Artykuły

Początek prawa

WENDETA dzieje się w zamkniętym kręgu, ma początek, lecz trwa bez końca; chyba że wymordują się wszyscy zainteresowani albo - przyjdzie mocna interwencja z zewnątrz. Właśnie tak kończy się Oresteja w Teatrze Współczesnym. Trylogia Ajschylosa ma trzy wyodrębnione, lecz wynikające z siebie sprawy: zbrodnię ("Agamemnon") - zemstę ("Ofiarnice") - sąd ("Eumenidy"). W przedstawieniu Józefa Pary wyraźne są dwie części: czas bezprawia ("Agamemnon" + "Ofiarnice") i czas ustalania praw ("Eumenidy"). Przy czym część pierwsza ukazuje głównie porachunki pomiędzy ludźmi, a część druga przenosi ludzi pomiędzy bogów. Część druga jest zdecydowanie wyodrębniona środkami teatralnymi, ale także, niestety, oderwana myślowo.

Przyjmijmy, jak to czynili starożytni, że mit o Orestesie jest znany, co uwalnia nas od opowiadania zdarzeń, pozwala skupić się na komentarzu.

Pierwszą postacią pierwszej części przedstawienia jest Klitaimestra, bo nie jest nią jeszcze Orestes, który późno wchodzi do Akcji, ani Agamemnon, z którym żona szybko się rozprawia Agamemnon w wykonaniu J. Pary jest osobą monolitycznego charakteru, wodzem zahartowanym w dziesięcioletniej wojnie, godnym i prawym. Nawet najtrudniejszy psychologicznie moment, przywiezienie do żony zdobycznej kochanki, Kasandry (E. Fediuk), rozgrywa naturalnie i prosto - powiadamia Klitaimestrę. Jest usprawiedliwiony tym, że jako dowódcy należy mu się prawem żołnierza najładniejsza branka. Do pozbycia się przybywającego z wojny męża Klitaimestra ma też, nawet kilka, powodów: trudno było niewieście wytrwać samej dziesięć lat, zresztą Agamemnon też nie dochował wierności małżeńskiej, nawet wrócił otwarcie z kochanką, zaś kiedy wyruszał po Troję, wydał na śmierć bogom w ofierze ukochaną ich córkę... Klitaimestra w wykonaniu B. Pijarowskiej jest skryta w sobie, momentami władcza i kobieco złośliwa, ale brak jej indywidualności na tyle, aby z tak trudnej roli mogła uczynić kreację. Morduje, choć brzydzi się mordem, i jak sama powiada, nie chce czynić więcej zła. Gdy zawiśnie nad nią miecz syna, broni się racjami logicznymi, emocjonalnymi i matczynymi, a padając pod ciosem usiłuje jeszcze objąć syna. Jej kochanek, Aigistos (E. Kujawski), także ma uzasadnienie dla swego udziału w zbrodni, przyszedł przecież do domu Agamemnona, aby pomścić stare krzywdy swego rodu.

Od połowy przedstawienia uwaga widza skupia się na Orestesie. Przybywa jako mściciel z nakazu krwi rodowej i z woli Apollona. Na grobie ojca spotyka siostrę, Elektrę. Ta wyeksponowana scena obrzędowa, skomponowana w tonacji niemal lirycznej jest ładna, odcina się kontrapunktowo od koturnowej reszty przedstawienia. J. Dobrzańska jest wzruszającą córką i siostrą, łamiącą nasze wyobrażenia o mściwej Elektrze, tylko nie bardzo wiadomo, jakiej myśli to służy. Wzmocnieniu motywacji zamierzonego czynu Orestesa? Kiedy on nie miał żadnych wątpliwości. Zresztą bardziej niż siostra podsycają jego pragnienie zemsty kobiety z chóru, wypowiadając maksymę: "Mord za mord, krew za krew". W tym momencie pojawia się Orestesowi duch ojca. Dopiero wtedy wyraźnie Orestes stawia pytanie: "Co czynić mam?". Scena jak z "Hamleta". Dowiadujemy się w szczegółach, jak doszło do mordu w łazience. Ale odpowiedzi nie ma, Orestes pozostaje po zniknięciu ducha z pytaniem: "Co ta zjawa ojca znaczy?". A utwierdza się w konieczności wykonania planu nie pod wpływem bodźców racjonalnych czy moralnych, lecz urażony tragifarsowością okoliczności, w jakich ojcu zadano śmierć: trup Agamemnona w kąpieli to brzmi jak trucizna w uchu Klaudiusza. Ale jest to ostatnie, też czysto zewnętrzne skojarzenie z dramatem Szekspira. Orestes w wykonaniu T. Galii nie jest bohaterem pokroju Hamleta z powodu i aktora, i adaptatora tekstu. J. Para, opracowując dramat Ajschylosa starannie i klarownie poprowadził wątek i sceny zbiorowe, ale pojedynczym postaciom odebrał ich złożoność. Okrojonego tekstu starcza tylko na wyrażenie jednokierunkowej motywacji, sprowadzającej się z reguły do potrzeby i konieczności zemsty. I tak jest z całą pierwszą (w rozumieniu przyjętym na początku) częścią przedstawienia: skomponowana z niewielu wyraźnie rysowanych sekwencji, zbliża zdarzenia i postacie, ale spłaszcza tragedię. Nie można się znudzić ani nasycić.

Wszyscy bohaterzy dla wszystkich czynów mają usprawiedliwienia. A przecież ze słusznych racji indywidualnych rodzą się zbrodnie. Prawa jednostek nie sumują się prosto w prawo państwowe, lecz w bezprawie i wendetę. W dodatku ci, co na górze, wykorzystują sytuację, zaczynają rządzić po dyktatorsku. Mówi Klitaimestra: "Gdy ja zechcę, będzie ład...". Jest to drugi, publiczno-państwowy wątek przedstawienia, prowadzony głównie przez chór mężów. Gdy Orestes skończył swoje dzieło zemsty, tenże chór wołał: "Tyś lud od tyranii wybawił... wolny dom! wolny lud!". Ale iluzoryczna byłaby radość, gdyby nie przyszła interwencja z zewnątrz. Można sobie nawet dopisać ciąg dalszy greckiej wendety: przyszedłby kolejny mściciel zabić Orestesa, zjawiłby się nowy tyran... I tu zaczyna się, druga, mniejsza część przedstawienia. Skruszony (domyślamy się) Orestes przychodzi do Ateny, która go rozgrzesza, ustanawiając przy okazji pierwszy sąd ziemski, mający zapobiegać samosądom i tyranii.

I w tym jest największy szkopuł przedstawienia - teatralny i myślowy. Że upostaciować teatralnie bogów i ich świat jest trudno, wiedzieli już starożytni. I tym razem się nie udało. Nawet Erynie, kiedyś tak straszne, że na widowni "kobiety roniły", są tu niezamierzenie śmieszne. Siedziba Ateny jest jak błyszczący sklep Desy, a sama bogini mądrości ma postać miłej dziewczyny (J. Szarek) grającej rolę blond-cyganki obwieszonej świecidełkami. Brzemienna decyzja uwolnienia od winy Orestesa brzmi w jej ustach jak wypowiedziany kaprys. Ustanowienie sądu i głosowanie jest tylko celebracją. W dodatku także czystość adaptacji zostaje zmącona powtórzeniami tego o czym już wszyscy wiedzą. Powstał inny teatr, ale zapewne nie ten, o który realizatorom chodziło, złączony z tym, co oglądamy wcześniej, tylko wątkiem.

Z tekstu, który daje się interpretować jako dramat odkrywający korzenie i początek prawa, otrzymaliśmy plastycznie zrekonstruowaną (sugestia scenografii) opowieść o skutkach bezprawia, z luźnym happy endem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji