Artykuły

Fredro trzech pokoleń

Rozmowa z Edwardem Wojtaszkiem, reżyserem sztuki Aleksandra Fredry Damy i huzary w Teatrze im. J. Osterwy w Lublinie

* Jeden ze znanych i cenionych polskich reżyserów powiedział nam kiedyś, że gdy zaproponowano mu realizację Tanga Mrożka miał wątpliwości, czy jest sens po raz kolejny opowiadać tę samą, doskonale przecież znaną historię. Pan - realizując Damy i huzary - zdaje się odpowiadać, że tak.

- Tak, uważam, że jest kilka takich utworów, do których się ciągle wraca. Pewnie, że są one powszechnie znane, ale to jest trochę tak, jak z jasełkami - wszyscy wiemy, co zobaczymy, ale zastanawiamy się, jak to będzie pokazane. I to jest wyzwaniem.

* Rozumiemy, że Damy i huzary zalicza Pan do tej grupy utworów. Ale dlaczego wybrał Pan akurat tę komedię?

- Mówiąc szczerze czułem do Fredry respekt i ciągle oddalałem moment pierwszej realizacji jego tekstu. Ale kiedy dyrektor Krzysztof Babicki zaproponował mi, żebym zrobił którąś z dużych komedii tego autora, zdecydowałem się na tę. Doszedłem do wniosku, że to może już, że nie ma co odwlekać. Początkowo myślałem o Panu Jowialskim, ale okazało się, że ta sztuka była wystawiana w Teatrze Osterwy kilka lat temu. Zdecydowałem się więc na Damy i huzary, ponieważ ta komedia była wśród pięciu tekstów Fredry, które mnie interesowały. Chciałbym jednak dodać, że był to jeden z niewielu przypadków, kiedy nie ja proponowałem, co chcę zrobić, lecz przystałem na sugestię dyrekcji teatru.

* Z wieści, jakie docierają z teatru, wynika, że Pański spektakl będzie wierny tekstowi, ale że będzie to Fredro w kostiumie współczesnym...

- Raczej w ponadczasowym. Bardzo teatralnym, który nie pozwala zapomnieć, że jesteśmy w teatrze. Nie jest to odtworzenie historycznych realiów, tylko ubranie sztuki w pewien kostium teatralny, który jest jakąś kondensacją. Krótko mówiąc - zdecydowałem się na zastosowanie w tej inscenizacji grubej kreski.

* Czy to oznacza, że jest Pan zdania, iż wystawianie klasyki w sposób tradycyjny nie ma racji bytu?

* Nie wiem, co to jest tradycyjny sposób. Teatr jest teatrem i ma swoje prawa. Uważam, że w czasach, kiedy jest film i telewizja, gdy kamerą można zajrzeć w każdą zmarszczkę, teatr służy do trochę innej zabawy. Nie twierdzę, że nie wolno w sposób tradycyjny podchodzić do klasyki, jeżeli ktoś ma taki pomysł, ale ja w teatrze szukam czegoś innego: teatralności, zwłaszcza przy komedii.

* Ale kiedy popatrzymy na repertuar w poprzednich sezonach, to widać, że zespół lubelskiego teatru miał do czynienia raczej z tradycyjnym podejściem do klasyki. Czy to Panu nie stwarzało problemów w trakcie pracy?

* Mogą panowie podać konkretne przykłady?

* Tak. Taką tradycyjną inscenizacją był Pan Jowialski sprzed siedmiu lat. Takie też były: Sen nocy letniej i Wieczór Trzech Króli Szekspira oraz Mieszczanin szlachcicem Moliera - by pozostać przy najbardziej wyrazistych przykładach...

- Nie do końca rozumiem, gdy mówi się o tradycyjnych wystawieniach dzieł Szekspira czy Fredry, bo tak naprawdę w Polsce nie ma wielkiego kanonu ich inscenizacji. Za każdym razem jest to jednak inaczej. Na przykład Andrzej Łapicki robi to po swojemu i są to jego realizacje. Ja bym nie podchodził do nich w ten sposób, bo to nie miałoby żadnego sensu. Ostatnio głośno jest o tym, jak odczytał Śluby panieńskie Grzegorz Jarzyna. To co my zrobiliśmy, nie jest ani Łapickim, ani Jarzyną, tylko czymś zupełnie innym.

Natomiast wracając do panów pytania o zespół, to chcę powiedzieć, że był fantastycznie otwarty na różne propozycje i nie zastanawiałem się nad tym, jak dotychczas wyglądała jego praca nad dziełami klasycznymi. Aktorzy naprawdę szybko weszli w ten morderczy rytm tworzenia spektaklu. Tym bardziej że trzeba pamiętać, iż ten zespół jest w stadium tworzenia. Spośród trzynastu osób, które pojawiają się na scenie, aż pięć to bardzo świeże nabytki teatru. W tej realizacji spotykają się przynajmniej trzy pokolenia aktorów. Moim zdaniem było to twórcze spotkanie; było trochę rywalizacji, trochę przekazywania sobie pałeczki i techniki aktorskiej. Chyba udało się zbudować zespół tego przedstawienia. Mogę to spuentować pewną anegdotą. Jeden z nie grających w nim aktorów - pół żartem, pół serio - próbował mnie uprosić, żebym dopisał jakąś postać, bo on by chętnie zagrał w tym spektaklu. Nie ukrywam, że było mi bardzo przyjemnie z tego powodu.

* Zespół jest oczywiście bardzo ważny, ale przecież dla przedstawienia nie mniej istotne są kreacje indywidualne. Czy uważa Pan, że Damy i huzary dają możliwość ich stworzenia?

- O tak! Co prawda nie wypada mi przed premierą chwalić poszczególnych aktorów, ale wydaje mi się, że jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to publiczność zobaczy zarówno dobrą grę zespołową, jak i indywidualne majstersztyki aktorskie. Ten materiał daje takie możliwości. Ta sztuka jest naprawdę świetnie napisana. Do takiego wniosku dochodzi się wtedy, gdy już się ją zrealizuje. Nie ma tu małej czy nieważnej roli, każda pozwala coś zaproponować. Wszystko jest tak napisane, że jestem pełen szacunku dla Fredry.

* Mówiliśmy o aktorach, porozmawiajmy też o współrealizatorach.

- Pracuje ze mną sprawdzona ekipa. Zacznę od kompozytora, Tomasza Bajerskiego, z którym pracuję najdłużej. Jest on współarchitektem większości moich przedstawień, które zrealizowałem w ciągu ostatnich 19 lat. Mamy do siebie zaufanie, nauczyliśmy się mówić tym samym językiem teatralnym. Ze scenografem Pawłem Dobrzyckim pracowałem już kilka razy, a z Julittą Łubińską-Zielińską, choreografem, robię drugie przedstawienie. Piąta - ale nie ostatnia - w naszej ekipie jest Barbara Wołosiuk, która ze swoimi kostiumami bardzo pięknie wpisała się w to, co wymyśliliśmy.

* Gdy decydował się Pan na pracę w Teatrze Osterwy, zapewne oglądał Pan spektakle z jego repertuaru. Była też okazja do spojrzenia, niejako z boku, na lubelską publiczność. Czy sądzi Pan, że jest przygotowana na spotkanie z takim - jak wieść niesie - "nieklasycznym" Fredrą?

- Ależ uważam, że jest to bardzo klasyczny Fredro. To będzie spektakl - mam nadzieję - śmieszny, z energią, z impetem, bawiący się sytuacjami, które są wpisane w tekst. Bo tak, według mnie, należy go robić. Broniłbym się stanowczo przed nazwaniem mojego przedstawienia awangardowym.

A wracając do publiczności - sądzę, że to od teatru zależy, jaka ona jest; czy na spektaklach reaguje dobrze, czy źle. Widziałem wieczorne spektakle Diabelskiego nasienia grane przy widowni wypełnionej do ostatniego miejsca przez publiczność nie organizowaną, która bilety kupiła w kasie i reagowała fantastycznie. Chciałbym, aby w przypadku Dam i huzarów było podobnie.

* Każdej pracy towarzyszy chęć odniesienia sukcesu. Co Pan rozumie przez to słowo? Czy bywa Pan w pełni zadowolony ze swoich realizacji?

* Muszę wyznać, że jestem malkontentem. Nie pamiętam, by był taki moment, kiedy uznałem, że odniosłem sukces. Zawsze mam poczucie, że coś nie wyszło; że coś można było zrobić inaczej. Nie lubię dnia premiery, nie mogę sobie wtedy znaleźć miejsca. A po premierze jestem zły, bo dla mnie "okręt już odpłynął"; to już nie jest dziecko moje, lecz moich aktorów. Wtedy to już oni mogą to zepsuć lub poprawić. Nawet kiedy robię próby wznowieniowe, to mam wrażenie, że wracam do czegoś już zamkniętego.

A sukces? Dla mnie dużym sukcesem, a raczej satysfakcją - bo to lepsze słowo - jest praca z tym zespołem. Przy realizacji spektaklu spotkali się ludzie w różnym wieku, wywodzący się z różnych szkół, co dawało się odczuć. Z nich trzeba było stworzyć zespół, l to - jak mi się wydaje - w jakimś tam stopniu się udało. Na próbach aktorzy pracowali do ostatniej minuty i to jest dla mnie naprawdę wielką satysfakcja. A czy może być jeszcze większa? Tak - jeśli lubelska publiczność uzna przedstawienie za swoje, bo po to się je przecież robi. Jaka może być większa satysfakcja dla reżysera?...

* Życzymy Panu tej satysfakcji i dziękujemy za rozmowę.

* Życzymy Panu tej statysfakcji l dziękujemy za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji