienia, zarówno dla miłosnika tańca, jak i teatru. To opowieść o upośledzonych relacjach między dwojgiem ludzi - bez względu na płeć - poszukujących punktu podparcia, poczucia bezpieczeństwa i miłości poza miejscem, które można nazwać domem.

W lewym górnym rogu sceny, pod "sufitem", wisi na linie wózek inwalidzki. Ale nie od razu go zauważam. Najpierw jest delikatny szum wody i wchodząca wolnym krokiem od strony widowni intrygująca kobieta (Katarzyna Pastuszak) - piękna, ale przebrana za kogoś, kim - o czym mówią ruchy jej ciała i uwazne spojrzenie oczu - nie jest. Czarne szpilki, czarne legginsy, krótka kurtka z futerkiem. Tani "dizajn" dyskotekowej "dżagi". Jej kroki są powolne, jakby ostrożne, niepewne samych siebie, a jednak pełne siły, jakby przeciągnięte, przedłużone do bólu mięśni. Myślę sobie: "butoh na szpilkach" i zaraz karcę się za tę myśl. Wieczność trwało, zanim doszła w głąb sceny, ale nie znużyła tym, lecz napięła uwagę widzów, jak łuk. Solo, które potem nastąpiło, przesycone było jakby "stawaniem się", przeobrażaniem, odkrywaniem kobiecości - mocy i delikatności zarazem. I samotnością.

Druga kobieta (Agnieszka Kamińska) weszła inaczej. Półnaga, w jakby męskich, szarych eleganckich spodniach w kant. Skulona, zasłaniała ramionami nagie piersi, w jakiejś rozpaczy, cierpieniu i niezgodzie wydrapywała obie na plecach czerwone smugi. Gdy założyła szary, gruby golf i wzięła do ręki golfowy kij (sic!), przeistoczyła się w skupioną, opanowaną i zimną. Uderzenia kija "wirtualnie" trafiały w leżące ciało drugiej kobiety, która kuliła się z bólu. W kolejnej odsłonie ta sama kobieta, odziana w białe futerko i podpierając się wspomnianym kijem jak elegancką laseczką, wchodzi na środek sceny i śpiewa po francusku piosenkę o tym, że miłość nie istnieje... Zakłada czarne szpilki leżącej jak bez życia tej drugiej, po czym zaczyna szaleńczo tańczyć do ostrego dyskotekowego mixu "Sweat dreams", zrzucając z siebie buty i futro. Te dwie kobiety są swoimi przeciwieństwami, jak ogień i lód (podkreśla to reżyseria świateł), jak szczerość i maska sztuczności, jak głębia i powierzchowność. Widz nie jest tu jednak prowokowany, by je oceniać. Dystans, który twórczynie spektaklu pozwalają mu zachować, nie jest jednak zupełnie bezpieczny. Komunikaty padające ze sceny wcale nie są jasne. Na dodatek pojawia się jakaś podstawowa niezgoda na panujące pomiędzy tymi dwiema kobietami relacje. O łączącym je związku przekonuje nas ostatecznie ciekawy duet, łączący w sobie także gest i słowo - opowieść o młodej dziewczynie, która została zgwałcona i, prawdopodobnie, popełniła samobójstwo.

Ta lodowata historia w dziwny sposób łączy obie bohaterki "Pustego domu". Powtarzają ją jak mantrę, czasem już tylko gestami, jakby za jej pomocą prowadziły między sobą niezrozumiały dla postronnych osób dialog. Wiszący nad sceną wózek inwalidzki znajduje się jakby poza głównym miejscem akcji, nie bierze w niej bezpośrednio udziału. Pozostaje komentarzem, przymiotnikiem dopisywanym do wszystkiego, co wydarza się na scenie. Tylko o czym jest "Pusty dom"? O jakiej stracie opowiada? Już sam tytuł zmusza do refleksji - bo czy miejsce nazywane domem może być w ogóle puste? Spektakl pozostawia wiele niedopowiedzeń, ambicją jego autorek nie jest moralizowanie. Stworzyły wieloznaczny obraz wewnętrznego i zewnętrznego rozczłonkowania, rozkładu wszystkiego, co spaja i buduje, pustki. Nie pozbierały rozrzuconych klocków. I tak każdy we własnym domu,ciele,umyśle,sercu musi zrobić to sam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji