Artykuły

Taki gips

Jak to zwykle bywa, telewizja "zbiera siły" na okres świąteczny, obiecując nam atrakcyjne filmy, programy teatralne, ciekawe audycje. Ale i ubiegły tydzień nie wypadł w naszej ocenie najgorzej. Wśród programów teatralnych zanotować wypada dwie premiery telewizyjne: "Prometeusza w okowach" Ajschylosa i sztuką współczesnego polskiego pisarza, Kazimierza Korcellego "Dom na Twardej".

"Prometeusz" jest właściwie fragmentem jakiejś większej całości. Wiemy, że fragment ten poprzedzał inny, traktujący o pobycie Prometeusza na Olimpie. Wiemy, że w zakończeniu następowało - być może - pogodzenie z Zeusem. W sumie więc, jest to jedna z najbardziej zagadkowych trudnych do interpretacji pozycji - niesie jednak ze sobą ogromny ładunek intelektualny, traktuje o sprawach, które - w najszerszym zakresie - po dziś dzień decydują o postępie i rozwoju ludzkości.

Z tego punktu widzenia dobrze się stało, iż miliony telewidzów mogły poznać piękny, patetyczny i mądry tekst "Prometeja". Mimo jednak, że w spektaklu wystąpili nasi czołowi aktorzy - Holoubek, Fetting, Mikołajska i inni - obawiam się, iż ostateczny efekt artystyczny nie był najlepszy. Reżyser (B. Borman) nie znalazł dla spektaklu specyficznych, telewizyjnych środków wyrazu, przedstawienie było momentami monotonne i nużące, a Holoubek niepotrzebnie akcentował co drugie słowo. Może Ajschylos wymaga jednak przestrzeni, atmosfery, widowni? Może nie mieści się w specyficznych konwencjach małego ekranu?

Przyjemną niespodziankę sprawił Teatr TV z Katowic. Tej sztuce dla odmiany znakomicie zrobiło przystosowanie do potrzeb telewizyjnych. "Dom na Twardej" jest właściwie sztuką o popularyzacji postaw moralnych, obyczajowych i politycznych pod wpływem wydarzeń okupacyjnych. Obserwacje Korcellego są nadzwyczaj trafne psychologicznie, niebanalne, bogate. Sprawy ojca i córki zyskują jednak nową ramę, zyskują perspektywę historyczną przez fakt, że w tym właśnie domu, tej właśnie sylwestrowej nocy, odbywa się historyczne posiedzenie KRN. Korcellemu udał się w ten sposób zabieg niełatwy - połączenie prawdziwych, autentycznych spraw z wymyślonym wątkiem literackim. Spektakl był w sumie dobrze grany (miejscami, może raziła pretensjonalność Klary, upozowanie Moniki), a szczególnie ciekawie wypadły liczne role epizodyczne. W sumie - interesujące przedstawienie, będące przykładem tzw. dobrej roboty teatralnej.

Wśród programów publicystycznych na uwagą zasługuje audycja zatytułowana "Taki gips". Oto redakcja przygotowująca program stwierdza (i przy pomocy dokrętek filmowych udowadnia), że gips jest znakomitym materiałem budowlanym - zaś wykonawcy i projektanci, a także odpowiednie resorty ministerstw mają odpowiedzieć, czemu z tego gipsu tak mało korzystamy. Rzecz jednak w tym, iż nikt z rozmówców "nie wykręca się" od gipsu... Właściwie wszyscy zgodnie stwierdzają, iż Telewizja ma racją i że nie ma to, jak gips. Wobec tego, widz zaczyna sią denerwować - gdzie jest problem i czy nie jest to audycja przeznaczona wyłącznie dla specjalistów?

Sprawa wygląda tak: intencje programu były, oczywiście, jak najlepsze. Lecz przygotowując audycję, mającą określony cel i sens społeczno-interwencyjny, trzeba pamiątać i o tych widzach, którzy w budownictwie nigdy nie pracowali i na gipsie zupełnie się nie znają. A dla tych - wypowiedzi dyrektorów były w końcu nudne i mało atrakcyjne.

Piszemy dużo o tym programie, ponieważ był on przykładem audycji ambitnej, lecz przygotowanej z pominięciem tzw. szarego odbiorcy.

Kolejny magazyn filmowy "Klaps" poświęcono - przynajmniej w pierwszej części - filmowi telewizyjnemu. Jednakże prócz wiadomości czysto organizacyjnych, dobrze byłoby też próbować zorientować widza, co to właściwie jest film telewizyjny i na czym - z grubsza - polega jego specyfika. Jak zwykle magazyn opracowany był banalnie i po najmniejszej linii oporu - przy pomocy tzw. forszpanów zapowiedziano parę filmów. Eksperyment z prowadzeniem magazynu przez popularnych aktorów wymaga również nieco więcej starań - można przecież aktorowi podsunąć jakiś rozsądny tekst, jakieś przemyślane słowo wiążące. Tymczasem wygląda tak, jakby aktor prowadzący "Klaps" zdany był na własne siły i znalazł się w studio zupełnie bez próby. W efekcie słyszymy, że w "Zaćmieniu" Antonioniego operator bardzo ciekawie operuje kamerą, ponieważ kamera ta zatrzymuje się na dłuższy czas na... listkach i kropelkach.

Jeszcze słowo o bardzo udanym, choć prostym, nieskomplikowanym inscenizacyjnie rozrywkowym koncercie sobotnim - w założeniach przypominał radiowy koncert dobrej muzyki. Nie znaczy to, że chcielibyśmy oglądać (a raczej słuchać) wyłącznie takie programy rozrywkowe - ale i takie, dla uspokojenia nerwów bardzo są potrzebne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji