Artykuły

Piski, wypiski, zapiski

Odłożyć gazetę. Wrócić do pisania - postanawia w Artur Pałyga w felietonie dla e-teatru.

Męczę każde zdanie. Siedzę nad jednym zdaniem 30 minut. Poprawiam, przestawiam, dodaję, kasuję. Myślę o stu rzeczach, które mógłbym robić. Ucieka, ciągle ucieka. Czasami to idzie tak przeraźliwie ciężko. Nieustanne rozkojarzenie. 1000 myśli. 1001 nocy. Szukam brzmienia. I połączeń. Bolą mnie wszystkie mięśnie od siedzenia. Mam nerwowe odruchy.

Czas się zapada. Jak śnieg powyżej kolan. Kiedyś, kiedyś wybraliśmy się z Piotrkiem na Szyndzielnię, zimą. Zeszliśmy ze szlaku, żeby się poturlać po śniegu. Był właśnie taki śnieg, powyżej kolan. Żeby wrócić ten kawałeczek na udeptany, wyjeżdżony przez narciarzy szlak, musieliśmy przejść może z 50 metrów. I na pokonanie tego małego odcinka potrzebowaliśmy ponad godzinę. Bo każdy krok był zapadaniem się po pas w śniegu.

Siku, kupa. Bogusław Kaczyński, krytyk muzyczny w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej": "Podszedł do mnie uśmiechnięty lekarz. "Panie Bogusławie, gratuluję, miał pan wielki sukces". Spytałem, czy powtórzyli w telewizji jakiś program. "Nie, dzisiaj w nocy była kupa." Zatkało mnie z wrażenia, a nie zdarzało mi się to często w życiu. Zacząłem go przekonywać: "Panie doktorze, niech mi pan wierzy, miałem w życiu większe sukcesy". Usłyszałem: "Myli się pan, panie Bogusławie. Ta kupa to pański największy sukces, jaki się może zdarzyć tu i teraz."

I ta sytuacja, kiedy Violetta Villas jest na dole, w szpitalu, na portierni. Jest środek nocy. Chce się dostać do leżącego po wylewie, sparaliżowanego Bogusława Kaczyńskiego, ale portier jej nie wpuszcza, ponieważ jest za późno, proszę pani. I Violetta Villas wychodzi, niewpuszczona. I w domu układa dla Bogusława Kaczyńskiego litanię do Matki Boskiej. Mamo! Maaaamo!

Odłożyć gazetę. Wrócić do pisania. Wszystkie te szumy, piski nocne.

Zjadają nas choroby. Chodzimy sobie, chodzimy i tak jakbyśmy się w takie dziury zapadali. Hop i już ktoś siedzi w dziurze i już go prawie nie widać, już zakopany. Hop i następny. Hop, patrzysz, a tu całe pole z dziurami. Jedne już pełne, z wystającymi głowami, rękami i co tam, kto jeszcze ma, co jeszcze komu zostało nad ziemią, a inne jeszcze puste, mrugają do ciebie.

Jak zwykle przypadek, że wyszedłem z psem o tej dość późnej godzinie, patrzę, a tu ślimak - wysmukły, w przyjemnym, dębowym kolorze sunie przez ulicę, przez rozległy asfalt. Zostawia za sobą znikający ślad, jak okręt na wodzie. Stanąłem obok, żeby go ochronić, jakby coś jechało. Jeśli wyminie mnie, wyminie i jego. Patrzę na zegarek, godzina 2.02. Jesteśmy w połowie ulicy.

Grecka triera z korynckiego dębu. Dziób lekko wzniesiony. Gdy idzie pod fale, taran złożony z dwóch ostróg podobnych do mieczy zaglębia się w niebo. Trzydziestu jeden wioślarzy na każdej burcie na najwyższych rzędach. Poniżej po dwudziestu siedmiu niewidocznych z zewnątrz i pod pokładem jeszcze dwudziestu siedmiu z każdej strony. Dzięki temu okręt widziany z góry, z pewnej odległości płynie równomiernie, bez zrywów i szarpnięć.

Ciężka praca wszystkich jego mięśni.

Do tego dwudziestu żeglarzy i dwunastosobowy oddział wojska. Dowodzi Ulisses. Razem 202 ludzi. Maszt złożony, zrefowane żagle. Bogowie, póki co, przychylni. Prędkość osiem węzłów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji