Nie robię sztuk dla siebie
Pantomima jest projekcją tego, co dzieje się w człowieku Rozmowa z Henrykiem Tomaszewskim reżyserem i dyrektorem Wrocławskiego Teatru Pantomimy
- "Uważam, że każda wielka sztuka była zawsze realistyczna" - to teza wygłoszona przez pana, ale tak naprawdę do widza przemawia pan symbolami.
- Nie ma w tym sprzeczności, którą pani sugeruje. Punkt wyjścia musi być zawsze realistyczny i na tej podstawie można budować warstwę symboliczną. Tak jest u Wyspiańskiego w "Wyzwoleniu" czy u Szekspira w "Hamlecie". Moje postacie baśniowe też muszą zanurzyć się w rzeczywistości, otrzeć się o rzeczy proste. W ten sposób zbliżam je do widza.
- W "Cardeniu i Celindzie" - sztuce opartej na utworze barokowego pisarza Andreasa Gryphiusa, którą prezentuje pan na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu, akcja sprowadza się właściwie do jednego wątku - miłosnego. Czy dla pana właśnie miłość jest najważniejsza?
- To zasadnicze ogniwo, z którego wychodzę, bowiem zawsze dotyczyło człowieka. Uważam, że jest jedyną właściwą drogą do harmonii, bez niego istnieje pustka, a nawet pojawia się chaos.
- Nie rozumię więc, dlaczego nastraja pan widza pesymizmem przekonując go w ostateczności, że wszystko przemija...
- Rzeczywiście, tak można zinterpretować przedostatnią scenę w "Cardeniu i Celindzie", gdzie padające światło na czerń dzbana tworzą pewną całość, a piasek w klepsydrze kończy się przesypywać. Ale jest jeszcze ostatnia scena - widok gwiazdy wigilijnej. To zapowiedź drugiego, innego, lepszego świata.
- Cardenio - główny bohater - musi w pewnym momencie dokonać wyboru między miłością czystą a skrajnie inną. Czy to oznacza, że zawsze stajemy wobec alternatywy?
- Człowiek ma wolną wolę i sam wybiera. Jak wybierze, tak żyje. I nie zawsze odróżnia dobro od zła. W zakończeniu każdej mojej pantomimy, gdy wydaje się, że syn marnotrawny wrócił do domu i zapanowała w nim miłość, następny syn odchodzi - ucieka, by błądzić. Goethe powiedział kiedyś: Tak długo człowiek błądzi, jak szuka. Ale trzeba szukać, by znaleźć.
- Często sięga pan do wątków chrześcijańskich?
- W tej kulturze wyrastałem, ją otrzymałem i ona mnie prowadzi. Nie znaczy jednak, że podchodzę do wszystkiego gładko. Wiem, że istnieje kult dionizyjski, który ma zupełnie inne wartości i on także pociąga. W ten sposób tworzy się odwieczna walka między światłością i ciemnością. Jest ona częścią człowieka. I takim go pokazuję.
- "Na początku było SŁOWO..." - napisano w Piśmie, a pan chyba nie docenia tegoż słowa...
- Doceniam i nie prowadzę z nim walki. Pantomima jest sztuką wyrażaną przez formę. Rezygnuje ze słowa i tym samym zakłada sobie pewną trudność, a sztuka ma za zadanie pokonywać trudności. Pokazuję ludzkie ciało w ruchu, który jest projekcją tego, co dzieje się w człowieku, jego radości, smutku, bólu i przez to chcę pokazać widzowi piękno. Nawet w cierpieniu.
- Zatem słowo nie może stworzyć piękna?
- Może, tylko całkiem inne.
- Ten symbol musi być bardziej wyrazisty, ten gest inny... Tworzy pan na początku pracy jakieś założenia?
- Nie, wierzę własnemu instynktowi, bo sztuka jest jego wynikiem. Gdy pracuję z aktorami, mówię to, co przychodzi mi do głowy i nie da się tego powtórzyć. To chwila. Oni nieraz pytają: Dlaczego właśnie tak? A ja nie wiem. Tak czuję po prostu. Schematy, założenia są na lekcjach, nie ma ich w pracy nad rolą. Wtedy pracuje już inny czas, tworzy się inna rzeczywistość.
- Dla kogo?
- Dla widza. Nie robię sztuk dla siebie i dla własnego zadowolenia. On oczywiście zinterpretuje to, co chciałem mu przekazać. Ma prawo do własnej wyobraźni, fantazji i wrażliwości.
- Teatr się zmienia. Pan jest konserwatystą czy lubi innowacje.
- Podoba mi się każda sztuka, jeżeli przekona mnie do siebie. Robię ją tak, by przekazać własną myśl biorąc to, co uważam za dobre dla mnie. Innowacje dla samych innowacji - żeby powiedzieć: O patrzcie jak Tomaszewski może się zmienić - nie mają sensu. Nie wiem, czy byłyby przekonujące. Nie wiem, czy byłyby moją prawdą.
- Prawda rodzi niepokój. Nie boi się pan, że widz nie zechce poznać?
- Jeżeli przyjdzie na mój spektakl, to pozna ją. A takie jest właśnie zadanie sztuki.