Artykuły

Z intelektualnym zapleczem

"Joanna Szalona; Królowa" Jolanty Janiczak w reż. Wiktora Rubina w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Recenzja Joanny Jopek, członka Komisji Artystycznej XVIII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

"Joanna Szalona; Królowa" jest rozpisywanym (z pasją!) na scenie szkicem teoretycznym: można czytać ją jak performatywny traktat historiozoficzny (wyraźnie inspirowany tezami Haydena White'a), filozoficzny esej poświęcony teorii reprezentacji albo zrealizowany na scenie feministyczny projekt "herstory" przeciwstawionej logocentrycznej (i tradycyjnie wiązanej z męskością) "historii". Intelektualne zaplecze przedstawienia zdecydowanie je wyróżnia: za realizacją wydaje się stać bardzo wnikliwa praca badawcza; a wycyzelowany koncept działa tu jak precyzyjna maszyna, zagarniająca kolejne warstwy spektaklu, układająca je w wyrazistą, konsekwentnie prowadzoną wypowiedź sceniczną. Z jednej strony nadaje to formalnej stronie przedstawienia zaskakującą (w kontekście jego tematu) koherencję, z drugiej zaś atrakcyjność intelektualna nie zawsze zgodnie idzie w parze z konkretem teatralnego wydarzenia, a konceptowi teoretycznemu miejscami brak równie błyskotliwej odpowiedzi w rozwiązaniach scenicznych.

Pozostawiona zaledwie w zarysach historia Joanny I Kastylijskiej zwanej Szaloną stanowi dla twórców otwarte (na przestrzeni sceny) pole badawcze. Wokół suchych historycznych faktów Jolanta Janiczak tworzy "herstory": wariację na temat tego, co nie zostało uznane przez historyków za warte utrwalenia, co przekroczyło ramy ich opowieści. Poddając w ten sposób rewizji narracje historyczne, wyraźnie obnaża ich arbitralność. Logosowi, układającemu historię w ciągu przyczynowo-skutkowym, przeciwstawia się tu histerię - rozproszenie, brak hierarchii faktów, namiętność i szaleństwo (Joanny); abstrakcyjnej historii - konkret (bardzo dosadny) cielesności i fizjologii; anachronicznym, wielopiętrowym frazom dworskim i oficjalnym formułom - rzucane znienacka wulgarne przekleństwa; między tak zarysowanymi biegunami i opozycjami (które zostają w spektaklu umiejętnie, raz po raz, znoszone) toczy się akcja sceniczna. Tekst jest wyraźnie performatywny - obliczony na warunki medium teatralnego, zyskujący znaczenia głównie w ramach scenicznej (i konkretnie tej) realizacji.

Dezorganizująca porządki monstrualna namiętność Joanny uzyskuje pełny wyraz w bardzo dobrej roli Agnieszki Kwietniewskiej; sama rola zdaje się wyraźnie bazować na jej temperamencie i umiejętnościach scenicznych. Jej ekspresyjna, przeskakująca bez problemu granice konwencji aktorskich (od psychologizmu po skrajne sformalizowanie) gra, staje się dla całości organizacji scenicznej ładunkiem wybuchowym. Napisy "caution" na sukience Joanny oddają dobrze naturę tego bycia na scenie - z jednej strony może to być ostrzeżenie przed ładunkiem wybuchowym lub materiałem łatwopalnym, z drugiej zaś: przed możliwością stłuczenia czegoś bardzo kruchego. Tłem (nie ujmując pozostałym rolom wagi i znaczenia) dla wybuchowej obecności Kwietniewskiej, jest zgrana, wyraźnie "wystawiona" do widza i zdystansowana gra innych aktorów.

Równie znaczącym i precyzyjnie wkomponowanym elementem w tak rozpisanym "traktacie" jest wykorzystanie przestrzeni scenicznej. Bardzo dobra, funkcjonalna, konceptualna scenografia Mirka Kaczmarka zmienia "czwartą ścianę" w powierzchnię obrazu otwartego w głąb sceny - wyściełane złotem pudełko sceniczne wystawia przed widzami kulisy i zaplecza obrazu/reprezentacji (obraz sceniczny raz po raz zastyga w nieruchomości, wraz z akcją); wszystkie postaci "Joanny Szalonej; Królowej" zdają się tkwić zamknięte w tak stawionym obrazie (a zarazem: historycznej narracji). Naturalny, tradycyjnie opozycyjny układ sali teatralnej (podział na scenę i widownię), staje się tu wyjątkowo dogodnym terytorium do dyskusji: pozwala na (staranne) ogranie przestrzenne tematu "obrazu", skonstruowanej reprezentacji/narracji i tego, co się w ramie nie mieści albo ją rozsadza.

Oryginalne, świadome i umiejętne wykorzystanie naturalnych własności medium teatralnego jest największą wartością spektaklu: służy sproblematyzowaniu narracji (nie tylko) historycznych, daje pole do dyskusji o regułach reprezentacji, pozwala wreszcie nieustannie podważać wszelkie ustalone opozycje i struktury. Raz puszczona w ruch maszyna intelektualna nie rozwija się jednak (dojmujące jest to zwłaszcza w drugiej połowie spektaklu, kiedy widz pozna już konwencję), by - szczęśliwie - runąć w samym finale. Można by Joannie Szalonej zarzucić jedynie (paradoksalny) brak szaleństwa, tę precyzję bez rozwoju, które zbliża ją (w drugiej części) niebezpiecznie do biegłych ćwiczeń z teorii. Taki jest jednak być może koszt formalnej odwagi i wnikliwości intelektualnej przedstawienia Rubina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji