Armaty śmiechu hrabiego Fredry
Wszyscy ci, którzy uważają dzieła naszego wybitnego klasyka - komediopisarza Aleksandra Fredry za wytarte ramoty, przeżyją wstrząs, jeżeli obejrzą spektakl "Damy i huzary" w Teatrze im. Osterwy. Jest po temu okazja, bo sztuka wraca na afisz właśnie w ten weekend. Przedstawienia zaplanowano na 28, 29 i 30 listopada.
Rzecz cała rozpoczyna się w pejzażu z porzuconymi armatami - w końcu bohaterami są wojacy w stanie spoczynku - ale jedyne salwy, oczywiście śmiechu, rozbrzmiewają co chwilę na widowni. Prześmieszna galeria wojskowych - oryginałów nawiedzonych niespodziewanie przez desant energicznych, ukierunkowanych na matrymonialną ofensywę pań - musi dać odpór "wrogowi". Rozpoczyna się korowód miłosnych manewrów, które śledzimy z zainteresowaniem i rosnącym rozbawieniem. Ten wieczór teatralny z Fredrą działa na widzów jak najlepsza terapia poprawiająca humor i rozładowująca napięcia. I nie jest to wcale zabawa na tematy przebrzmiałe lub trącące myszką. "Damy i huzary" odbiera się w epoce galopującego feminizmu jako sztukę mocno aktualną, celną i potrzebną.
Reżyserem lubelskiej inscenizacji jest niezrównany w dziedzinie komedii Edward Wojtaszek. Pokłady naturalnego komizmu, jakie wydobyć potrafił z zespołu aktorskiego i wszystkich scenicznych sytuacji, są doprawdy imponujące. Gra też w spektaklu na korzyść Fredry znakomita scenografia Pawła Dobrzyckiego i przezabawne kostiumy Barbary Wołosiuk. W przypadku panów dużą rolę odgrywają w nich elementy militarne, mimo że oręż potrzebny jest huzarom już tylko w walce z uzbrojonymi w wachlarze, parasolki i determinację damami, dybiącymi na ich cywilną wolność i męską niezależność.
Jaki będzie wynik tego starcia? Z pewnością wygrana jest publiczność, która na temat odwiecznej walki płci dowie się, na przekór "archaiczności" Fredry, czegoś nowego. A zabawy przy tym co niemiara!