Artykuły

Upadek wzwyż

Co tu dużo mówić, zbulwersował mnie tekst Jacka Wakara "Gdzie jest kapitan?", opublikowany w kwietniowym "Foyer", a przedstawiający bardzo subiektywną wizję upadku krakowskiego Starego Teatru i miażdżącą krytykę teatralnych rządów Mikołaja Grabowskiego. Nie mogę zaakceptować również sytuacji, w której jakikolwiek, nawet najbardziej zasłużony i powszechnie szanowany krytyk żąda odwołania dyrektora teatru - polemizuje Łukasz Drewniak.

1.

Nie zgadzam się z przyjętą przez autora metodą mówienia łącznie o trzech ostatnich dyrekcjach (Meissnerowej, Koeniga i Grabowskiego). Przecież każdy z tej trójki ciągnął teatr w inną stronę! Z inną intencją i nie zawsze w dół, w artystyczną przepaść. Nie podzielam bólu, że czasy Swinarskiego, Jarockiego i Grzegorzewskiego w Starym odeszły bezpowrotnie i żaden twórca nie wypełni tej luki. Nie mogę zaakceptować również sytuacji, w której jakikolwiek, nawet najbardziej zasłużony i powszechnie szanowany krytyk żąda odwołania dyrektora teatru.

2.

Stary Teatr, przynajmniej za mojej pamięci, upadał parę razy: pod koniec dyrekcji Radwana, w połowie rządów Bradeckiego, przez całą kadencję Koeniga. Dwa lata temu (już za Grabowskiego) też nie było najlepiej Pamiętam też, jak aktorzy Starego pisali listy otwarte do prasy przeciwko dyrektor Krystynie Meissner, jak krytycy przestrzegali przed konsekwencjami jej odwołania, jak komentowaliśmy bunt reżyserów, rezygnujących z pracy na scenie przy placu Szczepańskim. Polemizowaliśmy wówczas zajadle właśnie w obronie mitu, tradycji, poziomu repertuaru Starego Teatru. Efektem tych sporów była tylko bezbarwna dyrekcja Jerzego Koeniga. Ówczesna awantura o Stary Teatr uświadomiła mi jedno: wybitności nie da się zadekretować. Żaden teatr nie będzie wielki tylko dlatego, że miał chwalebną przeszłość, ciągle posiada niezły zespół i wielkie są wobec niego oczekiwania. Teatr potrzebuje wizji, programu i ludzi, którzy go zrealizują. Przez 10 ostatnich lat był to w Krakowie towar deficytowy. Teraz, kiedy idzie ku lepszemu, Jacek Wakar krzyczy: okręt dryfuje!

3.

Zdaniem Jacka Wakara wszystkiemu, co dzieje się na scenie przy Jagiellońskiej, winny jest Mikołaj Grabowski. Tymczasem problem Starego Teatru i jego recepcji przez widzów i część krytyki tkwi nie w personaliach, a w ideowym zapleczu. Kryzys tej sceny wziął się z kryzysu polityki kulturalnej miasta. W ostatniej dekadzie Kraków zasklepił się w celebracji jubileuszy, rozpamiętywaniu swoich złotych lat. Dusił wszelkie wywrotowe inicjatywy, ale kibicował sezonowym pojedynkom kanap i koterii salonowych. Trwał w bigoteryjnej histerii, przeciwnej wszystkiemu co nowe. Artystyczny Kraków wyznaczały horyzonty intelektualne dobrze sytuowanej klasy średniej, nawet geje i alkoholicy zmieszczanieli tu bez reszty. Swoje dołożyły także teatralne rządy wypalonej generacji 50- i 60-latków: Krzysztofa Jasińskiego, Krzysztofa Orzechowskiego, Jerzego Fedorowicza, Jerzego Stuhra Odklejeni od tego, czym żyje polski teatr, proponowali wizje sztuki bezpiecznej, przewidywalnej, biesiadnej. To dlatego uciekali stąd młodzi artyści. Aktorzy, reżyserzy, plastycy.

Grabowski też miał swój udział w tym procederze przez pierwsze sezony swojej dyrekcji. Od samego początku bardzo się starał, żeby nikogo nie obrazić, nikomu nie nadepnąć na odcisk. Mówiło się o jego kompleksie Starego Teatru. Że nigdy nie zaproszono go tu do pracy, że robił spektakle polemiczne wobec linii sceny przy Jagiellońskiej. Tymczasem Grabowski chciał przeszłość i tradycję Starego uszanować. Dlatego mimo wątpliwości sięgnął po "Wyzwolenie", zepsuł własny spektakl o Gombrowiczu, dostosowując swoją schaefferowską anarchiczność do reguł dużego widowiska na wielkiej scenie narodowej. Nie zarządził zwolnień grupowych, nie rewolucjonizował repertuaru. Był chciwy powszechnej akceptacji. A to rzadko popłaca.

4.

Grabowski przyszedł do Krakowa po niewątpliwym sukcesie swojej łódzkiej dyrekcji w Teatrze Nowym. Reżyserował tam wspólnie z grupą młodych: Kosem, Brzykiem, Janiszewskim. Grali Słobodzianka, Szekspira, Witkacego, Villqista i powolutku przygotowywali swój zespół aktorski do coraz trudniejszych zadań. Nie dało się tego modelu pracy powtórzyć w Krakowie. Pierwszy sezon Grabowskiego to spektakularne konflikty z młodymi reżyserami. Skończył za Brzyka "Cara Mikołaja", po kłótni na temat obsady "Adama Geista" wyleciał Kos, Urbański nie doprowadził do premiery "Tylko tej pchły", z "Polaroidów" zrezygnował Grota O fiasku pierwszego sezonu zadecydował chyba nie tylko trudny charakter Grabowskiego. Wychowani na Lupie, Jarockim i Grzegorzewskim, aktorzy Starego czekali na bardziej doświadczonych inscenizatorów. Na twórców z charyzmą i sukcesami, a nie na młodziaków na dorobku. Uprzedzony do wielu modnych reżyserów, nieufny wobec rankingów geniuszy robionych przez krytyków, Grabowski spróbował więc szukać partnerów pośród twórców ze starszych generacji. Bardzo szybko okazało się, że nie ma z kim robić teatru. Średnie pokolenie reżyserów wymarło bądź uległo rozproszeniu. Krystian Lupa pracuje w swoim rytmie i nie mógł obsłużyć rzecz jasna całego repertuaru. Świetne pomysły (jak ten z kabaretami) nie mogły więc doczekać się w Starym błyskotliwych realizacji. Sam Grabowski nie udźwignął roli artystycznego przewodnika, realizatora spektakli flagowych, wizytówek Starego Teatru. Zanosiło się, że zaraz przybędzie na ratunek Tadeusz Bradecki. Albo reżyserować będą aktorzy Grabowski ma jednak niezwykłą umiejętność dokonywania radykalnych wolt. Uciekania spod gilotyny dosłownie w ostatniej chwili. Tak też zrobił i tym razem.

5.

Mikołaj Grabowski to typ osobowości otwartej, chłonnej, ciekawej opinii innych ludzi. Jego poglądy na sztukę, rodzaj strategii artystycznych zależą w dużym stopniu od towarzyszących mu Mentorów. Kiedyś byli nimi Bogusław Schaeffer, Tadeusz Nyczek, Tadeusz Słobodzianek Rok temu nadszedł czas Grzegorza Niziołka, wieloletniego redaktora "Didaskaliów", autora książek o Lupie i Różewiczu. Niziołek został pierwszym od lat kierownikiem literackim Starego Teatru, który ma rzeczywisty wpływ na jego linię repertuarową. Dziwne, że Jacek Wakar nie zauważył roli, jaką Niziołek zaczął odgrywać w gmachu przy Jagiellońskiej, że nie docenia jego orientacji w zjawiskach współczesnego teatru. Niziołek uwiarygadnia nowy kurs Starego, zapewnia podbudowę intelektualną, jakiej dawno, bodaj od czasów Jana Błońskiego na tej scenie nie było. To on wyjaśnia Grabowskiemu, kto jest kim w polskiej reżyserii, kogo warto zaprosić do pracy w Starym.

I jeszcze jedna postać, która ożywiła Stary Teatr. Po odejściu z dyrekcji wrocławskiego Teatru Polskiego pojawił się w Krakowie Paweł Miśkiewicz, teatralny uczeń tak Lupy, jak i Grabowskiego. Kandydat na autentycznego lidera zespołu. To przecież jego wiosenna premiera "Niewiny" przerwała złą passę w Starym. Scementowała zespół. Zapewniła nagrody i festiwalowe występy. Miśkiewicz przyniósł ze sobą ideę baz@rtu, festiwalu i studia współczesnej dramaturgii. Stawiając na Miśkiewicza, Grabowski nie tylko, jak mniemam, wychowuje sobie następcę, ale otwiera skostniały moloch Starego na młodych twórców, dramaturgów, reżyserów i aktorów, zmienia go w miejsce debiutów i platformę promocji. To mała, ale cenna rewolucja. Grabowski zrozumiał, że jego ambicją nie powinno być ściganie się z lokalnymi rywalami, tylko uczestnictwo w krajowej i europejskiej dyskusji nad przyszłością teatru. Nie wierzyłem, że to kiedyś nastąpi: alwernijski prowincjusz Grabowski się zeuropeizował.

6.

Jaki będzie nowy Stary Teatr? Wiem co nieco o przyszłym sezonie: wreszcie będą tu pracować najciekawsi polscy reżyserzy. Najbliższe premiery to "Auto da fé" Miśkiewicza, "Trzy stygmaty Palmera Eldricha" Klaty, przedstawienie Mai Kleczewskiej. Pojawi się niemiecki reżyser Armin Petras. Jest Lupa, może Grabowski będący ostatnio w lepszej formie znów coś wyreżyseruje. Takiego zestawu twórców mogłaby pozazdrościć Staremu niejedna scena. Inna sprawa, czy te przedstawienia okażą się wybitne, czy nie. Ale sukcesu nie zaprogramuje żaden dyrektor.

Na razie tercet Grabowski - Miśkiewicz - Niziołek wierzy, że teatr z ambicjami musi być organizatorem festiwalu. Stąd tak poczesne miejsce baz@rtu w koncepcji odmienionego Starego. Bo festiwal powoduje ferment twórczy, wzmaga głód nowości, otwiera oczy widzów i zespołu na propozycje zagranicznych artystów. Ustawia produkcje teatru we właściwym kontekście. W Starym Grabowskiego równocześnie pracuje się nad współczesną polską dramaturgią (konkurs dramatyczny baz@rtu i "Dialogu") i szuka współczesności w klasyce (festiwal re-wizje dramatyczne, spotkania młodych reżyserów z dziełami Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego). Pokazuje się, co nowego w dramaturgii francuskiej, niemieckiej, brytyjskiej.

Prawda, że środowisko zeszłoroczny, październikowy baz@rt zbojktowało. I bardzo dobrze. Nie było min, póz i prowincjonalnego prychania. Do teatru przyszła inna publiczność, nie szkolne wycieczki, nie senni mieszczanie i zblazowani dyrektorzy instytucji miejskich, ale młodzi widzowie.

7.

Póki co Mikołaj Grabowski jest dla mnie w najnowszej historii Starego Teatru bohaterem pozytywnym. Bo co można powiedzieć przeciwko dyrektorowi Starego? Że jest nepotystą? Genialne role Iwony Bielskiej w "Niewinie" i "Zaratustrze" wytrącają z rąk argumenty o zbyt częstym obsadzaniu rodziny. Grabowski umie się przyznać do błędów. Niedobre "Wyzwolenie" skrócił i poprawił. Jacku Wakarze! Złe przedstawienia zdarzają się nawet Andrzejowi Sewerynowi

Na plus trzeba Grabowskiemu zapisać decyzję o odsunięciu figurantów i szarych eminencji Starego Teatru. Odkoturnienie, odfrakcyjnienie i stopniowe odmłodzenie zespołu aktorskiego. Dla mniej rozchwytywanych aktorów jest miejsce na piwnicznej Scenie przy Sławkowskiej będącej w gestii Fundacji Starego Teatru. Dyrektor jest ponadto zainteresowany teatralnymi koprodukcjami (zwłaszcza po sukcesie "Nocy" i "Kruma"), dzięki jednej z nich wrócił do Krakowa po sześciu latach Krzysztof Warlikowski. A że jest grono niezadowolonych? Zawsze będzie, nawet gdyby dyrektorem był nagle zmartwychwstały Konrad Swinarski.

Postawiony przez Wakara zarzut, że nie ma już w Starym odwołań do spektakli Swinarskiego, mierzenia się z dziedzictwem Jarockiego, dyskusji z przeszłością, jest absurdalny. To nie wina Grabowskiego i Starego Teatru. Po prostu zmienił się polski teatr. Na sceny i widownie weszło nowe pokolenie, które straciło kontakt z historią teatru. Partnerów do rozmowy o tym, co najważniejsze, szukają nie w przeszłości, a w teraźniejszości. Jeszcze do 1998 roku każdy spektakl ustawialiśmy w szeregu wielkich, legendarnych realizacji. Po debiucie Jarzyny i Warlikowskiego to się skończyło. Inne są cele, inne tematy i inny widz polskiego teatru. Szkoda, że Wakar nie chce tego zobaczyć.

8.

Dobrze, dyrektor Grabowski Wakarowi się nie podoba. Ale jeśli nie Grabowski, to kto? Czy Jacek Wakar ma jakieś racjonalne rozwiązanie tego problemu? Coś w typie parlamentarnego konstruktywnego wotum nieufności? O ile ja się orientuję w lokalnych realiach, w grę wchodziłyby tylko roszady personalne w ramach krakowskich scen. Nie chciałbym jednak, żeby Jerzy Fedorowicz robił Teatr Ludowy w STU, Krzysztof Jasiński przeniósł się do Słowackiego, a Krzysztof Orzechowski zarządzał Starym jak Słowackim. To nie jest żadna zmiana. To karuzela posad.

Mam nadzieję, że Stary nie wpadnie w ten wir i wielcy tego świata (na szczęście nie ma wśród nich nas, krytyków!) pozwolą Mikołajowi Grabowskiemu dokończyć zaczętą robotę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji