Artykuły

Sztuka, która nie dopowiada wszystkiego

Henryk Tomaszewski - baletmistrz, aktor mimiczny, choreograf, reżyser, inscenizator, założyciel i dyrektor Wrocławskiego Teatru Pantomimy, w której pełni wiele funkcji.

- Domyślam się, że jest to narzucone koniecznością.

- Tak, tak to jest w teatrze pantomimy. Jest to teatr bez własnego materiału, bez literatury i dziś, jeżeli ktoś bierze się do pantomimy, nie może sięgnąć do gablotki i wyciągnąć jakiejś sztuki, czy jakiejś partytury-baletu i powiedzieć - to wystawimy. Nie ma nic. Pracuje się w dziedzinie, którą trzeba na nowo odkrywać. Stąd myślę, że ktoś, kto chce robić pantomimę, musi sam wymyślić treść, zrobić sam scenariusz, potem dobrać ludzi, wyszkolić ich na pantomimistów, którzy byliby w pełni zdolni wykonać wizję scenarzysty, a potem być reżyserem, a potem jeszcze inscenizatorem. Na pewno jest to jednym z powodów, że jest tak mało teatrów pantomimy na świecie, że trzeba tak dużo rzeczy łączyć. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zamówić scenariusz pantomimiczny u jakiegoś literata. Jest to tak specyficzna sztuka, że scenariusz nawet z najpiękniejszą ideą, mógłby się nie sprawdzić na scenie, jest to przecież teatr nieliteracki, jest to teatr obrazów w działaniu, dzianiu się. Przekaz myśli, różnorodnych spraw, pewnej filozofii odbywa się w inny sposób, powiedziałbym trochę naiwny i bardzo prosty, Widz z mimem musi się identyfikować, ma zauważyć, że w życiu robi to samo, to zresztą odróżnia mima od tancerza... że ten pierwszy przedstawia pewne czynności z życia, tancerz zaś może się odgraniczyć i wykonać pewne pas, które może być czystą formą przy muzyce lub bez. U nas nie ma ruchu dla ruchu, formy dla formy. Wszystko musi być ciągiem czynności. Stąd tak trudno literacko zaplanować i zapisać. W swoich poszukiwaniach materiału pantomimicznego spotkałem zaledwie kilka mimodramów pantomimicznych, napisanych przez literatów. Drugą sprawą jest brak szkół, które by kształciły mimów.

- Oprócz tego, że jest pan autorem wszystkich scenariuszy do swoich pantomim, choreografem, reżyserem, jest pan przecież pedagogiem, nauczycielem szkolącym nie tylko umiejętności i sprawności techniczne mimów, ale także uczy pan gry aktorskiej, kształci pan i bogaci osobowość aktora.

- Jeżeli chcę zrealizować swój zamysł w pantomimie, muszę mieć ludzi, których sam muszę wykształcić. Odbywa się to w ramach zamkniętego studia przy teatrze. Przychodzą do nas ludzie po skończonej szkole baletowej bądź też ludzie o szczególnych predyspozycjach, tzn. mają absolutną sprawność ciała, fantazję, wyobraźnię, bardzo silny zmysł naśladowczy i muszą stale nad sobą pracować. Czteroletni okres nauki i pracy pozwala na wykształcenie aktora-mima. Pantomima, to sztuka, która wymaga nie tylko sprawności i umiejętności, fizycznej świadomości naszej możliwości antomicznej w ruchu, ale jest to także umiejętność nałożenia na to pewnych zadań aktorskich. Ruchem i mimiką musimy wyrazić wzruszenie, nawet psychiczne przemiany i być przy tym szczerym, nie wpadać nigdy w manierę, po to, by widz mógł się z nami identyfikować, powiedzieć: tak, ja to też tak robię, czuję, aczkolwiek ty mi to pokazujesz wszystko wyolbrzymione, w powiększonej fazie ruchu, ale to tak wygląda.

- Dzisiaj we współczesnym teatrze daje się zauważyć pewne tendencje do improwizacji, pisane na scenie. W pana pantomimie tego nie ma.

- To jest nawet niemożliwe, chociaż okres improwizacji właściwie jest, ale w fazie pierwszych prób, w poszukiwaniach i propozycjach wychodzących od aktora. Omawiamy wtedy sceny i postacie, ideę tej sceny - i wtedy aktor może próbować pewne sytuacje, aż do momentu, kiedy pewne sceny, formy ruchowe zostaną zakodowane po wyborze najcenniejszych dla nas środków. Wtedy nie może być już żadnych zmian, gdyż jest to gra całego zespołu i musi wszystko być tak, jak w muzyce, współbrzmieć.

- Pantomima jest sztuką, która działa na nas całych, tzn. tak samo na intelekt, jak i fizycznie na nasze ciało. Wydaje się, że właśnie ruch ciała, wyraz twarzy jest komunikatem spośród innych znaków najwymowniejszym. Czy uważa pan, że teatr pantomimy dlatego właśnie może więcej wyrazić niż teatr dramatyczny?

- Nigdy nie uważałem, że pantomima ma wykazać jakieś braki czy niedobory słowa. Uważam, że teatr słowa, jakim jest teatr dramatyczny, jest sam dla siebie, a pantomima to inny kierunek teatru, który może wyrazić te same treści, a bardzo często i inne. Robi to po prostu inaczej, dochodzi do człowieka nie przez atak intelektu, ale przez bodźce, pewne wzruszenie, nawet oszołomienie, gdyż oko nasze jest zawsze wrażliwsze. Wydaje mi się, że dlatego teatr pantomimy istnieje rzadko, pojawia się nieraz i znowu ginie, że istnieją jakieś okresy, zapotrzebowanie na pewne gatunki sztuki. W dzisiejszym zracjonalizowanym świecie istnieje właśnie potrzeba sztuki, która nie dopowiada wszystkiego. Przez film, a zwłaszcza przez telewizję, dostajemy wszystko gotowe, mamy to tylko skonsumować. A sztuka, jaką jest pantomima, obywa się bez słowa, tego najprostszego sposobu porozumiewania się, pobudza wyobraźnię. Słyszę najprzeróżniejsze opinie o naszych pantomimach. Jest to tak, jak z tym ptakiem ze sztuki Szaniawskiego - każdy go widzi, ale każdy inaczej. Po to idziemy do teatru, ażeby ten ptak ukazał się nam takim, jakim go chcemy widzieć. Ja coś takiego widzę u ludzi - potrzebę fantazji, zadumy, wyobraźni.

Po spektaklach pantomimicznych można zaobserwować, że ludzie prowadzą bardzo ożywioną wymianę myśli i wrażeń. Ale głębsze refleksje przychodzą jeszcze później, tak jak pan powiedział: "silne wzruszenia wzrokowe dręczą nas długo, zmuszają do późniejszych rozmyślań". Czy tak pan widzi zadania pantomimy?

- Tak to widzę. To jest zadaniem i funkcją naszego teatru, bo pokazywać techniki, np. ciągnięcie liny czy odbijanie niewidzialnej piłki, to dla nas mało...

- Pan jednak odchodzi czasem od swojego teatru i daje się uwieść teatrowi dramatycznemu, reżyserował pan przecież w teatrze wrocławskim, w teatrze dolnośląskim, w teatrach Norwegii, Danii, Holandii, Szwecji. Czy to zdrada pantomimy?

- Nie, to nie zdrada. To są propozycje dyrektorów teatrów, którzy mnie widzą u siebie w teatrze, a ja mam pewne sztuki, które przyznam się leżą mi jakoś na sercu. W pierwszych realizacjach czułem się nie tak pewnie, ale dziś mam już pewne doświadczenie, które ugruntowało może przeświadczenie, że aktor dramatyczny też czuje ruch. Jeżeli ma tylko okazję przekonać się, że jego ciało, a nie tylko jego głos, jest instrumentem do kreowania roli i postaci, to mnoży to jego możliwości aktorskie. Jeżeli mówi ze sceny nienaturalnym, w pewnej konwencji głosem, to dlaczego nie wykonuje czynności w ten sam sposób. Powinna być przecież ta sama konwencja i dla ruchu i dla słów.

- Najważniejszą sprawą w pańskiej sztuce jest więc ruch, ten ruch, który jest nieodłączny człowiekowi, pan wierzy wymowie ciała. Oczywiście wyrażać tylko przez ciało i jego ruch całą złożoność ludzką jest rzeczą trudną. Czy aktorzy w ostatnim przedstawieniu pantomimy grając nagością, mają wyrazić więcej i lepiej niż przez kostium?

- Ciało jest naszym instrumentem, w naszym teatrze, dla nas jest materiałem, nad którym stale pracujemy. Jeżeli ubieramy się w kostium, to jest on nieraz elementem tłumaczącym scenę. Jednak ciało jest zawsze materią, dlatego też staramy się je jak najmniej zakrywać, by widać je było jak najlepiej. Jeżeli zaś chodzi o nagość zupełną, zastosowaną zresztą po raz pierwszy w tej pantomimie, uważam, że ciało ludzkie ma swój człowieczy wymiar. Oczywiście można zrobić z tego i kabaret i komercyjną konsumpcję, tu zaś nagość związana jest z treścią pantomimy. Są pewne sceny, które wymagają nagości, mają zadanie nawet wzburzyć widza. Nagość jest tu kostiumem, maską, jest uzasadnioną potrzebą.

- Człowiek jest zawsze w centrum pana zainteresowań przy tworzeniu scenariusza. On jest pierwszym tematem, kostium, rekwizyt czy też muzyka - to sprawa drugorzędna.

- Naturalnie, tak jak film można porównać do malarstwa, to pantomimę można przyrównać do rzeźby. My jesteśmy plastyczni, działamy w pewnej przestrzeni. Ta rzeźbiarskość ciała jest tu bardzo istotna.

- Ostatnie przedstawienie pt. "Przyjeżdżam jutro" obnaża nie tylko ludzkie ciało, ale i także, a może przede wszystkim jego wnętrze, homo sapiens w ostatnich dwóch pantomimach jest ukazany w krzywym zwierciadle, menażeria ludzka coraz bardziej szalona, nieobliczalna.

- Nie chciałbym tłumaczyć treści i założeń pantomimy, uważam, że obrazy mówią same za siebie, każdy ma własną interpretację. Ale chcemy pokazać człowieka w jego wszystkich sprawach prostych, zwykłych, na które nakładają się później sprawy, wychodzące z ukrycia, z podświadomości, które nagle otwierają i poruszają człowieka, ukazując go w jego marzeniach, w tęsknotach, snach, nawet w drzemiącym okrucieństwie. tak, jest to trochę smutna pantomima, ale jest i miejsce na uśmiech czy śmiech. Zmiana nastrojów jest zasadą pantomimy.

Przecież pantomima wyrosła z romantycznego Pierrota, który był takim smutno-śmiesznym pajacykiem, to on tak właśnie walczył, tak działał, tak chciał zdobyć najpiękniejszą damę. Ale nic mu się nie udawało. Człowiek w całej swojej powadze wzięcia na siebie najważniejszych spraw ma chwile wzniosłe i małe, jest wielki i śmieszny zarazem. A Chaplin - największy mim XX wieku - który stale musiał walczyć z przeciwnościami świata, śmieszył nas, a przecież był tragiczny, taki, jaki był Pierrot. I to jet linia pantomimy.

- Przypatrując się poczynaniom Wrocławskiego Teatru Pantomimy, trzeba przyznać, że nie miał on złych okresów, kryzysów, załamań czy braku tematu.

- No, uważam, że tematów nie może zabraknąć, bo jeżeli człowiek jest cały w życiu i widzi, co dookoła się dzieje i żyje we współczesnym świecie, to jakże może zabraknąć tematu? Temat zawsze się znajdzie, on jest, potrzebna jest tylko czasami jakaś anegdota. Moim zdaniem i obowiązkiem jest znaleźć najwłaściwszy temat, trochę jest tu przydatne jakieś wyczucie, założyć z góry wszystkiego nie można, muszę się też zdać i na intuicję.

- A jaki temat ma pan w przygotowaniu, czy może pan nam to zdradzić?

- Następnym tematem będzie pantomimiczna wersja o Panu Twardowskim, będzie to rzecz o potrzebie magii.

- Krytycy i recenzenci zarzucają panu odejście od dawnego Tomaszewskiego, mówią, że dawniej było np. więcej metafory, symboliki, zadumy filozoficznej.

- Mnie nigdy nie interesowało kontynuowanie już raz znalezionego odcinka pracy. Mnie interesuje szukanie na nowo i dalej próbuję, co jeszcze można. Nie potrafię iść po linii uznanych przez krytykę osiągnięć. Sztuka musi się ciągle odradzać. Pewnie, że korzystam z poprzednich doświadczeń, których się dorobiłem. W każdym temacie tkwią inne możliwości, inne środki, formy przekazu, na tym polega tworzenie, stawanie się.

- Który to raz przyjeżdża pan ze swoim programem do Łodzi?

- Tyle razy, ile było premier, tzn. trzynaście. Przyjeżdżamy z każdym spektaklem, a łódzka publiczność stwarza nam doskonałą atmosferę. Bardzo lubimy tu przyjeżdżać.

- A my zawsze z niecierpliwością czekamy na nowe spektakle i pana propozycje. Przyjazd Wrocławskiego Teatru Pantomimy staje się wydarzeniem sezonu. Teatr ten w swojej formie pantomimy niepowtarzalnej w świecie, swoją kalejdoskopową rozmaitością, treści i tkwiących w niej wartości, budzi w nas tak wiele różnorodnych doznań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji