Artykuły

Wyprawa do małżeńskiego piekła

"Udręka życia" w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

"Udręka życia" z Anną Seniuk i Januszem Gajosem zniechęca do bycia singlem. Zwłaszcza na starość.

Jan Englert wyreżyserował skromną i kameralną sztukę Hanocha Levina o śmierci i rozpadzie związku w wersji HD. Wielkie łoże, które jest estradą małżeńskiego kabaretu Lewiwy (Anna Seniuk) i Jona (Janusz Gajos), wysłał w kosmos.

A może to finał biblijnej historii Adama i Ewy? Lewitują ponad drapaczami chmur i rozświetlonymi przedmieściami metropolii z niedalekiej przyszłości.

Kłócąc się nieprzerwanie, robiąc sobie sąd ostateczny, oddalają się od Ziemi i płyną przez galaktyczną przestrzeń wypełnioną duchami najbliższych. Ot, niedosłownie pokazana ulotność ludzkiego żywota. Teatralna metafora końca.

Choć nie da się też wykluczyć, że to złośliwa uwaga pod adresem Jona, który na starość chce się oderwać od przyziemnych spraw: szuka raju, a chcąc spełnić typowe męskie marzenia - robi żonie piekło.

Na pewno nie stąpa twardo po ziemi. Ujawnia nachodzące wielu małżonków wątpliwości, że związali się przez przypadek, w chwili zaślepienia, by zabić samotność - pewnie prawdziwe, ale też nieświadczące o życiowej mądrości ani miłości.

Janusz Gajos w charakterystycznym dla siebie stylu - gardłowym głosem - wypowiada często brutalne uwagi faceta, który nie docenia najbliższej osoby. Najlepsze momenty ma w scenach komicznych i finale. Anna Seniuk przeżywa sceniczną transformację. Gra żywiołowo i dynamicznie kobietę pełnowymiarową: mającą jeszcze apetyt na odrobinę szaleństwa, ale racjonalną, praktyczną.

Jej bohaterka zdaje sobie sprawę, że w życiu chodzi tak naprawdę o to, żeby nie tracić czasu na wygórowane marzenia, mieć przyjaciela, by móc się wygadać i nie spać samotnie. Podobnie sądzi Gunkel (Włodzimierz Press) - stary kawaler. Oglądamy teatr życiowej przestrogi. W tym sensie spektakl oparty na tradycyjnych środkach skierowany jest do młodych.

Jan Englert starał się dodać metafizykę do małego realizmu wymieszanego z dosadnością i antyiluzyjnością Brechta. Wzruszają serenady do muzyki Stanisława Radwana. Chwilami jednak kosmiczna superprodukcja razi banalnymi dialogami. Wtedy traci dramaturgiczny grunt. Wolałbym też kameralną przestrzeń niż amerykański przepych.

Jest to spektakl, na który publiczność będzie walić drzwiami i oknami - zwłaszcza starsza i zmęczona nowym teatrem. Zasiądzie w Narodowym nowocześnie - na amfiteatralnej widowni, jakiej używają Lupa i Warlikowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji