Artykuły

Przyjazd Dionizosa

Gościnne występy Wrocławskiego Teatru Pantomimy

Prolog jest wyjątkowej urody, porywająco piękny, dający się chyba przyrównać tylko do najświetniejszych sekwencji wrocławskiego "Gilgamesza".

Spektakl otwiera Arlekin - niezmożony animator teatru - przywołując bohaterów, bogów i ludzi. Człowiek Dwoisty - biologiczna bryła bez oblicza - rozdziela się i przeobraża w królewską parę bogów, Zeusa i Herę. Z miłości piorunowładcy i ziemianki Semele poczyna się radosny bożek Dionizos - scena jego narodzin, gdy Dionizos jak gdyby wyłania się z niebytu, rośnie i olbrzymieje, zostanie chyba na długo w pamięci oniemiałej widowni. Ta i jedna z następnych - śmierć nagiego, urodziwie męskiego Dionizosa pod błyskawicowymi razami siekier Tytanów.

Przyznajmy: nigdy jeszcze nie widzieliśmy pełnej męskiej nagości na łódzkiej scenie, ta jednak zdała mi się wyrosła z najgłębszej artystycznej konieczności, była nieodzowna.

Dalej jednak spektakl się rozchwiewa, rozwadnia w wielosłowiu gestów. Nadal podziwiamy kunszt artystyczny Henryka Tomaszewskiego i jego czołowych wykonawców: Zbigniewa Papisa - Dionizos, wspaniale młodzieńczego, znakomicie sprawnego Wiesława Starczynowskiego (Gość, ziemskie wcielenie Dionizosa), porywająco precyzyjnej i urodziwej Danuty Kisiel-Drzewińskicj (Matka), Karin Mickiewicz (pełna swawolnego wdzięku Córka) i wielu, wielu innych, dla których wymienienia musiałbym chyba przepisać afisz. Nadal natrafiamy na sceny przepojone najwyższym artystycznym kunsztem, jak choćby sekwencja miłosnego zbliżenia między Gościem a Matką, czy sekwencja w szpitalu obłąkanych. W środku jest jednak pusto, nic nie dźwięczy.

Toczy się opowieść o Gościu-Dionizosie, który wkraczając w banalną egzystencję banalnej mieszczańskiej rodziny, zaspokaja wprawdzie na moment głęboko skrywane tęsknoty, ale potem odchodząc - wtrąca opuszczonych w szaleństwo. Tylko, że te tęsknoty są małe, a błogosławi im mistrz Freud, zaś szaleństwo często, niestety, trywialne.

Wolny od pruderii i wierny w swojej sympatii dla Wrocławskiej Pantomimy, myślę, iż nagość była eksponowana o jeden raz za dużo i nie miała artystycznego uzasadnienia w scenie między Gościem a Synem - malarzem. Myślę też, że spektakl nie jest wolny od dłużyzn, ma sceny jałowe, bądź przynajmniej opowiadane w zbyt rozwlekły i szczegółowy sposób.

Rozłamując szyfry, staramy się dotrzeć do jądra i wtedy czeka nas rozczarowanie. Mistrzowska, kunsztownie szlifowana forma, nie kryje równie głębokich treści, gdybyśmy chcieli opowiedzieć słowami, byłyby niekiedy aż nazbyt banalne. A przykro doprawdy zadowalać się pozorem, nawet gdy ofiarowuje go nam artysta najwyższego lotu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji