Artykuły

[Nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć...]

Nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć najnowszej premiery Wrocławskiego Teatru Pantomimy, zatytułowanej "Przyjeżdżam jutro", której twórcą jak zawsze - jest Henryk Tomaszewski, przytaczamy więc tymczasem fragmenty recenzji.

"Przyjeżdżam jutro" - pisze w "Życiu Literackim" Wojciech Dzieduszycki - to collage obrazów pantomimicznych, inspirowanych "Bachantkami" Eurypidesa i "Theoremą" Pierre Paola Pasoliniego - to pełny tytuł mimodramu.

"Przyjeżdżam jutro" składa się z dwu na pozór nie przystających do siebie części, odległych w przestrzeni i czasie, różnych w sposobie realizacji. Z prologu, bogato ukostiumowanego (przepiękne kostiumy Władysława Wigury o wyszukanej, intensywnej kolorystyce) opowiadającego o tragedii władców Olimpu, i z właściwej opowieści (inspirowanej "Theoremą" Pasoliniego), rozgrywającej się w naszych czasach. Istnieje jednak i inna linia, która dzieli zarówno prolog jak właściwy dramat, a równocześnie łączy wspólną ideą obie części spektaklu: po jednej stronie tej linii dionizyjskie uniesienia i ekstazy, wywołane interwencją niecodziennego wdzierającego się w codzienność, po drugiej mroczne, okrutne bachanalie, w które zostają wplątani zarówno bogowie jak i ludzie, porażeni owym niecodziennym".

A tak podsumowuje swe wrażenia ze spektaklu Józef Kelera na łamach "Odry": (...) "coraz częściej muszę żałować, że Tomaszewski zniewala swoją wyobraźnię zadaniami wynikającymi z filmowego scenariusza.

Powiedzmy też wreszcie, że cały koncept wpisany w ten mimomodram - nieszczególnie może odkrywczy, ale poezja powinna go wspomóc - zatem teza o sprzecznych pierwiastkach człowieczeństwa i dionizyjskich tęsknotach do pełni jawi się tu widzowi nieco sztucznie, z wysileniem, jakby gdzieś zawieszona, a ginąca z pola widzenia. Po prologu zwłaszcza, kiedy sferę mitu zostawiamy za sobą, pozostaje coś na kształt alegorii wplecionej w opowieść obyczajową. (W filmie ta mieszanka może wypalić na innej zasadzie). Znacznie bardziej wysilona i błaha w tym układzie wydaje mi się skądinąd kompozycyjna rama teatralności, z rzeczonym Arlekinem na początek walącym w bęben, a na finał ściągającym cały horyzont, żeby odsłonić tylną ścianę i tak zwane bebechy teatru. To już naprawdę nic nie znaczy i niczemu tu nie służy. Albo znaczy zbyt mało - w skali twórczości Pantomimy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji