Artykuły

Teatr poszukujący

Bywają przedstawienia złe - irytujące lub nudne, pretensjonalne lub ubogie, w których niespodziewanie pojawia się scena lub obraz wynagradzający nam naszą irytację czy znużenie. Tak jak w "Kordianie" Hanuszkiewicza, gdy niespodziewanie atmosferę kiepskiego kabaretu przerywa scena wzniosła i zatrzymująca wzrok. Oto koniec uroczystości koronacyjnych - tłum rzuca się w kierunku podwyższenia z rękami wyciągniętymi po sukno pokrywające estradę. Ściemnia się. Słychać melodię Warszawianki - ktoś śpiewa przytłumionym głosem: "pijcie wino, idźcie spać! Nie wierzycie, że to cud...". Ludzie nieruchomieją. Z gardeł wyrywa się śpiew.

Bywają też przedstawienia dobre, lub wielkie nawet, które po pewnym czasie zacierają się wprawdzie w pamięci, co jest naturalną koleją rzeczy, zostaje po nich jednak poza wspomnieniem obraz jednej, lub kilku scen. Oryginalniejszych? Plastyczniejszych? Piękniejszych? Mądrzejszych? - niż inne. Należy do nich scena śmierci Hamleta w "Hamlecie" Hanuszkiewicza.

"Mógłbym powiedzieć -

Lecz to już nieważne...

A więc, po prostu -

niech będzie, Horacy

Umieram,

słyszysz?

Recytowano te słowa do tej pory i deklamowano lepiej lub gorzej, mówiono je z żalem, lub goryczą. Czy mówił je już ktoś tak jak 0lbrychski, ze zdziwieniem i niedowierzaniem? Z oczekiwaniem w głosie? Tak, żeby widzom zdawało się, iż słyszą te słowa po raz pierwszy w życiu?

Sceny takie nie zawsze przesądzają o kształcie widowiska - "Kordian" jest przedstawieniem nieudanym, mimo iż jest w nim scena, o której trudno zapomnieć, "Hamlet" byłby przedstawieniem udanym, nawet wówczas, gdyby ostatnie swe słowa Olbrychski wypowiedział inaczej. A jednak znaczenie tych scen jest ogromne. One to przecież sprawiają, iż wolimy oglądać przedstawienie, z którego pochodzą, wówczas nawet, gdy jest ono nieudane, niż być na przedstawieniu skądinąd dobrym, w którym nie ma scen zatrzymujących wzrok i przemawiających do wyobraźni. Pozwalają one ponadto wierzyć, iż teatr ma przed sobą przyszłość, i że nie tylko kino i zawody sportowe potrafią nas wzruszyć.

Sceny takie oglądać można najczęściej w Teatrze Poszukującym. Niekiedy oglądamy je więc także w teatrze Henryka Tomaszewskiego, jego dziełach najlepszych: w "Ruchu", "Woyzecku", "Poczcie", "Labiryncie" i w tych budzących szereg wątpliwości: w "Gilgameszu" i "Odejściu Fausta".

Oto zbliża się ostatnia chwila Fausta na ziemi. Faust walczy z Mefistem. Ciała ich poruszają się jakby w zwolnionym tempie, potem zastygają powoli, opadają na ziemię. Rozlega się rytmiczna jazzowa muzyka i ciała walczących, splątane razem w ogromną kulę, zasypane zostają przez chłopców i dziewczęta, którzy wpadają na scenę z miotłami w rękach. Na grobie Fausta, w miejscu, w którym strącony został do piekła, urodzi się homunkulus - biały, nieśmiały chłopiec grający na fujarce. A narodzinom jego towarzyszyć będzie świergot legnących się piskląt. Scena ta następuje bezpośrednio po karnawale, wizycie Fausta u Heleny Trojańskiej i Bachanaliach - obrazach barokowych, zawiłych, kapiących od złota i ozdób. Niejasnych i rozpraszających uwagę, kiedy na próżno pragniemy rozszyfrować zawiły problem: kto jest kto? Co on teraz robi?

Teatrem Poszukującym kieruje intuicja. Wizje. Wyobrażenia. Nie zawsze pozwalają one na jasność. Miłośników przejrzystości można pocieszyć, że ani dzieła Joyce'a, ani filmy Bergmana, ani sztuka Cocteau nie należą przecież do jasnych. Że Vivaldiego czy Brahmsa trzeba słuchać parę razy, by ich usłyszeć. Problem polega jednak na tym, że przedstawienie ogląda się raz tylko. Że widząc "Odejście Fausta" tylko raz nie rozumiemy, nie czujemy, czy raczej nie uczestniczymy w niektórych scenach. Jak w scenie nazwanej przez program "Zabawą w dobro i zło". Chłopcy i dziewczyny w spodniach i trykotowych koszulkach. Ogromne sześciany. Dwaj chłopcy... chwileczkę, co robią dwaj chłopcy? Chodzą? Poruszają się? Zdaje się, iż jeden z nich oddaje drugiemu czerwoną koszulkę? Chcąc odtworzyć tę scenę należało robić notatki podczas przedstawienia. Dokładne, opisujące każdy ruch. Bo nie przemawiała ona do wyobraźni jak scena z "Kordiana". Jak sceny z "Labiryntu" czy "Ruchu", które pamięta się po latach nawet. Sceny, z których odczytywaliśmy być może czasem coś innego, niż pragnął Tomaszewski, ale coś jednak odczytywaliśmy. Oglądając przedstawienie tylko raz.

Teatr Poszukujący często irytuje. Czasem zapewne dlatego, że zamysłem jego twórcy było zirytowanie widza. Jakże jednak często dzieje się tak dlatego, że twórcę zawiodła intuicja? smak? wyczucie? Jak w świetnym skądinąd "Hair", w którym kolorowi, bosi, półnadzy, długowłosi chłopcy i dziewczęta zanim wejdą na scenę pełzają wolno pomiędzy nami po podłodze z kwiatami w zębach, denerwując, śmiesząc i sprawiając, iż czujemy się nieswojo. Jak w "Romeo i Julii" Bejarta, gdy po śmierci kochanków z głośników przemawiać do nas zaczyna z przekonaniem męski głos, wygłaszający w różnych obcych językach, a także po polsku, popularne wśród młodzieży na zachodzie hasło: "Chłopcy i dziewczęta, róbcie miłość, nie wojnę", a potem podaje z nie mniejszym przekonaniem w głosie liczby zabitych i zabijanych. Muzyka zaś naśladuje wówczas salwy egzekucyjne i młodzi chłopcy i dziewczyny rodem ze świata "Romea i Julii" giną na scenie zamiast robić miłość. A nas ogarnia zażenowanie i irytacja w obliczu tanich chwytów... Irytacja ogarnia nas także czasem podczas oglądania odejścia Fausta nadużywającego, a może raczej używającego znowu znanych już obrazów i symboli - procesje, gałązki, ptaki, piękni, prężni i półnadzy chłopcy i dziewczyny przewijają się jak zwykle przez całe widowisko, tym razem nie wnosząc z sobą, jak się wydaje, nic nowego. Nużyć też zaczyna tego, kto zna już inne przedstawienia teatru Tomaszewskiego, obcowanie ze światem mitów, starych kultur, fantastycznych i tajemniczych stworów. To oczywiście nie zarzut - nie można mieć do nikogo pretensji, iż obrał ten, a nie inny temat, tę a nie inną konwencję. Zarzuty można byłoby stawiać tylko wtedy, gdyby nie umiał się poruszać w swojej konwencji. A Tomaszewski jest mistrzem tworzenia atmosfery tajemnicy, rytuału i zmysłowości. A jednak - trudno opędzić się wrażeniu, iż jest w tym coś smutnego. Oto wszędzie niemal, gdzie w sztuce lub życiu codziennym jest coś wielkiego lub interesującego, dotykamy historii. Zazdrościmy przodkom ich wiary, wyobrażeń, mebli, domów, uczesań, strojów, mitów i wyobraźni. Więc kopiujemy. Czasem tylko tak - jak Tomaszewski - w sposób twórczy.

W teatrze, który nie poszukuje, problemy te nie występują. Rozumiemy przeważnie wszystko. Mało co nas irytuje. Jakże często tylko wszystko usypia. Teatr Poszukujący irytując przemawia czasem plastyczniej i w sposób bardziej wyrazisty niż teatr, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Oto "Noc Walpurgii". Wśród tańczących Faust i Mefisto, oczami którego Faust rozgląda się, rozumem którego ocenia - Mefisto uczepiony Fausta rysuje mu rękami, przed oczyma, obrazy, nadaje im wymiary.

Tu i ówdzie napotykamy w Teatrze Poszukującym scenę, dla której warto było przyjść do teatru. "W barwnych obrazach brak jasności zawdy, wiele ułudy i iskierka prawdy", pisał Goethe, a Tomaszewski uczynił z jego myśli motto do swego "Odejścia Fausta". Słowa te oddają atmosferę Teatru Poszukującego - kapryśnego, twórczego, nierównego w swych zamierzeniach i osiągnięciach. Czy będzie nam dane zobaczyć kiedyś przedstawienie zbudowane tylko z owych niepowtarzalnych scen?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji