Artykuły

Dzień drugi. Słabizna

XX Łódzkie Spotkania Teatralne. Pisze Tomasz Krakowiak w portalu www.reymont.pl.

Drugi dzień przeglądu obnażył problemy, z którymi boryka się tzw. teatr alternatywny.

Pierwszym problemem jest amatorstwo. Spektakl łódzkiego Teatru Wewnętrzna Emigracja Dzień przed jutrem (nurt Debiuty) - współnagrodzony na tegorocznym Łódzkim Przeglądzie Teatrów Amatorskich - był spektaklem czysto szkolnym, w dodatku z zastępstwem głównej roli męskiej zrobionym przez dwa tygodnie. Publiczność była dwa razy mniej liczna niż na Łópcie, ale trudno się dziwić, jak się organizuje wydarzenie na godz. 16.00. W spektaklu poprawiono wcześniejsze niedociągnięcia techniczne, głównie oświetlenie. Ale nie było już tej energii i świeżości co w październiku. Z uwagi na "wyjazd Piotra Maszorka do Gdańska" główną rolę męską zagrał Łukasz Przywara, nagrodzony na Łópcie nagrodą aktorską za rolę w spektaklu Baranek Teatru California. I gdyby nie oczywiste pomyłki w tekście i nieodpracowanie układu choreograficznego, to aktorsko Przywara wypadł nawet lepiej od Maszorka. Aktor musi jeszcze popracować nad emploi "biednago pastuszka", które prezentuje w każdym spektaklu, ale przyjemnie się na niego patrzy. Co jednak nie zmienia faktu, że Wewnętrzna Emigracja nie wykorzystała swojej szansy, którą był udział w Łódzkich Spotkaniach Teatralnych. Zastępstwo - takich rzeczy nie robi się w teatrze.

Dwa pokazy z nurtu Prezentacje, lepsze aktorsko, dotknęły innych problemów. Monodram autorski Teatru Porywacze Ciał z Poznania pt. OUN - kiczu jako formy wyrazu oraz żywego udziału publiczności na scenie. Aktorka Katarzyna Pawłowska od początku starała się zburzyć granicę scena-widownia, przemawiała metatekstem, mówiła że ma dziś pokaz, ale nie wie co na nim pokaże, ma tremę, ale cieszy się, że ludzie na nią patrzą. Wciągała publiczność do współtworzenia pokazu - przebierała ludzi, kazała im skakać z balustrady, czytać tekst, trzymać różne rekwizyty, krzyczeć, wreszcie - wymalowała prawie wszystkich czerwoną farbą i skłoniła jedną osobę do tarzania się w ziemii. Bo całą scenografię stanowiła góra czarnej ziemi usypana w linię prostą symbolizującą rdzeń kręgowy, od którego odchodziły poszczególne nerwy - kartki ze scenariuszami na kolejne "skecze" oraz rekwizyty, stanowiące śmiecie cywilizacji. Tytułowy OUN należy czytań jako obwodowy układ nerwowy. Aktorka pokazała kilka scenek z życia, obrazujących emocje, problemy psychiczne oraz fobie współczesnego człowieka. Publiczność była nad wyraz wyrozumiała i dawała się wykorzystać w spektaklu. Jednak interakcje były dla niektórych bardzo nieprzyjemne, aktorka rozkazywała i niekiedy stawiała śmiałka w roli błazna. Spora część publiczności była zdegustowana nadmiarem kiczu i siedziała z obawą, by teraz ich nie wciągnięto do gry. Całość była dobra aktorsko, ale wyszła sztucznie. Aktorka była zbyt silną osobowością, za bardzo reżyserowała i starała się za wszelką cenę kupić publiczność, która była pokorna i usłużna. Gdyby nie ta specyficzna festiwalowa publiczność, spektakl okazałby się jeszcze większą klapą. W przypadku Porywaczy Ciał ciekawsza była dyskusja festiwalowa, podczas której Maciej Adamczyk, reżyser, wyraził nawet głośno negatywne opinie o pokazie.

Spektakl taneczny Teatru Cinema z Michałowic pt. Re / Mix / P. B. - najlepszy jak do tej pory na tegorocznych ŁTS - zadał pytanie o współpracę amatorów z profesjonalistami. Reżyseruję bowiem amator - grafik Zbigniew Szumski, a grają profesjonalni aktorzy, z których część ma własne teatry. Współpraca ta w tym przypadku dała rewelacyjne efekty. Przedstawienie było świetne aktorsko, tanecznie, a w dodatku niosło bardzo bogaty przekaz treści. Był to - jak mówi reżyser - "rachunek sumienia z grzechów inspiracji Piną Bausch, z których jest dumny". Spektakl mówił o ciele ludzkim, jako rezerwuarze brudu, wydzielin i zarazków. O ułomności ludzkiego ciała, nieuchronności śmierci, o przemijaniu. Wszystko to jednak okraszone ironią, smakiem i humorem rodem z Charliego Chaplina. Perfekcyjne improwizacje taneczne przenikały się z projekcją multimedialną (w końcu to Teatr Cinema), pięknym dykcyjnie tekstem czytanym w trzech językach, hipnotyzującą muzyką, piosenką aktorską i skeczami sytuacyjnymi. Cały spektakl miał przywrócić treść do tańca, aby nie był on tylko pustym ozdobnikiem i elementem estetycznym - ruch miał znaczyć, ilustrować, mówić o ważnych tematach. I to założenie się udało. Artyści pozwolili sobie także na wyśmianie flamenco - "tańca hiszpańskich chłopów" - jako jedynego dostępnego dla wszystkich, którzy chcą tańczyć. W ich wykonaniu flamenco faktycznie stało się tylko tańcem z dynią lub melonami, udawanym, sztucznym, przesadnie egzaltowanym. Cinema to cudowny, zgrany zespół (oprócz najmłodszej aktorki, odstającej warsztatowo), prowadzony przez pasjonata, mówiący o metafizycznych treściach w humorystyczny sposób - i jeśli na ŁTS obowiązywałaby formuła konkursowa i miałbym np. oddawać głos w plebiscycie publiczności, czy recenzentów, zagłosowałbym na Remix Piny Bausch.

Tytułowa "słabizna" pojawiła się podczas dyskusji z Teatrem Porywacze Ciał jako część anatomiczna konia i zarazem część metafizyczna u człowieka. Co tu dużo mówić - Wewnętrzna Emigracja była słaba, Porywacze Ciał nie porwali publiczności (albo ją źle porwali), a Cinema - zdecydowanie najlepsza - miała słabe ogniwo w postaci jednej aktorki, która odstawała od zespołu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji