Artykuły

Co dalej z teatrem po Skolmowskim

Według prezydenta Dutkiewicza ideałem dla miasta jest taki teatr, jaki prowadzi Krystyna Janda. Kompromisy artystyczne nie przekraczają granicy dobrego smaku, widownia jest pełna, a teatr utrzymuje się przy minimalnej dotacji. Czyli dużo, dobrze i tanio. A także trudno dla dyrektora, ktokolwiek nim będzie - o WTL pisze Beata Maciejewska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Dzisiaj w Teatrze Lalek odbędzie się premiera schillerowskiej "Pastorałki". Tym pięknym bożonarodzeniowym widowiskiem dyrektor teatru Roberto Skolmowski żegna się z Wrocławiem. Odchodzi z tarczą i zostawia następcy wysoko ustawioną poprzeczkę.

Cztery lata temu został ściągnięty z Poznania. Wprawdzie skończył Wydział Lalkarski wrocławskiej PWST, ale potem studiował reżyserię w Krakowie i w końcu osiadł w stolicy Wielkopolski. Zdobył uznanie megaprodukcjami operowymi - reżyserował m.in. "Carmen", "Straszny dwór" (we Lwowie wciąż go wspominają i widzowie, i artyści), "Chicago" i obsypane nagrodami "Carmina Burana".

We Wrocławiu natychmiast pokazał, że zamierza grać rolę pierwszoplanową, choć dostał teatr z najmniejszym budżetem. Ale rozciągając - z wielkopolskim talentem - każdą złotówkę i naciągając wszystkich wokół na pracę na kredyt lub wręcz czyn społeczny, zwiększył liczbę przedstawień z 285 do 500 rocznie, a widzów z 49 tysięcy do 106 tysięcy (nie licząc osób przychodzących na darmowe spektakle Bajkobusu). Żaden wrocławski teatr nie ma takiej frekwencji, a wśród teatrów lalkowych w kraju porównywalną widownią może się pochwalić tylko znakomity krakowski teatr Groteska.

Bo też, co w teatrach bardzo rzadko się zdarza, Skolmowski szukał widzów bardzo aktywnie, wabiąc na wszystkie sposoby. Spektakl o Muminkach [na zdjęciu], który obejrzało w ciągu jednego sezonu 26 tysięcy widzów (największy sukces frekwencyjny w historii teatru), został tak skonstruowany, że trzeba było trzy razy kupić bilet, aby obejrzeć wszystko, co reżyser Mariusz Kiljan przygotował. Widzowie bowiem byli podzieleni na grupy i oglądali sceny przygotowane w różnych zakamarkach teatru.

Ciekawym pomysłem było też wprowadzenie przedstawień do przestrzeni miejskiej. Jeśli widz nie chciał przyjść do teatru, teatr przychodził do widza. Skolmowski nie tylko uruchomił scenę letnią w ogrodzie Staromiejskim, ale także grał w zoo, Renomie i aquaparku, robił przedstawienia w Bajkobusie, czyli na scenie jeżdżącej, oraz spektakle na Odrze. Dzieciaki płynęły statkiem do zoo, ale po drodze przeżywały napad piratów i stawały się aktywnymi uczestnikami spektaklu teatralnego. Często pierwszego w ich życiu.

WTL ma w tej chwili w repertuarze 20 spektakli lalkowych i siedem dla dorosłych. W ciągu ostatnich czterech lat przygotowano w sumie ponad 40 premier, z czego większość to sztuki napisane na zamówienie teatru. Znalazł się wśród nich "Statek błaznów" zrobiony przez Piotra Tomaszuka na motywach XV-wiecznego, słynnego w Europie poematu Sebastiana Branta. Sukces odniosła także sztuka "Co w trawie piszczy?" - w zabawny i atrakcyjny sposób tłumacząca problemy ekologii. Została wyróżniona w prestiżowym Konkursie na Inscenizację Polskiej Sztuki Współczesnej, cieszy się wciąż niesłabnącym powodzeniem wśród młodych widzów.

Idee fixe Skolmowskiego jest walka z wykluczeniem z kultury. We współpracy z miejskim wydziałem zdrowia oraz MOPS-em organizował półkolonie teatralne i przedstawienia dla domów dziecka oraz świetlic środowiskowych, na próby generalne zapraszał dzieci z rodzin objętych opieką MOPS-u i zaczął w ubiegłym roku akcję "Kup bilet dla dzieciaka!". Rozpoczął też współpracę z oddziałami dziecięcymi wrocławskich szpitali - specjalnie dla ich pacjentów zrobił "Teatr papierowy", czyli cykl spektakli w konwencji ala planchette, pokazujących klasykę europejskiej literatury dziecięcej i młodzieżowej.

Teraz te wszystkie projekty porzuca, bo w lipcu objął stanowisko dyrektora Opery i Filharmonii Podlaskiej. To najnowocześniejsza scena muzyczna i teatralna w kraju, zaprojektowana przez wybitnego architekta Marka Budzyńskiego. Pierwotnie Skolmowski obiecywał prezydentowi Dutkiewiczowi, że pokieruje WTL do końca sezonu, ale szefowanie dwóm instytucjom położonym na kresach Polski okazało się zbyt uciążliwe.

Najpóźniej w styczniu miasto ogłosi konkurs na nowego dyrektora. Dostanie wolność i swobodę twórczą, ale ma utrzymać profil teatru otwartego na każdego widza (nie tylko dziecięcego) i aktywnie o niego zabiegającego. Oprócz sceny lalkowej i sceny dla dorosłych ma być nadal czynna scena letnia w ogrodzie Staromiejskim, z koncertami i teatrem ogródkowym, a Bajkobus wciąż ma przemierzać ulice Wrocławia. Dlatego władze Wrocławia wciąż chcą zamienić nazwę Wrocławski Teatr Lalek na Teatr Miejski, żeby mieszkańcom to miejsce nie kojarzyło się tylko z kukiełkowymi przedstawieniami dla dzieci.

Według prezydenta Dutkiewicza ideałem dla miasta jest taki teatr, jaki prowadzi Krystyna Janda. Kompromisy artystyczne nie przekraczają granicy dobrego smaku, widownia jest pełna, a teatr utrzymuje się przy minimalnej dotacji. Czyli dużo, dobrze i tanio. A także trudno dla dyrektora, ktokolwiek nim będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji