Gays` Love Story
Pewna księżna, przedstawicielka białej emigracji rosyjskiej w Paryżu, na pytanie: "Czy to prawda, że ten Czajkowski to taki pederasta?", odparła z godnością: "Prawda, no my jewo uznajem nie tolka za eta". Skłonności homo- czy heteroseksualne nie powinny być zasadniczym wyróżnikiem wartości dzieła. Prawdą jednakże jest i to, iż sposób uwrażliwienia na własną odmienność i szczególna dbałość o formę sprawia, że spośród gayów rekrutuje się pokaźna część artystów. Ludzie muzyki, sceny, pędzla i pióra, odmienne preferencje seksualne przeważnie utajniają, choć zdarza się, że czynią je elementem kreacji własnej osoby.
Gaye uważają, że ich skłonności są wrodzone, niezależne od sposobu wychowania i własnej woli, uwarunkowane przez określoną strukturę nerwów. Taki kaprys natury, coś jakby leworęczność. W państwach cywilizowanych mają swoje święto - Christopher Street Day. Odbywają wtedy okolicznościowe parady i festyny. Według WHO liczba homoseksualistów wynosi ok. 2 proc. męskiej populacji. Gayów, pogardliwie nazywanych pedałami, jest w Polsce ponad milion. Środowisko nie jest hermetyczne, nowych przyjmują chętnie, tym bardziej że muszą się trzymać razem. Choćby po to, by móc się bronić przed niewybrednymi atakami nietolerancji niektórych hetero...
Do tej pory nauka nie stwierdziła jednoznacznie, czy pociąg do tej samej płci rozstrzygany jest genetycznie, w okresie płodowym, czy też przeciwnie - większe znaczenie miałyby tu uwarunkowania zewnętrzne, środowiskowe. W pierwszym przypadku przypisywanie homoseksualistom szczególnego zepsucia i wyboru perwersji jako sposobu życia, byłoby dyktowane niewiedzą. W drugim - uwiedzenie seksualne w dzieciństwie lub w okresie dojrzewania przez osobę dorosłą tej samej płci groziłoby utrwaleniem nieprawidłowych tendencji w kształtowaniu przyszłych wzorców zachowań. Dlatego przypadki homoseksualnego uwiedzenia osoby nieletniej są karane, natomiast odpowiedzialność za tzw. prostytucję homoseksualną polski kodeks karny zniósł w 1969 r. Niemniej jednak pomilicyjne kartoteki zawierają odciski palców również tych gayów, którzy nigdy nie weszli w kolizję z prawem.
W miarę postępów demokracji polscy gaye doczekali się już kilku swoich pism. Mogą też zakładać kluby i lansować hasło: "Gay jest O'Kay!". Jednak w mentalności społecznej wyraźnych zmian w nastawieniu wobec ich odmienności nie da się dostrzec. Homoseksualiści czują się niepewnie. Lękają się "stróżów moralności", klerykalnej ekspansji, senackiego projektu ustawy o moralności publicznej - przewidującej zakaz działalności stowarzyszeń mniejszości seksualnych. Boją się AIDS, a zwłaszcza związanej z tą chorobą histerii. Jednakże homoseksualiści i lesbijki są na tyle liczną częścią naszej społeczności, że nie sposób dalej udawać, że nie ma problemu.
Polskie życie artystyczne sprawami mniejszości seksualnych zajmowało się dotąd marginalnie. To jeden z tematów tabu, któremu nasza pruderyjna obyczajowość nie poświęca zbyt wiele czasu ni uwagi. Stąd podziwiać należy Andrzeja Strzeleckiego za ryzyko realizacji nowego spektaklu muzycznego "Love" w Teatrze Rampa, które z pewnością rozgrzeje emocje widzów. Zarówno tych hetero-, jak i homoseksualistów.
Strzelecki zrealizował przedstawienie o miłości. Tytułowa miłość - bez udziału pań - może się wydać zabiegiem co nieco ryzykownym. Reżyser lubi widzów zaskakiwać i choć w programie do spektaklu nie wyszczególniono wykonawczyń, na estradzie jednak się pojawiają, by z męskimi partnerami odśpiewać kilka piosenek. O gayach to w końcu czy nic o gayach? Z "of-fu" słychać głos dyrektora Strzeleckiego, który wyjaśnia, że te piosenki są bezinteresownym dodatkiem z widowiska pt. "Film". Spektakl taki jest przygotowywany i będzie miał premierę, jeśli znajdzie się sponsor, który pozwoli rozpoczęte przedsięwzięcie doprowadzić do szczęśliwego końca. Po tym zaskakującym oznajmieniu panienki i ich partnerzy schodzą ze sceny.
Zaczyna się właściwy spektakl. Złożony jest z nieprzemijających szlagierów - od "Miłość ci wszystko wybaczy" do "Gdzie ci mężczyźni" - przeplecionych "słowem wiążącym", zaczerpniętym z różnych poradników. "Tych mężczyzn", łącznie z akompaniatorem okazało się siedmiu. Każdy ma swojego konika. Jeden hoduje kanarki, a zna się i na żółwiach, drugi nie rozstaje się z kosmetyczką i udziela kompetentnych rad, jak dbać o urodę, trzeci poświęca się frymuśnemu gotowaniu. Czwarty układa kompozycje kwiatowe, piąty szydełkuje, szósty zaś to arbiter elegantiarum. Siódmy bez reszty oddaje się muzyce. Panowie ci są na różnym szczeblu wzajemnej zażyłości. Ich delikatność w obcowaniu z bliźnimi tej samej płci przybiera różne formy wyznań, przeważnie do tekstu znanej piosenki. Czasem jest to trafny pastisz muzyczny. Już dla samej interpretacji songu "Dziwny jest ten świat" Niemena, w brawurowym wykonaniu Wiesława Stefaniaka, warto wybrać się do Rampy. A i wszystkie pozostałe kompozycje, jak to w Rampie, wykonywane są na wysokim profesjonalnym poziomie.
Dość prosty w sumie zabieg - przedstawienia miłości w innym świetle niż przywykliśmy ją odbierać na co dzień - spełnia dwie role: oswaja większość kochających hetero- z faktem, że można kochać inaczej, jak też pozwala publiczności ubawić się setnie. Czy widzowie-gaye bawią się na równi z pozostałymi? Miałbym wątpliwości, chociaż kompetentnie wypowiedzieć się nie mogę.